[ Pobierz całość w formacie PDF ]
.Gdy mięso zniknęło w zielonej gardzieli, na twarzy dziewczyny pojawił się grymas.Rozumiem - mruknęła.Aby przejść bezpiecznie przez mój labirynt, nie należy niczego dotykać - powiedział radośnie DeForest.Gardenia stanęła jak wryta.A więc to jest prawdziwy labirynt?Oczywiście.Jeszcze nie zdążyła pani tego zauważyć? Zaprojektował go dla mnie mój przyjaciel matrycowiec.Każdy, kto się tutaj zakradnie, musi w końcu wylądować w samym centrum.Bez klucza nie znajdzie drogi na zewnątrz.Ale pan wie, jak wrócić, prawda? - spytała Gardenia, rozglądając się niespokojnie.Oczywiście.Przecież to mój labirynt.- Newton poklepał pozornie nieprzeniknioną ścianę liści.- No, rusz się, pokaż, co potrafisz!Słucham?!Wołałem moją niegrzeczną, kolczastą pułapkę - wyjaśnił profesor.- Zwykle jest bardziej ożywiona, ale widocznie poranny przymrozek stępił jej refleks.Stępił refleks? - powtórzyła Gardenia, cofając się instynktownie.Zaraz to pani zademonstruję.- Newton dotknął ponownie sekatorem zielonej ściany.- O ile oczywiście uda mi się obudzić tę ślicznotkę.No, rusz się, śpiochu.Najwyższy czas!Gardenia usłyszała cichy syk, a w chwilę później z gęstwiny zielonych liści wysunęły się długie kolce.Dziewczyna uświadomiła sobie natychmiast, że każdy, kto miałby nieszczęście otrzeć się o żywopłot, z pewnością nadziałby się od razu na te niesamowite, ruchome szpikulce.Ciekawe - mruknęła, przełykając ślinę.Już od jakiegoś czasu pracuję nad tą hybrydą.- DeForest był najwyraźniej zadowolony z siebie.- W swoim środowisku naturalnym kolczasta pułapka występuje jedynie w miniaturze.Kolce stanowią zagrożenie wyłącznie dla owadów lub mniejszych ptaków.Ja jednak stworzyłem odmianę, która może przebić na wylot nawet myszozająca średniej wielkości.I wyrządzić ogromną krzywdę większym osobnikom.- Oczywiście - rozjaśnił się Newton.- Jak już mówiłem, w moim ogrodzie nic należy niczego dotykać.Chyba że świadomie.Będę o tym pamiętać.- Gardenia upewniła się, że stoi w samym centrum zielonego przejścia.- Słyszał pan już może plotki o dzienniku z ostatniej wyprawy Chastaina?O dzienniku? - Newton myślał chwilę.- Bez wątpienia musiał istnieć dziennik.W końcu podczas pierwszych dwóch ekspedycji Chastain również sporządzał notatki.On bardzo dbał o dokumentację.Niemniej jednak zapiski z Trzeciej Wyprawy niewątpliwie zaginęły, kiedy porwano jej uczestników.Gardenia pomyślała, że Nick nie byłby zachwycony, gdyby powiedziała Szalonemu DcForestowi o odzyskaniu pamiętnika.Musiała się też przyznać sama przed sobą, że traci czas.Bardzo mi pan pomógł.Dziękuję za wyjaśnienie wątpliwości.Ale teraz na mnie już czas.Najpierw powinna pani zobaczyć sam środek mojego labiryntu.To bardzo szczególne miejsce.A co tam jest? - spytała niepewnie Gardenia.Grota z roślinami wodnymi - zarechotał Newton, skręcając w ciemną alejkę.- Proszę za mną, droga pani.Jestem bardzo dumny ze swoich okazów.Gardenia poczuła, że ma spocone dłonie, więc wytarła je o dżinsy.Nie mam zbyt wiele czasu.Na to znajdzie pani chwilę.- Newton zniknął za zakrętem.- Uwielbiam się chwalić tą grotą.- Poza tym bez mojej pomocy i tak nie trafi pani do wyjścia.Profesorze, proszę zaczekać.Tędy, panno Spring.- Głos DeForesta nikł w oddali.Gardenia obejrzała się i uświadomiła sobie, że zabłądziła.Zapomniała, którym z zielonych, krętych korytarzy dotarła do centrum labiryntu.Nie pozostawało jej więc nic innego, jak tylko pójść za Newtonem.- Przykro mi, ale nie mogę zostać - powiedziała na tyle stanowczo, na ile starczyło jej energii.- Rozumiem - dotarł do niej słabnący szept DeForesta.Zerknęła za siebie.Sytuacja wydawała się beznadziejna.Bez Newtona nie miała szans odnaleźć drogi.- Proszę zaczekać, profesorze.Już idę! Biegnę! Wypadła z zakrętu i nieomal zderzyła się z Newtonem.Ach, tutaj pani jest.- Kiedy profesor się uśmiechał, robiły mu się zmarszczki wokół oczu.- Tędy.- Odwrócił się i pewnym krokiem ruszył przed siebie.- Tylko proszę niczego nie dotykać.Absolutnie nie zamierzam.- Gardenia poszła za nim niechętnie.- W jaki sposób odnajduje pan drogę w tym labiryncie?Bardzo zwyczajnie, moja droga.- Zerknął na nią roziskrzonymi oczyma.- Znam swój ogród.Niech pani uważa na kurtynkę.Na pewno nic chciałaby się pani znaleźć w jej pobliżu, kiedy się zamknie.Gardenia wychyliła się zza ciężkiej kaskady liści.Odniosła wrażenie, że z oddali dociera do niej bulgot.Poczuła nieprzyjemny zapach gnijących roślin.- No, dotarliśmy do celu.- Newton pokonał ostatni zakręt.- Cudownie, prawda? Spędzam wiele czasu na tej kamiennej ławeczce.Gardenia rozejrzała się ostrożnie i ujrzała skalistą jaskinię pokrytą od wewnątrz śliskim, mokrym mchem.Przy wejściu wirowała wpadająca do środka woda.Okazałe, groźne rośliny pochylały się nad miniaturowym stawem niczym drapieżniki czyhające na ofiarę.Gardenia pomyślała, że w świetle całej koncepcji tematycznej ogrodu, nie jest to szczególnie twórczy pomysł.U wlotu do groty wiły się grube pędy winorośli, wewnątrz Gardenia wypatrzyła coś dużego i bulwiastego.- Niesamowite - mruknęła.DeForest patrzył na swoje okazy z niemal ojcowską dumą.- Dziękuję ci, moja droga.- Poświęciłem całe lata tym roślinom.One są naprawdę niezwykłe.I godne obejrzenia,Zamierzała znów taktownie zasugerować, że powinna wracać, gdy przyszła jej nagle do głowy pewna myśl.Profesorze, chyba w trakcie badań robił pan jakieś notatki.Oczywiście.Nawet całkiem sporo.Ale nie interesowałem się nimi przez całe lata.Leżą w specjalnym schowku, w którym zresztą trzymam inne pamiątki po swojej karierze akademickiej.Czyli gdzie?Za domem, w krypcie rodzinnej, rzecz jasna.- Newton uśmiechnął się smętnie.- To wymarzone miejsce na takie rzeczy.W końcu moja kariera umarła, podobnie jak i krewni.Ale ja wolałem pracę niż swoich bliskich.Byli naprawdę okropni.Gardenia ujrzała oczyma wyobraźni ciocię Willy.Doskonale rozumiem, co pan czuje.Mam jeszcze tylko jedno pytanie.Słucham panią.Twierdzi pan, że władze Uniwersytetu z Nowego Portlandu przyjęły bez zastrzeżeń wersję o samobójstwie Chastaina.Zgadza się.Dlaczego? Czy Barthomolew Chastain cierpiał na jakieś zaburzenia psychiczne?Nie, ale krążyły słuchy, że to matrycowiec.A przecież sama pani wie, czego się po nich można spodziewać.Gardenia wyszła z windy i ruszyła w stronę swego mieszkania na poddaszu dopiero po dziesiątej.Była wyczerpana.Sesja ogniskująca ciągnęła się w nieskończoność, jak to zwykle bywa w przypadku spotkań z talentami matrycowymi pławiącymi się do upojenia w samodzielnie wygenerowanych wzorach.Dziewczyna nie miała sumienia przerywać im tej zabawy, choć wiedziała, że płacą od godziny
[ Pobierz całość w formacie PDF ]
Darmowy hosting zapewnia PRV.PL