[ Pobierz całość w formacie PDF ]
.Ze świecą takich szukać w całej armii.- Daniłow schował pistolet do kabury.- No, muszę popędzić chłopaków do roboty.Ładunku moc, a tu czas goni.- Nie odważycie się.- Szujkow poczuł, że słowa więzną mu w gardle.- Na co to się niby nie odważymy, młodzieńcze? - zapytał uprzejmie Daniłow.- Nie odważymy się obrobić transportu? Jasne, że się odważymy, żadne ryzyko - wytłumaczył z uśmiechem.- Nim się ktokolwiek zorientuje, że twój pociąg się zwyczajnie nie zepsuł w szczerym polu, wszyscy, bo i ja, i moi przyjaciele, i ładunek, któregoś tak dzielnie strzegł, będziemy już pod Moskwą.A Moskwa to piękne i duże miasto.Bardzo duże.Zdziwił byś się, jak łatwo w takim mieście znikają towary.Ludzie też znikają.Daniłow zerknął na niziutkiego sierżanta.- Nie stój tak, Wania, tylko się zajmij naszym porucznikiem - przykazał mu z dziwnie zimnym wzrokiem.- Czyń honory, w moim imieniu, rozumie się.Odwrócił się i ruszył szybkim krokiem w stronę ciężarówek.- Dlaczego? Powiedzcie, dlaczego? - z goryczą spytał Szujkow sierżanta.- Normalnie.Żyć jakoś trzeba - oświecił go sierżant i zaśmiał się nieprzyjemnie.- Wpadnie mi dzisiaj więcej, niż bym zarobił przez rok.A i oficerowi nie trzeba już butów lizać.Na tę mądrość Szujkowowi zabrakło odpowiedzi.Milczał, patrząc jak bandyci z wycelowaną bronią wyganiają z wagonu kolejnych żołnierzy.Szeregowcy potykając się zbiegali po nasypie i ustawiali się z rękami na karku na drodze, bladzi ze strachu i poniżenia.Szujkow sam czuł, jak gotuje się w nim krew.Da Bóg, popędzi tych bandytów pod murek, jak się należy! Na początek dokładnie opisze służbie wewnętrznej obu drani, Daniłowa i zdrajcę sierżanta.Nie umkną, o nie.Dobrze sobie zakarbował w pamięci ich rozradowane twarze.Właśnie.Twarze.Szujkow wzdrygnął się nagle.Dlaczego pozwolili mu na siebie patrzeć? Sierżant czytał mu chyba w myślach, bo zaskrzeczał:- A, tak właśnie, poruczniku.Pospacerowaliśmy, i wystarczy.Mówiąc to, podnosił lufę beztrosko dotąd niesionego automatu.Szujkow okręcił się przerażony i skoczył w stronę najbliższych drzew.Sierżant odczekał, aż porucznik odbiegnie cztery metry i dopiero wtedy nacisnął spust.Szujkow poczuł trzy uderzenia, jak ciosy rozpalonym łomem.Padł plackiem w błoto i zaczął je rwać palcami, próbując się podźwignąć, złapać oddech.Dyszał jeszcze, gdy poczuł jak ostatni druzgocący cios spycha go w ciemną studnię.14 października - miasto Jarosław Dwieście pięćdziesiąt kilometrów na północny wschód od Moskwy, rozlana szeroko Wołga zataczała krąg wokół kopulastych cerkwi i wystygłych kominów fabrycznych Jarosławia.Prąd unosił w dół rzeki czarną od przemysłowych zanieczyszczeń krę - widomy znak, że zima przyszła w tym roku wiele tygodni wcześniej niż zwykle.Gołoledź i nagłe, oślepiające zadymki czyniły z jazdy samochodem do Moskwy przedsięwzięcie niebezpieczne i niepewne.W Jarosławiu niepokoiły nie tylko wystygłe kominy.Równie ponury widok stanowiła kilometrowa kolejka wymęczonych staruszków, kobiet i dzieci z pustymi siatkami w rękach, wybiegająca z drzwi z szyldem państwowego sklepu mleczno-nabiałowego.Kolejka kończyła się na głównym placu miasta.W ogołoconym sklepie ponure ekspedientki w poplamionych, niegdyś białych fartuchach i w siatkach na włosach stały przy drewnianej ladzie w głębi sklepu, w ślimaczym tempie wydając paczuszki kartkowego mleka w proszku oraz spleśniały ser.Otępiałe ze zmęczenia twarze ludzi na czele kolejki stężały nagle, bo zza drzwi na zaplecze wychynął poddenerwowany konwojent i zaczął poszeptywać z opasłym, brodatym kierownikiem sklepu.Żeby znaleźć się wewnątrz, ludzie z kolejki człapali przez wiele godzin, centymetr po centymetrze.Wszystkim kończyły sie zapasy, nawet te na czarną godzinę.Dziwna, przedwczesna zima zdążyła zacisnąć wokół miasta lodowy pierścień.- Przyjaciele! Uciszcie się na chwilę, mam komunikat! - Kierownik sklepu pomagał sobie gestykulacją, chcąc uspokoić tłum.Potrząsając smętnie głową ciągnął: - Niestety, mam dla wszystkich smutną wiadomość.Z powodu niezwykle wysokiego popytu, zapasy żywności spadły poniżej normy.Część towaru musi zostać w magazynach, jako rezerwa na nieprzewidziane okoliczności.Dlatego muszę zamknąć sklep do czasu nadejścia nowej dostawy.Jutro, najdalej pojutrze, przyjdzie dostawa, otworzę.W cisnącym się tłumie zaczęły fruwać przekleństwa, a kilkoro dzieci, pewnie wystraszonych gniewem rodziców, zapłakało
[ Pobierz całość w formacie PDF ]
Darmowy hosting zapewnia PRV.PL