[ Pobierz całość w formacie PDF ]
.Dziesiątki razy.- Niech to diabli! Masz bystre oczy - odparł martwym głosem.- Mów dalej!- Ten rozdział mojego życia już z grubsza znasz.Byłem nie tylko dobry.Okazałem się najlepszy! Musieli mi słono płacić za usługi.Potem zdobyłem udziały w pewnej spółce hodowlanej.Stałem się bogaty.Więcej niż bogaty.Dorobiłem się trzy razy więcej niż twój ojciec, Mercy.Jeśli więc za mnie wyjdziesz, niczego ci nie zabraknie.Nie miało to dla niej żadnego znaczenia.Pośpiesznie spytała o to, co ją naprawdę interesowało.- A jak wyglądają kolejne rozdziały twojego życia?Hart skinął głową, jakby potwierdzając, że opowie jej o wszystkim.- Po powrocie do Anglii zadbałem, by moje siostry dostały się do najlepszego towarzystwa.Przysiągłem sobie, że zapewnię im to wszystko, czego pozbawił je ojciec swym marnotrawstwem i swoją nędzną ucieczką.Wykupiłem wszystkie rodowe klejnoty, które zastawił.Wytropiłem każdą sztukę matczynej biżuterii, którą sprzedał za bezcen, i znów ją nabyłem.Na każdym koncie bankowym, które opróżnił, znajduje się teraz dziesięciokrotnie większa suma.Wszelkie skandale, wywołane rozpustą i innymi występkami mego ojca, zatuszowałem dzięki swemu tytułowi, bogactwu i nienagannej reputacji.- I co było potem?- Potem, mniej więcej w rok po moim powrocie do Anglii, dostałem od niego list.- Od.twego ojca? - Jej słowa zawisły między nimi jak ciężka chmura.Hart skinął głową.- Chcesz usłyszeć coś zabawnego? Jego noga nawet nie postała na pokładzie tamtego jachtu! Przez cały czas był w Afryce i dopiero niedawno dowiedział się, że wszystko odziedziczyłem.Ależ się ubawił, że przyznaję się do tytułu, który jemu się należy!- Nic nie rozumiem!- Nic dziwnego.Za to ja rozumiałem doskonale! Fatalnie się składa - pisał ojciec - że przywłaszczyłem sobie wszystkie przywileje i hrabiowski tytuł.Będzie mi z pewnością przykro wyrzec się tego wszystkiego.Ale tylko on ma do tego prawo.Zostanę hrabią Perth dopiero po jego śmierci.A jeśli chodzi o moje siostry.to będzie dla nich prawdziwy szok! Na szczęście tatuś wkrótce wróci i zostanie ich przewodnikiem w wielkim świecie.- Hart mówił tak szybko, że słowa zlewały się ze sobą.Wydawało się, że chce je z siebie wyrzucić jak najprędzej.- O Boże.- Napomknął jednak, że może byłoby lepiej, gdyby pozostał w Afryce.Nie czuł się dobrze, złapał jakąś tropikalną chorobę i prawdę mówiąc, nie miał sił na podróże.Gdyby dostał trochę pieniędzy, chętnie odłożyłby podróż do Londynu.- Głos Harta był znów beznamiętny.- Posłałem mu dziesięć tysięcy funtów.Po czterech miesiącach otrzymałem następny list w podobnym tonie.Znów wysłałem pieniądze.Odtąd ciągle nękał mnie listami, a ja mu płaciłem.Wreszcie miałem już dość jego szyderstw, biadolenia i gróźb.Założyłem mu konto bankowe i napisałem, że będę na nie wpłacał co roku tyle a tyle.Poza tym nie dam ani grosza.To było cztery lata temu.- A co on na to?Hart wzruszył ramionami.- To był nasz ostatni kontakt.Nie wiem nawet, czy jeszcze żyje ani czy korzysta z pieniędzy, które wpłacam na jego konto.Nic mnie to nie obchodzi.Rozumiesz jednak, Mercy, że ojciec w każdej chwili może się zjawić i zażądać swego tytułu, swego majątku i swoich praw do córek.I wówczas mogłoby się okazać, że nie jesteś wcale hrabiną.Nagle pewna uwaga Harta nabrała dla niej nowego, przeraźliwego sensu.- To dlatego powiedziałeś, że dobrze znasz takie listy!- Słucham?- Pamiętasz ten list od Willa? Powiedziałeś wtedy, że już niejeden taki widziałeś! Miałeś na myśli listy od ojca, prawda? Myślałeś, że Will jest taki sam jak on.Że chce wyłudzić ode mnie pieniądze!Hart zmarszczył brwi.Dostrzegła litość w jego spojrzeniu.- Bo tak właśnie jest, Mercy.- Nie! - Wyprostowała się, chcąc przekonać Harta, że się myli.Pociągnęła go za ramię.- Will nie jest taki!- Zrozumże, Mercy, to narkoman - rzucił szorstko.- Nie! - zaprotestowała gwałtownie, ale usłyszawszy rozpaczliwą nutę we własnym głosie, zmusiła się do opanowania.- On po prostu.szuka nowych wrażeń.Sam mówiłeś, że młodzi koniecznie chcą być.Poczuła na ramionach jego wielkie ręce.Potrząsnął nią, niezbyt mocno.Błękitne oczy patrzyły jej prosto w twarz.- Mówiłem tak, zanim się zorientowałem, jakie nory odwiedza, co tam wyprawia.Jest nałogowcem, Mercy! Pawi Ogon to palarnia opium!- Nie! - jęknęła.- Will nie jest taki! To jeszcze chłopiec.Wpadł widocznie w złe towarzystwo, ale jak tylko wyciągnę go.- Nie rozumiesz? - przerwał jej.- Nic na to nie poradzisz.Nigdy by ci się to nie udało! Nie ponosisz żadnej winy za postępki swojego brata.Nie masz z tym nic wspólnego, nigdy nie miałaś!- Właśnie że tak! - potrząsała gwałtownie głową.- Byłam zadowolona, że tatuś i Will się sprzeczali! Nie chciałam, żeby byli w dobrych stosunkach! To wszystko moja wina i muszę ją naprawić!- Mercy.- szepnął, muskając palcami jej policzek.- Byłaś po prostu małą dziewczynką spragnioną aprobaty.Nie przypisuj sobie zbyt wielkiego znaczenia.Nie możesz naprawić tego, czego sama nie zepsułaś!- A to dobre! I kto to mówi?! Przez dziesięć lat starałeś się naprawić krzywdy wyrządzone przez twego ojca! Robiłeś co w ludzkiej mocy dla swoich sióstr!Hart nie zaprzeczył.- Wobec tego myliliśmy się oboje, Mercy.Zapomnij o Willu, nim stanie się coś złego!- Nic mi nie będzie! - Próbowała się wyrwać, ale trzymał ją mocno.- Will nie jest tym samym chłopcem, którego znałaś, Mercy.Nie masz pojęcia, do czego jest teraz zdolny.- Głupstwa gadasz! - zawołała ostro, ale w jej głosie był strach.- Uzależniony od narkotyku nie wie, co to sumienie.Tam, gdzie dawniej była jego dusza, czai się nienasycone zwierzę.Kiedy jest głodne, narkoman nie ma nad nim żadnej kontroli.Musi je nakarmić za wszelką cenę.- Nie wiem, o czym ty mówisz! - Chciała zatkać uszy, zacisnąć powieki, ale Hart mówił dalej - okrutny, a zarazem pełen litości.- Will potrzebuje pieniędzy, Mercy.Opium jest drogie.I musi go zażywać coraz więcej, żeby nasycić to zwierzę.- O czym ty mówisz, u diabła?! - krzyknęła ostro.- Gdybyś umarła, kto odziedziczy pieniądze ojca?Spojrzała mu w oczy.Dostrzegła w jego czarnych źrenicach swoją twarz wykrzywioną niepokojem, zbielałe usta.Zabrał jej wszystko: spokój ducha, niewinność.Nawet serce, niech go wszyscy diabli! I niczym nie próbował zapełnić tej pustki, prócz jakichś tam głupich przeprosin i tego cholernego hrabiowskiego tytułu!A teraz chce jej jeszcze odebrać brata!Trzasnęła go z całej siły w twarz.Nawet nie drgnął.Wpatrywał się w nią twardym, nieugiętym wzrokiem, a ona spoglądała z przerażeniem na czerwony odcisk własnej ręki na jego policzku.- Możesz mnie bić, ile chcesz.To niczego nie zmieni.Wielka szkoda.- Nie wiesz, co mówisz! Nie znasz Willa! - z trudem łapała oddech, bolały ją wyprężone plecy, oczami miotała iskry.- A w ogóle kłamiesz!Potrząsnął głową.- Nie kłamię.Strzelano do ciebie, pamiętasz? I cudem uszłaś cało, kiedy strzelba rozerwała ci się w ręce.- To były zwykłe wypadki! - Zaprzeczyła zbyt gwałtownie
[ Pobierz całość w formacie PDF ]
Darmowy hosting zapewnia PRV.PL