[ Pobierz całość w formacie PDF ]
.62PIEŒÑ SZÓSTAPrzybycie Odyseusza do FeakówUsypia³ boski tu³acz Odys; sen ju¿ spadaTwardy na z³amanego trudem.Wraz PalladaIdzie w grodziec Feaków, le¿¹cy precz daléj.Przedtem oni w szerokiej Hyperii mieszkali,Gdzie wojenne Kyklopy maj¹c za s¹siady,Wci¹¿ nêkanych od pewnej tratuj¹c zag³ady,Wywiód³ ich Nausitoos97, on, bogom podobny,I osadzi³ na Scherii98, kêdy kraj zasobny,A od ludzi daleki; miasto zamkn¹³ w tyny,Zbudowa³ domy, chramy, grunt rozda³ na gminy -Lecz ker¹ zwalon99, zst¹pi³ w Hadesu podziemie.Dziœ m¹dry król Alkinoj wzi¹³ w rz¹dy to plemiê.Zatem Pallas Atene w jego dworzec d¹¿y,A powrót Odyseja na myœli jej ci¹¿y.Sz³a prosto; do panieñskich komnat siê przemyka,Gdzie córka Alkinoja œpi, piêkna Nausyka100,Boginiom równa wzrostem i wdziêczna jak one.Niepoœledniej urody dwie dziewy uœpioneLe¿a³y tam przy odrzwiach b³yszcz¹cych podwoi.Pallas jak lekki powiew do ³Ã³¿ka dziewoiPrzemknie siê, do g³Ã³w schyli, coœ do niej przygwarza,Wzi¹wszy na siê kszta³t córki Dymasa ¿eglarza,Druhny jej najmilejszej i jej równolatki -I mówi³a bogini odziana w kszta³t g³adki:»Oj, Nausyko! To¿ z ciebie leniuszek nie lada!Drogie szatki, bielizna precz brudem przypada,A wesele za pasem! Miej¿e co piêknegoDla dru¿bów, co-æ powiod¹ do pana m³odego,A i dla siê - bo zwykle strój czysty u ludziZyszcze imiê, w rodzicach ucieszenie budzi.Dalej zatem do prania! WyprzedŸ ranne zorze!By raŸniej posz³a praca, ka¿da ci pomo¿e,Ja pierwsza.Raj panieñski siê koñczy; wszak swatyO ciebie ju¿ zachodz¹ od m³odzi bagatéj97 Nausitoos - syn boga Posejdona i Peritoi, matki Alkinoosa, króla Feaków;98 na Scherii - por.przypis 93;99 ker¹ zwalon - por.przypis 41;100 Nausyka - Nausikaa, Nauzykaa, królewna Feaków, za jej poœrednictwem Atenawprowadzi³a Odysa dopa³acu króla Alkinoosa;63I przedniejszej, bo przecie¿ ród twój niepoœledni!Nu¿e! Poproœ rodzica pierw, nim siê rozedni,Aby ci kaza³ mu³y zaprz¹c w wóz drabiaty;Na³o¿ysz nañ sukienki, przepaski, makaty.Jechaæ bêdzie wygodniej: pieszo zbol¹ nogi;Przecie¿ pralnie od miasta taki kawa³ drogi«.To powiedziawszy Pallas sowiooka wracaZnowu na szczyt Olimpu, do bogów pa³aca,Gdzie nigdy burza nie grzmi, deszcz œcian nie obija,Œnie¿na zamieæ nie prószy - tylko siê przewijaNieustanna pogoda, ni to namiot lity:Tam bogom raj wesela p³ynie niepo¿yty;Tam wróci³a Atene napomniawszy œpi¹c¹.Wsta³a Jutrznia, poœwiat¹ sw¹ z³otem kapi¹c¹Budz¹c Nausykê.Panna swoim snom siê dziwi,Prêdko z komnat do komnat bie¿y, by co ¿ywiéjRodzicom opowiedzieæ.Zasta³a rodzice:Matka przy ogniu siedzi, wko³o s³u¿ebnice,I lekuchnym wrzecionem krasn¹ we³nê skrêca;Z ojcem zbieg³a siê w progu; w³aœnie go ksi¹¿êcaWalna rada wzywa³a, i szed³ zasi¹œæ w radzie;Zabieg³a mu i w uszy tak¹ proœbê k³adzie:»Dobry tato, ka¿ dla mnie zaprz¹c wóz, a d³ugi,Z wartkimi ko³y; pilno mi jechaæ do strugiPraæ bieliznê; bo tyle ju¿ jej siê zebra³o!Wszak i tobie przystoi bieliznê mieæ bia³¹,Gdy siadasz w zgromadzeniu dostojnych Feaków.Wszak i doma jest piêciu dorodnych junaków,Dwóch ¿onatych, trzech jeszcze ch³opi¹t ju¿ niema³ych,Twych synów; ci chc¹ zawsze chodziæ w szatach bia³ychNa pl¹sy, a wszystkiemu radŸ tu, moja g³Ã³wko!«Tak mówi³a, a wtr¹ciæ wstydno jej by s³Ã³wkoO weselu.Lecz ojciec domyœli³ siê tegoI rzek³: »Nie broniê-æ, córko, ni mu³Ã³w, ni czego;Natychmiast niech parobcy wóz zaprzêgn¹ mu³mi,Wysoki, wyplatany i z wartkimi kó³mi«.To rzek³szy krzykn¹³; czeladŸ przyskoczy³a ¿wawo:Wóz koleœny101 wytoczon stoi przed wystaw¹;Wiod¹ mu³y; zaprzê¿na idzie w dyszel para.Nausykaa z komory znosi co niemiaraCienkich szat i bielizny, wóz na³adowywa;Matka zaœ pe³ny koszyk smacznego pieczywaI jarzynek tka w rêkê; by³a i ³agiewkaSkórzana z winem w drogê (na wóz siad³a dziewka);O dzbanuszku z oliw¹ matka te¿ pamiêta,By wyszed³szy z k¹pieli ona i dziewczêtaMia³y czym siê namaœciæ.Ot! ju¿ wziê³a wodze,Biczem klas³a w powietrzu.Z turkotem po drodze101 wóz koleœny - wóz na ko³ach;64Pok³usowa³y mu³y, ci¹gn¹c ciê¿ar z pani¹,W¿dy nie sam¹: i dziewki siedzia³y tu¿ za ni¹.Owo¿ gdy przyjecha³y nad brzeg œlicznej rzéki,Gdzie w cembrzyny kamienne s¹cz¹ siê ponikiWód nieprzebranych, miejsca dla praczek wygodne,Prêdko mu³y wyprzêg¹ i puszcz¹ swobodneNa paszê w s³odk¹ trawê, co z tak¹ rozkosz¹Wyœciela brzegi rzeki.Potem z woza znosz¹Bieliznê i po sztuce w ocembrzone wodyK³ad¹, depc¹c nogami102, pior¹ na wyprzody.Wyp³ukawszy do plamki wszystko jak nale¿y,Rozpoœcieraj¹ rzêdem wzd³u¿ ciep³ych wybrze¿yNad morzem, kêdy fale g³adki ¿wirek œciel¹.Skoñczywszy, wraz siê ch³odz¹ zdroist¹ k¹piel¹,Oliw¹ maszcz¹ cz³onki, potem na trawnikuSi¹d¹ do smacznej strawy, a szatki w wietrzykuNiech schn¹ tymczasem.Gdy tak spo¿y³y ³akotki,Stan¹ do pi³ki, z g³owy odrzuc¹ namiotki.Pustuj¹cym piosenkê zaœpiewa królewna,Rzek³byœ, ¿e z Artemid¹-³owczyni¹ pokrewna,Co przez bór Erymantu lub Tajget uganiaRada, gdy z r¹k jej padnie odyniec lub ³ania;A nimfy, pól mieszkanki, pod pani swej bokiemPustuj¹ wko³o; Leto103 cieszy siê widokiem,¯e nad wszystkie celuje wzrostem i obliczém,I snadno poznaæ, czym jest w orszaku dziewiczym:Owo tak rej wœród swoich królewna prowadzi
[ Pobierz całość w formacie PDF ]
Darmowy hosting zapewnia PRV.PL