[ Pobierz całość w formacie PDF ]
.Poeta nawettego nie zauwa¿y³ - wizja wycelowanych w jego brzuch strza³ nie opuszcza³a goani na moment, a przera¿enie pe³za³o po plecach i karku jak wielka, zimna iœliska pijawka.Bo za olszynami, mniej ni¿ sto kroków za soczyœcie zielonympasem nadrzecznych traw, wyrasta³a z wrzosowisk pionowa, czarna, groŸna œcianalasu.Brokilon.Na brzegu, kilka kroków z biegiem rzeki, biela³ koñski szkielet.Pokrzywy ioczerety przebija³y siê przez klatkê ¿eber.Le¿a³o tam te¿ trochê innych,mniejszych koœci, nie wygl¹daj¹cych na koñskie.Jaskier zadygota³ i odwróci³wzrok.Popêdzony wa³ach z mlaskiem i chlupem wydar³ siê z przybrze¿nego bagna, mu³zaœmierdzia³ nie³adnie.¯aby na moment przesta³y koncertowaæ.Zrobi³o siêbardzo cicho.Jaskier zamkn¹³ oczy.Nie deklamowa³ ju¿, nie improwizowa³.Natchnienie i fantazja ulecia³y gdzieœ w nieznan¹ dal.Pozosta³ tylko zimny,obrzydliwy strach, doznanie silne, ale zupe³nie wyprane z impulsów twórczych.Pegaz zastrzyg³ obwis³ymi uszami i beznamiêtnie pocz³apa³ w stronê Lasu Driad.Przez wielu nazywanego Lasem Œmierci.Przekroczy³em granicê, pomyœla³ poeta.Teraz wszystko siê rozstrzygnie.Dopókiby³em nad rzek¹ i w wodzie, mog³y byæ wspania³omyœlne.Ale teraz ju¿ nie.Terazjestem intruzem.Tak jak tamten.Po mnie te¿ mo¿e zostaæ tylko szkielet.Ostrze¿enie dla nastêpnych.Jeœli driady tu s¹.Jeœli mnie obserwuj¹.Przypomnia³ sobie ogl¹dane zawody ³ucznicze, jarmarczne konkursy i popisystrzeleckie, s³omiane tarcze i manekiny, szpikowane i darte grotami strza³.Coczuje trafiony strza³¹ cz³owiek? Uderzenie? Ból? A mo¿e.nic?Driad nie by³o w okolicy albo nie zdecydowa³y jeszcze, co przedsiêwzi¹æwzglêdem samotnego jeŸdŸca, bo poeta podjecha³ pod las zmartwia³y ze strachu,ale ¿ywy, ca³y i zdrowy.Dostêpu do drzew broni³a zakrzaczona, naje¿onakorzeniami i ga³êziami matnia wiatro³omu, ale Jaskier i tak nie mia³najmniejszego zamiaru doje¿d¿aæ do samego skraju ani tym bardziej zag³êbiaæ siêw las.Móg³ zmusiæ siê do ryzyka - ale nie do samobójstwa.Zsiad³ bardzo wolno, przymocowa³ wodze do stercz¹cego w górê korzenia.Zazwyczaj tego nie robi³ - Pegaz nie zwyk³ oddalaæ siê od w³aœciciela.Jaskiernie by³ jednak pewien, jak koñ zareaguje na œwist i furkot strza³.Do tej poryani siebie, ani Pegaza raczej nie nara¿a³ na takie odg³osy.Zdj¹³ z ³êku siod³a lutniê, unikalny, wysokiej klasy instrument o smuk³ymgryfie.Prezent od elfki, pomyœla³, g³adz¹c intarsjowane drewno.Mo¿e siêzdarzyæ, ¿e wróci do Starszego Ludu.Chyba ¿e driady zostawi¹ j¹ przy moimtrupie.Niedaleko le¿a³o leciwe, zwalone przez wicher drzewo.Poeta usiad³ na pniu,opar³ lutniê o kolano, obliza³ wargi, wytar³ spocone d³onie o spodnie.S³oñce chyli³o siê ku zachodowi.Z Wst¹¿ki wstawa³ opar, szarobia³ym ca³unemzasnuwaj¹c ³¹ki.Zrobi³o siê ch³odniej.Klangor ¿urawi rozbrzmia³ iprzebrzmia³, zosta³o tylko granie ¿ab.Jaskier uderzy³ w struny.Raz, potem drugi, potem trzeci raz.Podkrêci³ ko³ki,dostroi³ instrument i zacz¹³ graæ.A po chwili œpiewaæ.Yviss, m'evelienn vente cdelm en tellElaine Ettariel Aep cór me lode deith ess'viellYn blath que me dariennAen minne vain tegen a meYn toin av muirednn que dis eveigh e aep llea.S³oñce zniknê³o za lasem.W cieniu ogromnych drzew Brokilonu natychmiastzrobi³o siê mroczno.Ueassan Lamm feainne renn, ess'ell,Elaine Ettariel,Aep cor.Nie us³ysza³.Poczu³ obecnoœæ.- N'te mirê daetre.Sh'aente vort.- Nie strzelaj.- wyszepta³, pos³usznie nie ogl¹daj¹c siê.- N'aen aespar ame.Przybywam w pokoju.- N'ess a tearth.Sh'aente.Us³ucha³, choæ palce ziêb³y mu i drêtwia³y na strunach, a œpiew z trudemdobywa³ siê z krtani.Ale w g³osie driady nie by³o wrogoœci, a on, do cholery,by³ zawodowcem.Ueassan Lamm feainne renn, ess'ell,Elaine Ettariel,Aep cor aen tedd teviel e gwenYn blath que me dariennEss yn e evellien a meQue shaent te caelm a'vean minne me striscea.Tym razem pozwoli³ sobie na rzut oka przez ramiê.To, co przycupnê³o obok pnia,bardzo blisko, przypomina³o omotany bluszczem krzak.Ale to nie by³ krzak.Krzaki nie miewa³y wielkich b³yszcz¹cych oczu.Pegaz prychn¹³ cicho, a Jaskier wiedzia³, ¿e za nim, w ciemnoœciach, ktoœg³aszcze jego konia po chrapach.- Sh'aente vort - poprosi³a ponownie przycupniêta za jego plecami driada.Jejg³os przypomina³ szum liœci uderzanych deszczem.- Ja
[ Pobierz całość w formacie PDF ]
Darmowy hosting zapewnia PRV.PL