[ Pobierz całość w formacie PDF ]
.Sygnału nie było.Nie pomogło naciskanie na widełki.Cisza.Zubczenko zbladł.Na tej linii nie było mowy o awariach.- Majorze, prędko! - dobiegł go nowy okrzyk z ganku.Zubczenko wyskoczył w samą porę, by ujrzeć kolumnę transporterów - jedenaście ośmiokołowych BTR-80 - skręcającą na długi żwirowany podjazd przed daczą.Z otwartych włazów spoglądali czujnie żołnierze w hełmach, i to żołnierze regularnych wojsk, nie FSD.Widząc, że ma do czynienia z pełną kompanią zmechanizowaną, major z wysiłkiem przełknął ślinę.- Sierżancie! Wszyscy na posterunki, ale niech mi się nikt nie waży strzelać bez rozkazu, zrozumiano?To mogą być posiłki dla wzmocnienia ochrony!- Rozkaz! - odrzekł podoficer bez większego przekonania w głosie, lecz odwrócił się i zaczął wydawać polecenia trzydziestoosobowej grupie ochrony.Obstawa zaległa na ganku, a także w drzwiach daczy - część tylko w bieliźnie, gdyż alarm zastał ich w porze wypoczynku.Kiedy w drzwiach pokazał się ostatni rozziewany ochroniarz z FSD, lufa pierwszego transportera celowała już w ganek.Z włazu wyskoczył wysoki, jasnowłosy oficer i pewnym krokiem, z bezczelną miną ruszył ku schodkom.Zubczenko zdumiał się na jego widok.Owszem, znał osobistego adiutanta marszałka Kaminowa, pułkownika - jakże mu tam.? Sołowiewa!Tylko czego tu chce ten Sołowiew? Zubczenko zbiegł z ganku i wyszedł pułkownikowi na spotkanie.- Co za za manewry sobie urządzacie! Tu jest obiekt zamknięty, pułkowniku! Co się dzieje, do cholery?Sołowiew nawet nie mrugnął.- Ciszej, majorze, przywożę bardzo złe wiadomości.Marszałek Kaminow i reszta przywódców rady wojskowej nie żyją.Oszołomiony major z FSD otworzył usta, a potem wybełkotał: - Ale jak to? Co, kiedy.?- Wpadli w zasadzkę.Ktoś rozwalił ich z karabinów maszynowych na dojeździe do daczy.Nikt nie wyszedł żywy.- Sołowiew skrzywił się, nim dodał: - Właśnie stamtąd wracam.Zubczence nietrudno było w to uwierzyć.Od pułkownika szedł wyraźny zapach oleistego dymu i potu.- W zasadzkę? - powtórzył.- Czyją? Czyją?!- Tego na razie nie wiemy.Powtarzam, na razie.W pobliżu miejsca zamachu znaleźliśmy kilka ciał.Wygląda, że ci ludzie padli od kul ochrony marszałka.Jedne ze zwłok należą do szefa ochroniarzy delegacji francuskiej.- Matko Boża! - zawołał oszołomiony major i wyjąkał: - A-ale przecież Francuzi.Myślałem, że Francuzi.No, dobrze, ale po coście tu przyjechali, pułkowniku?Sołowiew uniósł brew, udając zdziwienie.- Po co? To akurat wydawało mi się zupełnie jasne, majorze.Trzeba bezpiecznie przewieźć prezydenta do Moskwy.Zubczenko w skrytości ducha spodziewał się, że usłyszy coś podobnego, lecz siła słów pułkownika omal go nie zwaliła z nóg.Odchrząknął, nie bardzo wiedząc, co począć.Niestety, wyglądało że nie zdąży się połączyć z kierownictwem FSD.- Kto wydał takie polecenie? - zapytał w końcu.- A kto miał wydać? Marszałek Kaminow nie żyje, naród został bez przywódcy, stoimy na krawędzi wojny, a wam się jeszcze zachciewa rozkazów na piśmie?! - Sołowiew omiótł majora pogardliwym spojrzeniem.- Mówię do was jak do patrioty, nie jak do biuralisty!Zubczenko wyprostował się dumnie.- Znam swoje obowiązki, pułkowniku.Nie zezwolę, by prezydent opuścił obiekt bez pisemnego nakazu rządu, rady wojskowej, albo w ogóle kogoś z władz.- W tej chwili jedynym żywym członkiem władz jest prezydent! - warknął Sołowiew i podchodząc bliżej, szepnął do Zubczenki: - Radzę się dobrze zastanowić, majorze.Naprawdę macie ochotę stoczyć pierwszą bitwę w nowej wojnie domowej? Mówię od razu, że przegracie.Tym razem Zubczenko naprawdę się wystraszył.Doświadczenie i charakter czyniły z niego idealnego policjanta.Na wojsku znał się słabiej - umiał jednak liczyć karabiny.Oprócz nierównego układu sił przeważyło także zdecydowanie i żelazna wola w głosie Sołowiewa.Stawiając opór, Zubczenko nic nie zyskiwał, podpisywał natomiast na siebie i innych wyrok śmierci.Odwrócił więc wzrok, nie wytrzymując spojrzenia pułkownika i przez zaciśnięte zęby szczeknął: - Przepuścić!Sołowiew wyminął poszarzałego na twarzy oficera, wbiegł po schodkach na ganek i wspiął się na piętro daczy.Na schodach ujrzał wysoką, masywną sylwetkę, którą tak dobrze pamiętał; prezydent Rosji wyszedł mu na spotkanie.Zabawne, ale osiem miesięcy przymusowego odosobnienia wyraźnie przywróciło prezydentowi siły.Wyglądał o wiele młodziej i bardziej świeżo niż w dniach, które poprzedziły wojskowy zamach stanu
[ Pobierz całość w formacie PDF ]
Darmowy hosting zapewnia PRV.PL