[ Pobierz całość w formacie PDF ]
.Alexander tak bardzo się przyzwyczaił do porozumiewania się w mieszaninie słów i rysunków, iż czasami żartował, że gdyby wrzucono go między niedźwiedzie, byłby w stanie się z nimi dogadać.Może dlatego, że podróżował samotnie, wyglądał niepozornie i całkiem obco, nigdy nie spotykało go nic złego ze strony ludzi, których napotykał w trakcie podróży.Nadal - tak jak wówczas, gdy był nastolatkiem - starał się zarobić najedzenie, wykonując ciężkie prace fizyczne.Ludzie szanowali takie podejście i szanowali Alexandra.Oprócz odzieży z irchy Alexander od czasu do czasu wysyłał do pana Maudlinga i inne rzeczy: dwie ikony, które kupił w Baku, przepiękną marmurową statuetkę z Persepolis i ogromny jedwabny dywan z Van.Na bazarze w Aleksandrii kupił obraz, który - jak mówił sprzedawca - poprzednio należał do oficera armii napoleońskiej i został ukradziony we Włoszech.Kosztował Alexandra pięć funtów, ale instynkt mu podpowiadał, że płótno jest warte o wiele więcej, ponieważ było stare i do pewnego stopnia przypominało ikony.Ponieważ Alexander nie zaznał radości ani w dzieciństwie, ani w okresie, kiedy przebywał w Glasgow, czasami sprawiał sobie przyjemności.Miał zaledwie dwadzieścia kilka lat, nigdzie mu się nie spieszyło, a zdrowy rozsądek podpowiadał, że każde nowe doświadczenie podnosi poziom jego edukacji i że dzięki jego podróży, a także znajomości greki i łaciny pewnego dnia ludzie będą go mogli szanować nie tylko z powodu bogactwa.Niemniej wszystko ma swój kres.Przez pięć lat Alexander przemierzał świat islamski, środkową Azję, Indie i Chiny, a potem wsiadł w Bombaju na statek do Londynu.Obecnie, dzięki otwarciu Kanału Sueskiego, była to podróż szybka i łatwa.Kiedy zawiadomił pana Waltera Maudlinga, że o drugiej po południu pojawi się w Banku Anglii, bankier przygotował perorę, w której miał zamiar powiedzieć, co myśli o wysyłaniu wszystkiego na Threadneedle Street.Kazał również usunąć jedną z owych przesyłek ze strychu we własnym domu i dostarczyć ją do swojego biura, w związku z tym obok jego biurka stała ogromna paczka zaszyta w płótno.Odziany w skórę Alexander wszedł i rzucił bankierowi pod nos przekaz na pięćdziesiąt tysięcy funtów, po czym z wyraźnym rozbawieniem usiadł w jednym z foteli dla gości.- Tym razem nie sztabki? - spytał pan Maudling.- Tam, gdzie byłem, nie ma złota.Pan Maudling przyjrzał się ogorzałej twarzy, eleganckiej, czarnej koziej bródce i kędzierzawym włosom, które opadały Alexandrowi na ramiona.- Wygląda pan zdumiewająco dobrze, sir, zważywszy na miejsca, które pan odwiedził.- Nie przechorowałem ani jednego dnia.Widzę, że przyszła już moja odzież.Czy inne rzeczy też dotarły?- Pańskie „rzeczy”, panie Kinross, przysporzyły bankowi sporo kłopotu.To nie poste restante! Mimo to wezwałem rzeczoznawcę, żeby sprawdzić, czy przekazać pańskie „rzeczy” do jakiegoś magazynu, czy umieścić je w naszym skarbcu.Posążek jest grecki i wykonano go w drugim wieku przed naszą erą, ikony są bizantyjskie, dywan ma sześćset podwójnych węzłów jedwabiu na cal kwadratowy, obraz namalował Giotto, wazy są w idealnym stanie i pochodzą z dynastii Ming, a parawany - również w idealnym stanie - z dynastii, która rządziła półtora tysiąca lat temu.Dlatego wszystko to powędrowało do naszego skarbca.Paczkę, którą pan tu widzi, przechowałem na swoim strychu, ustaliwszy wcześniej, że jest w niej nowa, choć nieco dziwaczna odzież - powiedział pan Maudling, próbując zrobić groźną minę.Podniósł przekaz i machnął nim.- Co się za tym kryje, sir?- Diamenty.Dziś rano sprzedałem je u jubilera.Zrobi niezły interes na tej transakcji, ale jestem zadowolony z ceny.Znalezienie ich sprawiło mi dużą przyjemność - oznajmił Alexander, uśmiechając się od ucha do ucha.- Diamenty? Czyż nie wydobywa się ich w kopalniach?- Można, ale tak się robi dopiero od niedawna.Znalazłem te błyskotki tam, gdzie znaleziono większość ich od czasów Adama i Ewy - na żwirowych dnach niewielkich rzek, które spływają z Hindukuszu, Pamiru i Himalajów.W Tybecie można całkiem nieźle się obłowić.Surowe diamenty wyglądają jak zwykłe otoczaki albo żwir, zwłaszcza gdy pokrywa je warstewka jakiegoś minerału bogatego w żelazo.Gdyby błyszczały, już dawno temu wszystkie by pozbierano, ale niektóre z miejsc, do jakich dotarłem, leżą bardzo, bardzo daleko.- Panie Kinross - westchnął pan Maudling - jest pan fenomenem.- Jak król Midas, wszystko, czego pan dotknie, zamienia się w złoto.- Kiedyś też tak myślałem, ale zmieniłem zdanie.Człowiek znajduje skarby, jeśli dobrze patrzy na to, co ma przed oczami - wyjaśnił Alexander Kinross.- To cała tajemnica.Trzeba widzieć to, na co się patrzy.Większość ludzi tego nie robi.To nieprawda, że szansa zdarza się tylko raz i tylko raz puka do naszych drzwi, ona nieustannie wybija na nich swój rytm.- A czy nie dobija się teraz głośno z królestwa finansów w Londynie?- Dobry Boże, nie! - zapewnił Alexander, zaszokowany.- Wyjeżdżam do Nowej Południowej Walii.Tym razem po złoto.Potrzebny mi list kredytowy do jakiegoś banku w Sydney.Proszę tylko, żeby był przyzwoity! Chociaż prawdopodobnie moje złoto i tak przyjedzie tutaj.- Banki - powiedział pan Maudling z godnością - są przeważnie bez zarzutu.- Bzdury! - zaprotestował Alexander pogardliwie.- Bank w Sydney prawdopodobnie niczym się nie różni od banku w Glasgow czy San Francisco, wszystkie można okraść.- Wstał i bez wysiłku dźwignął paczkę.- Przechowa pan moje skarby, póki nie zadecyduję, co z nimi zrobić?- Za skromną opłatą.- Tego się spodziewałem.A teraz pora na „Timesa”.- Jeśli poda mi pan, gdzie się pan zatrzymał, każę tam odesłać pańskie ubrania.- Nie, na zewnątrz czeka na mnie dorożka.Pan Maudling poczuł, że ogarnia go ciekawość, dlatego zapytał:- Do „Timesa”? Ma pan zamiar napisać artykuł o swoich podróżach?- Ależ skąd! Nie, chcę zamieścić ogłoszenie.Skoro płynąc do Nowej Południowej Walii, muszę spędzić dwa miesiące na statku, nie mam zamiaru leniuchować.Szukam człowieka, który nauczy mnie francuskiego i włoskiego.Chociaż zdaniem Ważnych Osobistości James Summers mówił po angielsku z wyraźnym, niemiłym dla ucha akcentem z głębi kraju, jego francuszczyzna i język włoski były bez zarzutu - tak przynajmniej twierdzili autorzy referencji.Przez ponad dziesięć pierwszych lat życia Jima jego ojciec był właścicielem angielskiej piwiarni w Paryżu, potem kierował takim samym lokalem w Wenecji
[ Pobierz całość w formacie PDF ]
Darmowy hosting zapewnia PRV.PL