[ Pobierz całość w formacie PDF ]
.Nasze dawne pokoje na Sankt Annae Pladsby³y ju¿ dawno zlikwidowane, bo dobroczyñcy zaczêli przerabiaæ poddasze, iwyprowadzi³am siê stamt¹d jeszcze wiosn¹.Mój nastêpny pokój by³ niew¹tpliwiezajêty, bo jak wyje¿d¿a³am, to ju¿ ca³a kolejka na niego czeka³a.Beznadziejnasytuacja.Obejrza³am program, z niezadowoleniem stwierdzi³am, ¿e wyœcigi odbywaj¹ siêaktualnie na Amager, a nie w Charlottenlund, przypomnia³am sobie, ¿e doCharlottenlund przenios¹ siê od pierwszego wrzeœnia, nieco siê tym pocieszy³ami ustali³am, ¿e w drugim biegu trzeba bêdzie zagraæ na Kivitoka.Najwy¿szyczas, ¿eby przyszed³.Stwierdziwszy powy¿sze, wsta³am z ³awki i uda³am siê domojego dawnego biura.Biuro by³o cudowne, sk³ada³o siê z dwóch czêœci, z których jedna by³amacierzyst¹ central¹, a druga fili¹, zawiera³o razem dwie kuchnie i jedn¹³azienkê, oraz, co wa¿niejsze, zawiera³o personel.Wœród personelu zaœ by³aInga, zdumiewaj¹ca dziewczyna, która niepojêtym sposobem rozumia³a wszystko,co mówi³am, i pomaga³a mi zawsze we wszystkich k³opotach i trudnoœciach.Tylkona ni¹ mog³am teraz liczyæ.- Mo¿e Ole? - powiedzia³a Inga po namyœle, kiedy ju¿ przebrnê³am przezpowitania i ze³ga³am przyczynê przyjazdu.- On ma dwa pokoje, a Peter jestteraz na urlopie.Ole te¿ idzie na urlop za tydzieñ, ale mo¿e ci pozwolizamieszkaæ?Przepe³niona niejak¹ rozterk¹ polecia³am natychmiast na Kobmagergade, gdziemieœci³a siê filia biura i gdzie, na tym samym piêtrze, mieszka³ Brodaty.Razem z nim z uwagi na przera¿aj¹c¹ cenê lokalu mieszka³ m³odszy kolega, Peter,student architektury.Zamieszkanie u Brodatego by³oby dla mnie ze wszech miarkorzystne, bo i w samym œródmieœciu, i z bezpoœrednim dostêpem do biura, które,kto wie, mog³o mi siê przydaæ, i z dwoma wejœciami do budynku z dwóch ró¿nychstron, istnia³ wszak¿e jeden szkopu³.Brodaty, co tu ukrywaæ, by³najprzystojniejszym facetem w biurze.Z profilu by³ podobny do KonradaMazowieckiego.Nie zna³am wprawdzie osobiœcie Konrada Mazowieckiego i o ilewiem, Matejko te¿ nie zna³, ale wizerunek stworzy³ i odt¹d ju¿ przepad³o,Konrad Mazowiecki musia³ wygl¹daæ w³aœnie tak.Brodaty wiêc z profiluprzypomina³ monarchê, en face zaœ by³ wielce urodziwy, acz brodaty, iniepokoi³a mnie nieco myœl o Diable, który móg³ byæ tym faktem nad wyrazzdegustowany.Mia³am jednak¿e do za³atwienia bardzo wa¿ne rzeczy i g³upstwa mi by³y nie wg³owie, kiedy wiêc Brodaty, wœród radosnych chichotów ca³ego personelu,wyrazi³ zgodê, bez namys³u uda³am siê po walizkê.Chcia³am siê ju¿ pozbyæzbêdnych komplikacji i zaj¹æ powa¿niejszymi sprawami.Na placu Œwiêtej Anny panowa³a cisza i b³ogi spokój.Zbli¿aj¹c siê do bramyrozejrza³am siê woko³o, ale nie zauwa¿y³am ¿adnych podejrzanych indywiduów,poza bosym m³odzieñcem, siedz¹cym na ³awce na skwerku.Nogi go widoczniebola³y, bo zdj¹³ buty i postawi³ obok siebie.Wyj¹tkowo nie mia³ brody, ale zato przyodziany by³ w damsk¹, kloszow¹, kwiaciast¹ bluzkê, zapinan¹ na plecach,ze stójk¹ i szerokimi rêkawami.Ostatni krzyk.Znam ten fason, bo sama kupi³amsobie dwie kiecki tym siê tylko ró¿ni¹ce od koszuli m³odzieñca, ¿e niecod³u¿sze.Wnioskuj¹c z jego wyrazu twarzy mia³ œwiête prawo byæ sta³ym klienteminteresuj¹cego mnie przedsiêbiorstwa.Przytrzyma³am bramê, ¿eby nie trzasnê³a, na palcach przesz³am przez podwórze irównie¿ na palcach wesz³am na nasz¹ dawn¹ klatkê schodow¹.Poddasze by³o przygotowane do remontu.Kocio³ w pralni zosta³ zdemontowany,nasze dawne dwa pokoje oczyszczono z mebli i innych niepotrzebnych dodatków,stara posadzka w jednym z nich by³a zerwana, ale kufer Alicji tkwi³ na swoimmiejscu pod œcian¹, tam gdzie go zostawi³a.Przyjrza³am mu siê z rzewnymwzruszeniem.Oto, mo¿na powiedzieæ, sta³am u wrót tajemnicy!Wrota tajemnicy jednak¿e by³y zamkniête na mur, na ¿elazo, na beton.W dodatkuw ogóle trudno siê by³o do nich dostaæ, bo zastawiono je ró¿nymi rzeczami, a¿eby by³o jeszcze œmieszniej, to docieraæ do nich trzeba by³o na czworakach.Skoœny dach, zaczynaj¹cy siê nad samym kufrem na wysokoœci osiemdziesiêciucentymetrów, uniemo¿liwia³ przyjêcie naturalnej cz³owiekowi pozycji.Przelaz³am wiêc przez ró¿ne sto³ki i skrzynki i nie mog¹c siê wyprostowaæusiad³am na oparciu kanapy, które le¿a³o tam samodzielnie, bez kanapy.Izabra³am siê do pracy.Mia³am przy sobie czterdzieœci osiem kluczy, przywiezionych z Warszawy, iszeœæ, które zd¹¿y³am znaleŸæ i wypo¿yczyæ sobie z mieszkania Brodatego.Razem piêædziesi¹t cztery.Przy czterdziestym zaczê³am mieæ pewne w¹tpliwoœci,przy piêædziesi¹tym trzecim koñczy³am w³aœnie traciæ nadziejê, apiêædziesi¹ty czwarty mi siê z³ama³.Na szczêœcie by³ to jeden zprzywiezionych.Zapali³am papierosa i nieco siê zaduma³am.Oparcie kanapy by³o nawet wygodne isprzyja³o rozmyœlaniom.£atwo by³o Alicji napisaæ na œcianie: „dorobiæ klucz”.Dorobiæ klucz te¿ nietrudno, ale trzeba mieæ model, dorobienie polega nawykonaniu duplikatu.Sk¹d niby mia³am wzi¹æ ten model? S³ysza³am wprawdziekiedyœ coœ o odciskach w wosku, na podstawie których rozmaici przestêpcydorabiali sobie klucze w niemoralnych celach i przez pewien czas w m³odychlatach wydawa³o mi siê nawet, ¿e pchaj¹ ów wosk do dziurki od klucza, ale zwiekiem straci³am te z³udzenia bezpowrotnie i obecnie ju¿ œladu po nich niezosta³o.Iœcie niewiele by mi przysz³o z zapchania woskiem dziurek w kufrze!Nie mia³am wiêc klucza, a przede mn¹ sta³a potworna machina staroœwiecka,solidnie wykonana, okuta ¿elazem, posiadaj¹ca z jednej strony zawiasy, a ztrzech pozosta³ych cztery niedostêpne mi zamki.Do tej machiny musia³am siêdostaæ.Wyobrazi³am sobie wiele rzeczy.Komplet wytrychów, o którym nie pomyœla³am wPolsce, a który w tym porz¹dnym, przeraŸliwie uczciwym kraju by³ z pewnoœci¹rzecz¹ ca³kowicie nieznan¹.Ogieñ, wzniecony na betonowej posadzce pralni,który strawi³by drewniane czêœci kufra i pozwoli³ mi dostaæ siê do œrodka.Ogieñ strawi³by bez trudu równie¿ i œrodek.Walec drogowy, rozgniataj¹cyca³oœæ na miazgê.Helikopter, który uniós³by kufer w przestworza i upuœci³ zdu¿ej wysokoœci na bardzo tward¹ nawierzchniê.Mo¿e by siê to wówczas trochêrozlecia³o?.Potem zaœ przypomnia³am sobie, ¿e mam wykszta³cenie techniczne
[ Pobierz całość w formacie PDF ]
Darmowy hosting zapewnia PRV.PL