[ Pobierz całość w formacie PDF ]
.Rzek³ - a zwinny Hermejas81 wnet siê puœci³ w czwa³y:80 Tyton - Titonos, Tithonos, syn króla trojañskiego Laomedonta, m³odzieniecniezwyk³ej urody, któregoJutrzenka uprowadzi³a i uczyni³a swoim mê¿em; prosi³a by Zeus obdarzy³ gonieœmiertelnoœci¹, alezapomnia³a poprosiæ o dar wiecznej m³odoœci; gdy Tyton siê zestarza³ uk³ada³ago do ko³yski; wg innej wersjiZeus zamieni³ go na proœbê Jutrzenki w œwierszcza;81 Hermejas - Hermes;52Ju¿ sobie stopy opi¹³ w niebiañskie sanda³yZ³otolœni¹ce; on nimi ponad wód rozlewem,Ponad l¹dów ogromem buja z wiatru wiewem.Wzi¹³ i posoch82; posochem tym œmiertelnych oczy,Czyje chce, ze snu budzi albo te¿ snem mroczy.Dzier¿¹c go, Argobójca szparkim sun¹³ lotem,Na Pierii83 stan¹³ - k’morzu spuszczaj¹c siê potem,Szybowa³ nad powierzchni¹, podobien rybitwie,Co nad odmêtem zatok, w ustawnej gonitwieZa rybkami, we fali nieraz skrzyd³o zmoczy:Tak i Hermejas buja³ po walnej roztoczy.Do wyspy84 siê zbli¿aj¹c le¿¹cej daleko,Z wód wychyn¹³ i l¹dem posuwa³ siê lekkoA¿ do wielkiej pieczary, boginki siedliska,Kalypsy d³ugow³osej, któr¹ u ogniskaSam¹ siedz¹c¹ zasta³.Z dala ju¿ powiewekNiós³ po wyspie zapachy od p³on¹cych drewek¯ywicznych cedru.G³os jej wdziêczn¹ brzmia³ piosenk¹,Gdy chodz¹c wko³o krosien suwa³a czó³enko.Tê pieczarê mai³y ró¿nych drzew gaiki,To woni¹ce cyprysy, topole, osiki;W ich liœciach d³ugoskrzydiny ptak noc¹ siê skrywa:Sowa, krogulec, morska wrona te¿ krzykliwa,Co tak rada siê pluskaæ u przybrze¿nej wody.Wino rozkosznolistne piê³o siê na wschodyG³azów sklepiennych, gronne zwieszaj¹c jagody.Z czterech krynic srebrzyste bieg³y tam poniki,To razem, to rozpierzch³e tam i sam w wê¿yki.Miêkkie ³¹ki siê s³a³y, przetykane kwiatemFijo³ków i opichu.Na miejscu tu, na tem,Bóg nawet by siê cieszy³ i stan¹³ jak wryty.To¿ i goñczy Hermejas, widokiem podbity,Stan¹³ i w one wszystkie wpatrywa³ siê czary,A potem wszed³ do piêknej sklepionej pieczary.Pozna³a go bogini Kalypso od razu:Bóstwo nie zapomina twarzy i wyrazuInnego boga, choæby mieszka³ gdzie najdaléj.Lecz Odysa nie zasta³.Odys tam siê ¿aliSiedz¹c nad brzegiem morza, gdzie zwykle siadywa³;Dar³ serce westchnieniami, ³zami siê zaléwa³,Wzrok topi¹c ci¹gle w morze pustynne przed sob¹.Kalypso wraz siê goœcia zajê³a osob¹,W promienne krzes³o sadzi i tak siê odzywa:»Hermes, z z³otym posochem bo¿ek, tu przybywa!Goœæ taki! Po raz pierwszy zajrza³ w me siedlisko!Mów, czego ¿¹dasz? Na twe us³ugi tu wszystko,Co tylko w mocy mojej lub co jest mo¿liwe;82 posoch - tu: ró¿d¿ka czarodzieja; por.przypis 62;83 na Pierii - Pieria, kraj na pó³noc od Olimpu, siedziba Muz;84 wyspa - chodzi o Ogygiê, wyspê nimfy Kalypso (Kalipso), na której Odyseuszspêdzi³ siedem lat;53Zbli¿ siê tylko, przyjêcie znajdziesz tu ¿yczliwe«.Tak mówi³a trzymaj¹c przed bo¿kiem pucharyZ ambrozj¹, do niej miesza ró¿owe nektary.A on jad³ i popija³, Zeusowy ten goniec.Gdy ju¿ g³Ã³d swój nasyci³, skrzepiony, na koniecMówi³ do niej te s³owa:»Po co tu przychodzê,Bogini, pytasz boga? Woli twej dogodzê:.Zeus mi rzek³, ¿e u siebie masz najbiedniejszegoZ tych herojów, co dziesiêæ lat burzyli Trojê,A w dziesi¹tym, gdy z ³upem wracali ju¿ w swojeSiedziby, tak zgniewali Atene, ¿e wœciek³aWci¹¿ ich w podró¿y wichrem i burzami siek³a.Owó¿ gdy utonê³o wszystko, co z nim by³o,On ocala³, a morze tu go wyrzuci³o.Przeto rozkaz przynoszê: wypuœæ go bez zw³oki!On daleko od swoich nie umrze.WyrokiPrzeznaczy³y mu druhów powitaæ i œcianyZamku swego ogl¹daæ i ojczyste ³any«.Tak mówi³, a boginiê strach ogarn¹³ na teWyrazy, wiêc mu s³owa rzuci³a skrzydlate:- »Bogowie! Okrutniejsi od ludzi jesteœcie,Za z³e maj¹c nam, ka¿dej bogini niewieœcie,Jeœli sobie za mê¿a znajdzie œmiertelnika.I tak: ró¿ana Eos z Orionem85 gdy zmyka,Póty bogami zemsta miota nieustanna,A¿ w Ortygii Artemis, z³ototronna panna,Chy³kiem podszed³szy, cich¹ zabi³a go strza³¹.Znowu kiedy z Jasjonem86 Demetrze siê chcia³oU¿yæ pieszczot na skibie trzykrotnie zoranej -Sprawka ta dosz³a Zeusa - a on rozgniewanyRozmachniêtym piorunem Jasjona ustrzeli³.Teraz w oczy was kole, ¿e ³o¿e tu dzieli³Ze mn¹ cz³owiek, któregom wydar³a z r¹k œmierci,Gdy ³Ã³dŸ jego bóg gromem roztrzaska³ na æwierciW œrodku mórz, a on sam siê z falami boryka³,Dzier¿¹c belkê, bo druhów ju¿ mu popo³yka³Morski gardziel.Rozbitek d¹¿y³ wiêc do l¹du,I tu by³ wyrzucony od burzy i pr¹du
[ Pobierz całość w formacie PDF ]
Darmowy hosting zapewnia PRV.PL