[ Pobierz całość w formacie PDF ]
.— Krzywo obcięty paznokieć wskazał na mapę.— Znajduje się pan sto pięćdziesiąt mil od granicy.Nawet jeśli udałoby się panu do niej dotrzeć, za nic w świecie nie zdoła pan przedostać się przez strefę śmierci.— Jak bardzo cierpliwy miałbym być? Gospodarz wzruszył ramionami.— Być może dla pana wydostanie się stąd jest sprawą drugorzędną, ale nie dla mnie.W pewnym sensie, przyjacielu, chcę mieć pana z głowy.— Poczęstował Lakera papierosem.— Nie pan pierwszy pragnie śmierci Hart — manna.Ulegając jednak emocjom, na pewno nie osiągnie pan celu.Jeżeli ma się panu udać, potrzebuje pan czegoś więcej niż tylko paru strzępów informacji i dobrej rady.Dam panu wszystko, co będę mógł, ale musi pan przystać na jedno: że będzie się to wiązało z bezpiecznym odstawieniem pana w bezpieczne miejsce.— Zakaszlał.— Poza tym przypuszczam, że ma pan powody, by chcieć wrócić do Londynu.Z tego, co mi pan powiedział, wnioskuję, że z nimi też ma pan rachunki do wyrównania.Kiedy skończyli, zbliżała się północ.W pewnym momencie Laker był już tak wyczerpany, że nie potrafił pozbierać myśli, bał się jednak zostać znowu sam.Pod koniec wykorzystywał Niemca jako zawór bezpieczeństwa, zrzucając z siebie cały ciężar, zwierzając mu się niczym samotny pijak w barze.Zanim się rozeszli, gospodyni przyniosła mu tabletki nasenne.Zażył je i sesja dobiegła końca.— Proszę tylko o jedno — powiedział jeszcze Laker, wchodząc na schody.— Niech pan nie próbuje mnie powstrzymać.Szkoda czasu i energii.— Nie będę, przyjacielu.Obiecuję.W nagłym spazmie emocji Laker uścisnął jego kościste ramiona.Wycinek leżał na stole obok łóżka, a karabin w futerale.Laker zasnął jednak szybko i, dzięki Bogu, nic mu się nie śniło.Rozdział szesnastyRano dwukrotnie słyszał dzwonek telefonu.Pierwszy wyrwał go ze snu, wprowadzając natychmiast w nastrój wyczekującego przygnębienia, drugi zaprowadził go pod drzwi na korytarz.Nie zdołał jednak zrozumieć ani słowa, zorientował się tylko, że podobnie jak za pierwszym razem rozmawiała gospodyni.Leżał w łóżku mniej więcej do dziesiątej, potem ogolił się powoli i ubrał.Kiedy się mył, zdawało mu się, że ktoś otworzył drzwi wejściowe, nie miał jednak pewności.Na stole w kuchni stało przygotowane śniadanie.Gospodyni przywitała go tak samo prostolinijnie jak poprzedniego dnia.— Pomyślałam, że pewnie będzie pan chciał odpocząć — powiedziała, krzątając się przy piecu.— Tabletki pomogły?— Tak, dziękuję.— Czasami człowiek czuje się okropnie wyczerpany, prawda? Przydają się wtedy.— Tak.— Chyba znów będzie padać, jak przez całą noc.Doskonałość kłamstwa, w którym żyła, nie malała ani na chwilę, przypominając Lakerowi o chwilowym niedowierzaniu, które go ogarnęło, kiedy się budził.Spytał, gdzie jest jej mąż.— Wyszedł po papierosy.Niedługo powinien wrócić — odparła, a Laker zaczął się zastanawiać, ile tak naprawdę wie, w jakim stopniu uśmiech na jej rumianej twarzy maskuje tęsknotę do spokoju i poczucia bezpieczeństwa.Dopił mocną kawę zbożową, poszedł do pokoju i coraz bardziej zaniepokojony, wyglądał co chwilę na ulicę.Poprzedniego wieczoru, rozciągnięty na kanapie, powiedział jak na siebie bardzo dużo.Najwyraźniej rozpacz i wypity alkohol rozwiązały mu język.Była to opowieść nieuporządkowana, niechronologiczna, ale z grubsza kompletna i dotyczyła przede wszystkim Patricka, ale również Helen, Weybridge, Gale’a & Wattsa, Roundwood, wojny oraz Karen Gisevius — praktycznie wszystkiego.A teraz, wspominając własne słowa, przypomniał sobie również, jak uważnie słuchał go gospodarz i jak jego współczucie raz albo dwa przybrało rozmiary wyraźnej rozpaczy.Chęć pomocy Lakerowi w wyrównaniu rachunków z Hartmannem stworzyła między nimi swego rodzaju więź.Już w korytarzu, chwilę przed rozejściem się do łóżek, Laker dojrzał w jego oczach błysk, który przypomniał mu tamtą noc w Green Park — pół życia wcześniej — kiedy Slattery niespodziewanie wybuchnął:— Pozabijaj sukinsynów, Sam.Zabij tylu, ilu tylko zdołasz.Tym razem tylko jednego.Po to, żeby wyrzucić coś z głowy, z serca, z wnętrzności; i żeby móc stanąć twarzą w twarz właśnie ze Slatterym.Nie, gospodarz miał rację: jeszcze nie skończył z Londynem.Jeśli to tylko możliwe, Slattery także będzie musiał zapłacić.* * *Upłynęło pół godziny, zanim w polu widzenia pojawiła się znajoma sylwetka rowerzysty
[ Pobierz całość w formacie PDF ]
Darmowy hosting zapewnia PRV.PL