[ Pobierz całość w formacie PDF ]
.Jego ogromny krąg był jak gdyby tarczą olbrzymiego zegara, w którym odbywa się wszystko z najściślejszą dokładnością.Wiatr poruszał precyzyjny mechanizm, a ludzie panowali nad wiatrem.Nie można było dopuścić się pomyłki ani zaniedbania lub nieostrożności.Tam jeden czuwał nad drugim, każdy miał w oczach bystrość i natężoną uwagę, a serca ich biły tym samym, zgodnym, miarowym rytmem.Nieukojonym, rozdygotanym i postrzępionym szaleństwem wiatru rządziła wola człowieka, spokojnego, czujnego i pewnego siły swego serca.Ci ludzie nie mogli się zawahać ani zwątpić.Tak jak nie może zadrgać ich ręka, kiedy ją kładą na sterze, tak nie może w nich zadrżeć serce, kiedy rzucają samolot w otchłań powietrza.Muszą być silniejsi od niespokojnego żywiołu.Nie mogą znać trwogi.Muszą być nieustraszeni.Wiedzą, że za lotnikiem leci na miotle wichru ktoś, kto na niego czyha, kto mu zazdrości i kto pragnie jego zguby.Wiatr, mściwy niewolnik, tygrys obłaskawiony, patrzy spode łba w oczy lotnika, aby w nich ujrzeć lęk.Gdyby go ujrzał, napadłby go podstępnie z wyciem wściekłości.Nie może jednak dostrzec tego lęku w oczach, więc służy pokornie.Czasem usiłuje zamrozić gorące serce lotnika, aby struchlało w zimnej trwodze; wtedy się staje lodowaty, staje się zły i kąśliwy jak wściekły pies.Nie może jednak sprawić, aby serce lotnika struchlało.Człowiek skrzydlaty ma spojrzenie ostre, jakby stalowe, a na sercu ma pancerz.Trzeba jakichś straszliwych potęg, skłębionych w nagłym obłędzie i zwołanych przez ryczącą burzę, aby połamać skrzydła ptakowi, a człowiekowi wyrwać władzę z rąk.Trzeba ognia i pożaru, trzeba śmierci motoru, aby człowiek drgnął i skierował wzrok ku ziemi.Są to bowiem ludzie wybrani z kroci, co przysięgli swojej duszy, że się nie ulękną nigdy i niczego.Skrzydlaci żołnierze, husarze nowocześni, przysięgli sobie, że trwoga nigdy skrzydeł ich nie splami.Powietrze jest ich żywiołem, jak woda jest żywiołem marynarza, więc całym sercem kochają swój żywioł.Jakże może ptaka trwożyć bezmiar błękitny?Ignaś zdawał sobie sprawę z tego wszystkiego i patrzył na tych ludzi z miłością i podziwem.Nie umiałby oblec tego w słowa, wiedział jednak serdecznym uczuciem, że ten niepozorny człowiek w mundurze, co wizerunek orła nosi nad sercem, urasta do wielkości olbrzyma, kiedy wzlatuje nad ziemię, w swoje królestwo bez granic, i że się staje skrzydlatym geniuszem z perskiej bajki, co niezmierne przebiega przestrzenie i widzi krąg ziemi, nad którą zatacza koła strzegąc jej z wysoka.Ileż trzeba hartu i ile mocy, i ile odwagi i nieustraszoności, aby zmienić się w ptaka, co opuszcza z własnej woli bezpieczną, płaską nieruchomość ziemi i leci pętać wichry… Co on tam czuje na wysokościach, ten nieustraszony lotnik? O czym myśli? Jaka rozpiera go duma w błękitnej samotności? Czy jest szczęśliwy, że się wzbił ponad ludzkie rojowisko? Czy jest może smutny, że jest sam? Czy śmieje się w głos z radości, że może błękit zagarniać rękami i gnać przed sobą chmury jak białe łabędzie?Och, żeby można wiedzieć o tym wszystkim! Żeby móc polecieć raz jeden tylko…Takie były zielone, bujne myśli Ignasia, kiedy samoloty rozpoczęły swoje wiosenne ciągi i każdego świtania śpiewały żelaznymi głosami.— Jeszcze nie czas, jeszcze nie czas… — mówił sobie najcichszym szeptem, aby nikt nie dosłyszał.Wiedział, że aby zostać lotnikiem, trzeba ogromne pokonać trudności.Lotnik musi być doskonały.Zdawać by się mogło, że ptaki ludzkie przejęły od ptaków prawdziwych odwieczne prawo, że w skrzydlatej gromadzie nie ma miejsca dla osobnika słabego lub takiego, co będzie zawadą w śmiałych, ogromnych podróżach.Opowiadają, że bociany skazują na zagładę własnego brata, co ma przetrącone skrzydło lub jest takim mizerakiem, co nie dotrwa w podróży ponad ziemie i morza.W gromadzie lotników nie może się znaleźć człowiek słaby, z chwiejną duszą lub kalekim ciałem.Musi być wybrany pieczołowicie i wypróbowany stokrotnie.W straszliwej walce z żywiołem może brać udział ten tylko, co przebył ciężkie próby i dał świadectwo, że dotrwa i wytrwa aż do ostatniego tchu.Ignaś postanowił, że będzie taki.Będzie rosło jego zdrowe ciało, ale zarazem musi w nim tężeć serce i dusza musi się hartować, a może kiedyś powiedzą mu: „Jesteś godny, bracie, latać w naszej skrzydlatej gromadzie!” Nie powiedzą mu tego ani dziś, ani jutro.Ale on będzie cierpliwy.Przebył głód i nędzę i wie o tym, że trzeba być takim.Zatai na dnie duszy skrzydlate, rozszumiane marzenie i będzie się stawał powoli człowiekiem doskonałym, silnym i twardym.Nikt o tym niech nie wie, aż do czasu, kiedy wątłe, chłopięce ramiona tak stężeją, że będzie można powierzyć im skrzydła ciężkie i szerokie.Niech o tym nie wie nawet pan Raczek.Pan Raczek jednakże wiedział.„Najchytrzejszy człowiek swojej epoki” patrzył bystrze i widział długie zamyślenia chłopca.Ponieważ pogląd na sprawy latania zachwiał się w nim cokolwiek pod wpływem sympatii, jaką poczuł dla latających ludzi, nie przeszkadzał Ignasiowi w jego rojeniach.Być może, że nieco słuszności mają i ci, co wymyślili ciężkie, latające maszyny.Jeszcze go o tym nie przekonano, nie będzie się jednak bronił, kiedy go będą usiłowali przekonać.Owszem, wysłucha mądrych i roztropnych racji.Filozof nigdy nie jest uparty jak zwyczajny muł i powinien z wyborną cierpliwością umieć wysłuchać uzasadnionych dowodzeń.Będzie to sprawa pomiędzy nim, duchowym ojcem skrzydlatego konia, i nazbyt ścisłymi umysłami, co odrzuciwszy czar poezji i romantyczności, powierzają życie człowieka tępej maszynie.Walka jest nierówna, bo on, Raczek, jest sam — apokaliptyczny jeździec na apokaliptycznym rumaku — a przeciwko niemu jest oficjalna nauka, politechniki, uniwersytety, instytuty, falanga inżynierów, ba: całe narody i armie tych wariatów, którym się zdaje, że na samolocie dolecą do gwiazd! Ale to nic!… Raczek poczuł w sobie śpiew dumy.Przeciwko Kopernikowi też był cały świat i cóż się okazało?„Licho nadało — myślał Raczek — to mieszkanie obok lotniska.Komu mogło jednakże przyjść na myśl, że sam widok tych stalowych potworów, które powinny raczej przerazić chłopięcą duszę, rozpali w niej skrzydlate tęsknoty? Zresztą łatwo można uwieść niedoświadczonego Ignasia, skąd jednak stary niedźwiedź, Lepajłło, zapałał nagle taką żądzą latania? Ha! Hal Skrzydlaty Lepajłło! Nic innego, tylko świat cokolwiek zwariował, a obłęd szerzy się epidemicznie.Mogło się przeto przydarzyć i Lepajlle.Dziwne, naprawdę dziwne czasy!”Jeszcze tak niedawno uczciwy człowiek żegnał się znakiem krzyża świętego, kiedy brał do rąk telegram, a Raczek przecie pamięta, jak ludzie szli do spowiedzi, zanim odważyli się usiąść w wagonie kolejowym.A teraz co? Chcą latać, pędzić, szaleć.Na jednym krańcu świata ktoś gra na trąbie, a na drugim krańcu wyraźnie go słychać.Za dwie godziny można być w Krakowie.Jakiś amerykański dryblas przeleciał ocean na aeroplanie, inny pragnie oblecieć kulę ziemską.To są straszne rzeczy
[ Pobierz całość w formacie PDF ]
Darmowy hosting zapewnia PRV.PL