[ Pobierz całość w formacie PDF ]
.To mnie trochę zaniepokoiło.Bo co prawda niewiele wiem o tych sprawach, ale czy przypadkiem anarchiści to nie ci, którzy od czasu do czasu wysadzają w powietrze ludzi zamiast ich serdecznie ściskać? Wyszło na jaw, że na niedzielny wieczór mieli wspaniały plan.Zamierzali iść i pozaklejać zamki w drzwiach banków.Richard był wniebowzięty.Opuścił swoją szklankę i dziko szczerzył zęby do sufitu, nie kryjąc radości z przeszkodzenia na jeden dzień bankom w interesach.- A czy banki nie mają tylnych drzwi? - zapytałam.- Och, też je zakleimy.I nocne sejfy.- Rozejrzał się po pubie z uśmiechem człowieka, który wygrał milion funtów.Wszystko było ustalone.Ja i Smółka mieliśmy pójść z nimi.Chyba mnie to podniecało.To było coś innego.Nieraz u siebie obserwowałam wandali.Wiesz, tych, co bawią się rozwalając dziecięce huśtawki.Wielka uciecha, co? Ale to miało jakiś cel, a poza tym oddałabym wszystko, żeby zobaczyć minę dyrektora banku, kiedy będzie na próżno próbował otworzyć drzwi.Wszyscy głośno się z tego roześmieliśmy.Opowiedziałam im o mamie i tacie.Wydawali się pełni współczucia.Richard był nawet dość zbulwersowany.- Moi rodzice zawsze pozwalali mi się zachowywać tak źle, jak tylko chciałem - oznajmił, szczerząc się niczym wariat w kierunku sufitu.- Korzystałem z okazji, jak umiałem - dodał radośnie.Zaczynałam lubić Richarda.Wymieniliśmy między sobą uwagi o matkach i ojcach i o tym, jacy są okropni.Smółka był trochę milczący.No cóż, miał powody, prawda? Ale ja już zaczynałam chichotać.Wypiłam piwo z wódką i sokiem pomarańczowym i myślałam, że właśnie w tym momencie moi rodzice zaczynają się na dobre wściekać.Była dziesiąta trzydzieści, a więc miałam już pół godziny spóźnienia.Pewnie siedzą, zgrzytają zębami i obmyślają nowe restrykcje, co - słowo daję - nadweręża nawet ich wyobraźnię, bo niewiele zostało do ograniczania.Zastanawiają się, z kim poszłam do łóżka, co sobie wstrzykuję i tak dalej.Naprawdę nieźle się ubawiłam myśląc o tym, jak miotają się po domu i dzwonią do wszystkich moich przyjaciół po kolei, obiecując sobie, że od jutra będą surowsi.A ja w tym czasie jestem o sto mil od nich.Odkryją wszystko w poniedziałek rano, kiedy dojdzie mój list.I wtedy Vonny odwróciła się do mnie i powiedziała najspokojniej w świecie:- Nie sądzisz, że powinnaś zadzwonić do starych i powiadomić ich, że wszystko jest w porządku?Gapiłam się na nią w osłupieniu.Co za hipokryzja! Dopiero co opowiadaliśmy sobie straszne historie o rodzicach, a teraz ona chce, żebym zaczęła być dla nich miła!- Po co? - zapytałam.- Ależ oni muszą czuć się okropnie.Powinnaś ich przynajmniej zawiadomić, że nic ci się nie stało.- I powiedzieć im, kiedy mają spodziewać się mnie z powrotem? - zapytałam.- I dokąd wysłać ciepłe ubrania?- Nie, po prostu daj im znać, że nic ci nie jest.- Myślę, że to dobry pomysł - oznajmił Richard sufitowi.No cóż, byłam w mniejszości, prawda? Zaczęłam mówić o liście, który miał nadejść w poniedziałek, ale to ich nie przekonało.Mama i tato martwili się teraz.Próbowałam wykazać, że biorąc pod uwagę okoliczności, bardziej prawdopodobną reakcją powinna być ślepa furia.Nic z tego.Nawet Smółka zwrócił się przeciwko mnie.Potem oczywiście zachciało mu się telefonować do swojej mamy i wspólnie musieliśmy mu to wyperswadować.Miałam nadzieję, że w ten sposób odczepią się ode mnie, ale kiedy tylko on się wycofał, znów zaczęli swoje.Mieli nawet przy sobie rulon monet, tak że nie musiałam odchodzić gdzieś dalej.Zanim zdążyłam się zorientować, stałam naprzeciw automatu telefonicznego, wpychając monety i mówiąc do siebie: „świnia, świnia, świnia”.Jak mogło do tego dojść?- Gemma.co się z tobą dzieje? Gdzie teraz jesteś?- Nic mi nie jest.Ja tylko.- Jesteśmy chorzy z nerwów.- Jest dopiero pół do jedenastej.- Jest jedenasta i od półtorej godziny powinnaś być w domu.Myślałem, że mamy to już za sobą.Myślałem, że wszystko zaczyna się układać.Twoja matka.- Posłuchaj, dzwonię, żeby wam powiedzieć, że nie wrócę na noc.- Ty.lepiej, byś wróciła.Znów zadajesz się z tymi swoimi koleżkami z plaży, co?.To nie jest w porządku, Gemma.- bla-bla-bla.coraz głośniej i głośniej.Ucichł.Wystarczyło niewiele.Oddaliłam słuchawkę od ucha, szepcząc: „Błagam, błagam, nie rób mi tego.” Stałam w kącie pubu, ale miałam pełną świadomość, że oni mnie obserwują.Nie mogłam się do niego odezwać, tak głośno krzyczał.Nie mogłam nawet dać po sobie poznać zdenerwowania, bo oni patrzyli.Musiałam po prostu udawać, że normalnie rozmawiam z normalnym człowiekiem.- Och, świetnie się bawimy, dzięki.Tak, w porządku, będę ostrożna.Tak, dzięki, tato.Do jutra.Tak, ucałuj mamę.A on tymczasem mówił swoje.- Dlaczego mówisz do mnie w ten sposób? Kpisz, czy co? Gemma, co się dzieje? Posłuchaj, tym razem puśćmy to w niepamięć.Jesteś z powrotem W CIĄGU GODZINY i możemy omówić.- Nie, już jadłam.Zapiekankę z ziemniaków.Zadzwonię jeszcze, może jutro.OK, na razie, tato.Dzięki, cześć.I odłożyłam słuchawkę.Nie wiem, dlaczego tak mnie to rozstroiło.Po prostu nie byłam przygotowana.Opuściłam dom.Uciekłam.Zwyczajnie nie byłam przygotowana na rozmowę z nimi.Chyba mnie to zaskoczyło.Stałam tam jeszcze przez chwilę, gapiąc się w ścianę i usiłując się nie rozpłakać.Nie chciałam, żeby zobaczyli mnie zapłakaną tuż po rozmowie ze starymi.Po minucie podeszła Vonny i spróbowała zajrzeć mi w oczy, ale się od niej odwróciłam.- Wszystko w porządku, Gemmo? - przysunęła się bliżej i dotknęła mojego ramienia.- Czy w domu wszystko w porządku?Głupia krowa! Co ona sobie myśli? Że niby co ma być w domu? Zamknęłam oczy i kiwnęłam głową.Miałam uczucie, jakby Vonny drążyła mi dziurę w czaszce.Przez nią wszystko było takie trudne do zniesienia.Zdobyłam się na szept.- Słuchaj, zrobiłam to.Wystarczy?Myślała nad tym parę sekund i skinęła głową.Poszłam do toalety umyć twarz.Zamierzali iść na imprezę, lecz ja nie miałam na to ochoty.Było naprawdę wspaniale, ale teraz czułam się wykończona, całkowicie wykończona, jakbym nie przyjechała autobusem do Bristolu, tylko poleciała na Księżyc i z powrotem.Wróciliśmy ze Smółką i usiedliśmy w jego pokoju.Byłam na niego wściekła, że trzymał ich stronę.Prawie się pokłóciliśmy.Zaczęłam płakać, a potem.Naprawdę nie potrafiłabym długo się na niego gniewać.Kiedy zobaczył, że płaczę, okropnie się przejął.Zaczął mnie tulić i powtarzać: „Przepraszam, przepraszam.” i sam miał wilgotne oczy.A ja pomyślałam, że nie po to przebyłam taki szmat drogi, żeby się kłócić ze Smółką o tę parę druhów drużynowych!Czuliśmy się bardzo bliscy sobie.Chciałam rozpalić na kominku, ale tego nie wolno nam było robić, bo sąsiedzi mogliby pomyśleć, że wybuchł pożar.i wezwać straż.Na razie mieli nie wiedzieć, że dom jest zamieszkany.Z tego samego powodu nie wolno nam było zapalać światła.Zaczynała mnie już trochę złościć ta lista rzeczy zabronionych.Smółka jednak ustawił świece wetknięte w butelki i zaparzył kawę.Usiedliśmy na podłodze, na stercie poduszek.Było trochę migdalenia i rozmawialiśmy bardzo długo o.nie wiem.o wszystkim.W końcu trzeba było położyć się spać.Miałam swoją karimatę, której używałam zwykle na biwakach.Smółka miał własny materac i nie przestawał mnie zachęcać, żebym na nim spała.Trochę mnie to zniecierpliwiło, więc powiedziałam na odczepnego: „Dobra, dobra.” Miałam dla niego prezent i nie zamierzałam się wycofać.W tym momencie czułam się już nieco zawstydzona.Położyłam karimatę obok jego materaca
[ Pobierz całość w formacie PDF ]
Darmowy hosting zapewnia PRV.PL