[ Pobierz całość w formacie PDF ]
.Za życia obie ofiary dokonały wyjątkowo szlachetnego, prawego czynu.A zanim je zamordowano, zostały znieczulone.I choć uśpiono je różnymi metodami, tak jak zabito je w odmienny sposób, nie mógł to być wyłącznie zbieg okoliczności.Will poczuł przypływ energii.Nareszcie jakiś postęp.Klucza do porwania Beth, a tym samym do jej uwolnienia, należało szukać wśród wydarzeń minionego tygodnia.Zaszedł już tak daleko, że teraz wystarczyło tylko dokończyć dzieło.Był coraz bliżej celu.Zerwał się na równe nogi, chcąc podejść do TC i obwieścić jej o przełomie.Jednak przystanął w pół kroku.Po pierwsze, powróciło doń wspomnienie sytuacji sprzed kilku minut.Do niesmaku i wstydu z powodu nieuczciwości wobec Beth doszło zakłopotanie.TC go podniecała, a teraz oboje będą musieli udawać, że nic się nie stało.Druga myśl dotyczyła sprawy.Co właściwie oznaczał fakt, że Baxter i Macrae zostali zabici w podobny sposób? Dlaczego miało to mieć coś wspólnego z porwaniem Beth? Baxter i Macrae żyli nie tylko tysiące kilometrów od siebie, lecz także w światach zupełnie różnych od świata jego żony - i oczywiście świata chasydów.Rada Icchakiego przyniosła wprawdzie owoce, ale co mogło łączyć ze sobą te trzy wydarzenia?Rozmyślał dalej, chodząc po pokoju: Czy mogło być tak, że to jego publikacje popchnęły chasydów do uprowadzenia Beth? Zniknęła w piątek rano, gdy ukazał się reportaż o Baxterze.Czy stało się tak pod wpływem jakiejś informacji w tekście?Wrócił myślą do poprzedniego wieczoru w Crown Heights.Gazeta z artykułem o Baxterze leżała w pomieszczeniu, w którym go przesłuchiwali.Chasydzi rozmawiali na ten temat.I nie chodziło im o jego nazwisko, bo już wcześniej wiedzieli, że pracuje w „Timesie”.Chodziło im o sam reportaż.Albo o obydwa reportaże.Sięgnął po komórkę, otworzył skrzynkę odbiorczą i wybrał drugi w kolejności SMS od Jo.2 down.More ‘s to come, brzmiał tekst po odkodowaniu.Były dwie.Będzie więcej.Myśleli wtedy z TC, że to po prostu potwierdzenie, jak w grze komputerowej: Gratulacje, dotarłeś na poziom 2, Castle of Doom.Przygotuj się do wejścia na poziom 3, Sanctum of Fire.Teraz zobaczył to w innym świetle.„Były dwie” oznaczało dwie ofiary - Macraego i Baxtera.Ale gdzie są następne?Sobota, 19.05, Kapsztad, RPAPrzychodził tu w czasach, gdy wstęp był tylko dla białych.Ta plaża, łagodny łuk czystego piasku, była jednym z jego ulubionych miejsc.W studenckich czasach podrywał tu dziewczyny i pił skrzynkami piwo.Na świecie uważano, że jego kraj stoi w płomieniach, pogrążony w wojnie rasowej.Jednak wcale się tego nie czuło, w każdym razie on nie czuł.Był biały, dobrze sytuowany i przeżywał najlepsze lata swego życia.Kilku jego kolegów podpisało jakąś petycję, lecz jemu polityka była obca.Poza tym jako Afrykanerowi, który wychował się w rolniczym Transwalu, wpajano od dzieciństwa, że segregacja rasowa, apartheid, nie jest czymś złym, lecz całkowicie naturalnym.Krowy i króliki w gospodarstwie też zajmowały osobne terytoria i nie mieszały się ze sobą, czemu więc miałoby być inaczej z białymi i czarnymi.Plaża wciąż była piękna, wody Atlantyku lśniły w świetle księżyca.Stał twarzą do oceanu, słysząc za plecami zgiełk nadmorskich barów.Wypełniający je tłum był teraz mieszany, składał się z czarnych, białych i tych, których nazywano kolorowymi.Próbował odizolować się od hałasu, chciał posłuchać własnych myśli.Czy to, co właśnie uczynił, sprawiło mu radość? Nie był tego pewien.Czuł ulgę, to na pewno.Planował ten moment od miesięcy.Dzień po dniu zabierał do domu inny dokument - czasem rysunek albo wykres, czasem szeregi liczb - aż w końcu zebrał komplet.Westchnął ciężko.Pamiętał lata na uniwersytecie i później na studiach podyplomowych, gdy większość czasu spędzał w laboratorium.W wieku dwudziestu siedmiu lat był już cenionym farmakologiem, a kolejnych piętnaście przepracował przy jednym projekcie.Andre van Zyl był członkiem zespołu poszukującego lekarstwa na AIDS.Byli oczywiście tylko częścią większej całości.Kwatera główna projektu badawczego znajdowała się w Nowym Jorku, działały też zespoły w Paryżu i Genewie.Filia w Kapsztadzie była najmniejsza i istniała głównie z powodu tego, co w literaturze fachowej określano jako „rezonans kliniczny”.Przekład: w Afryce Południowej łatwo było o chorych na AIDS.Od lat testowali nowe specyfiki na grupach ochotników.Andre brał udział w tych próbach, gdy wybierano setkę chorych kobiet i mężczyzn, wydzielano połowę z nich jako grupę kontrolną, a reszcie podawano nowe lekarstwo.Na swoim komputerze podsumowywał rezultaty.Za każdym razem jego raporty kończyły się podobną konkluzją: brak wyraźnego efektu, wyniki statystycznie nieistotne, konieczność dalszych badań.Jednak przed dziewięcioma miesiącami pojawił się zestaw danych, których nie można było zlekceważyć.W grupie badanych zaobserwowano niespotykaną dotąd poprawę.Objawy nie tylko złagodniały, ale wręcz się cofnęły.Wyglądało na to, że nowy specyfik nie tylko powstrzymuje działanie wirusa, lecz w ogóle usuwa go z organizmu.Tydzień później przylecieli naukowcy z Genewy, by osobiście obejrzeć pacjentów.Po nich przybył z Nowego Jorku szef całego projektu i kazał podać lek także grupie kontrolnej, „z powodów humanitarnych”.Andre skwitował to ironicznym śmiechem, ponieważ wiedział, co będzie się działo dalej.Pan kierownik z Ameryki opublikuje artykuł w „Nature”, obwieszczając światu wielki przełom i zapewniając sobie Nagrodę Nobla, a amerykańska Agencja do spraw Żywności i Leków zacznie testować nową tabletkę na większą skalę.Kiedy już potwierdzi jej skuteczność i zezwoli na produkcję, lek znajdzie się w sprzedaży, a firma, dla której pracował Andre, dołączy do najbogatszych koncernów farmaceutycznych na świecie.Znaleźli oto świętego Graala medycyny dwudziestego pierwszego stulecia: środek przeciwko wirusowi HIV.Jedyny problem stanowili ludzie tacy jak Grace, kobieta, którą poznał podczas poprzedniej serii testów.Nie było jej stać na leki antyretrowirusowe i dla niej AIDS był wyrokiem śmierci, a nie chorobą, z którą można żyć jak w Europie czy Stanach.Dla niej i dla milionów będących w podobnej sytuacji kobiet, mężczyzn i dzieci na świecie nowe lekarstwo nie stanie się wybawieniem.Nigdy go nie zastosują, bo będzie dla nich za drogie.Firma miała wyłączność na produkcję leku na dwadzieścia lat i mogła dyktować dowolne ceny.Dlatego Andre udał się tego dnia do biura FedEksu, z paczką zaadresowaną do pewnego mężczyzny w Bombaju.Szanowany - i opluwany jednocześnie - jako król podróbek, człowiek ten zrobił fortunę na produkcji kopii zachodnich medykamentów i sprzedawaniu ich w Trzecim Świecie za jedną dziesiątą ceny.Uczynił tak z kilkoma wcześniejszymi lekami na AIDS.A teraz, za dzień lub dwa, miał otrzymać pełną dokumentację nowego specyfiku.Andre dołączył do paczki notkę: „Produkuj to lekarstwo i sprzedawaj światu.Nie zwlekaj”.Księżyc schował się za chmurami, fale było bardziej słychać, niż widać.Miał ochotę pójść do baru i wypić piwo.Kto wie, kiedy znów będzie miał taką możliwość.Jutro w firmie wykryją kradzież i zostanie aresztowany.Wchodziły tu w grę wielkie pieniądze i kara będzie surowa, jako przestroga dla innych.Z pewnością spędzi w więzieniu kilka lat.Postanowił więc zaszaleć tej nocy
[ Pobierz całość w formacie PDF ]
Darmowy hosting zapewnia PRV.PL