[ Pobierz całość w formacie PDF ]
.Nie zdołał powstrzymać furii, chociaż chłodna, racjonalna część jego mózgu mówiła mu, że powinien się opanować.- Ty podły bydlaku!Mariannę była czysta jak łza.Nigdy w życiu nie wyrządziła nikomu najmniejszej krzywdy.A ty ją zabiłeś.I za to zginiesz.- Chciałbyś.Nie ruszaj się, bo zabiję Brandy, przysięgam.Zastanów się.Wiesz doskonale, że nie miałem innego wyboru.Gdyby urodziła syna, moje nadzieje na zostanie księciem Portmaine ległyby w gruzach.Nie opędziłbym się od wierzycieli, przyjaciele odwróciliby się ode mnie.Mówiąc krótko, niczym nie mógłbym nikomu zaimponować.Brandy widziała, że Ian jest wściekły, że drżą mu ręce.Chciała zyskać na czasie i odciągnąć od niego uwagę.- A co z Felicity? - zwróciła się do Gilesa.- Miała zostać jego żoną, a nie chciałeś jej zabić.To Ian był twoim celem.Giles spojrzał na nią, ale tylko przez chwilę.- Mówiłem ci już, Brandy, wyjazd Iana do Szkocji był okazją, której nie mogłem przegapić.Wiadomo było, że podejrzenia skupią się na Robertsonach.Muszę też przyznać, że Felicity okazała się zupełnie inną kobietą niż Mariannę.To chciwa, wyrachowana jędza.Miałeś dużo szczęścia, że zdołałeś się od niej uwolnić.Muszę przyznać, że musiałem się nad nią sporo napracować, bo była bardzo zdeterminowana, żeby zostać księżną Portmaine.- Te wszystkie przytyki do niej i do mnie - powiedział powoli książę.- Sądziłem, że w ten sposób chcesz mnie ostrzec, chronić.A tu chodziło o coś innego.Straszyłeś ją.Kierując rozmowę na dzieci, chciałeś jej mnie obrzydzić i skłonić do zerwania zaręczyn.- Doskonale, książę.Już niemal pożegnałem się z nadzieją, że się jej pozbędę, kiedy twój upór i despotyzm, jej nienawiść do Robertsonów, Brandy i Szkocja sprawiły, że czara się przepełniła.W drodze do Londynu świetnie się bawiłem.Twoje pieniądze otwierały nam wszystkie wrota, a ja nie musiałem się martwić tą suką.- Podsycałeś jej zazdrość o Brandy, prawda, Giles? To ty ją skłoniłeś do przyjazdu tutaj, przez ciebie zaczęła wątpić w mój honor?- Oczywiście.Nawet spotkałem się z jej matką, kolejną suką, by udzielić jej paru rad.Liścik, który mi zostawiłeś wyjeżdżając z Londynu, to był dla mnie szok.Pisałeś, że chcesz się ożenić z Brandy.Nie domyśliłem się, a powinienem był.Ciekaw jestem, jakie to było uczucie, przebywać pod jednym dachem i z narzeczoną i z kochanką?- Ian, nie rób tego.- Wyciągnęła rękę, a Ian zamarł.Giles zrobił szybki krok w tył i znalazł się ledwie kilka metr przed nią.Ogarnął ją chorobliwy spokój.Zdawała sobie sprawę, że gdy tylko skończy swoje przechwałki, zabije ich oboje.Głos niemal do niej nie docierał, gorączkowo rozglądała się za czymś, co mogłoby posłużyć za broń.Już chciała się na niego rzucić, kiedy zauważyła, że ze sterty gnijącego siana wystaje drewniane stylisko wideł.Cal po calu przesuwała się w tę stronę, aż dotknęła go czubkiem buta.- Zapewne zdajesz sobie sprawę, Ian - powiedział Giles - że nie mogę się zgodzić, aby Brandy została twoją żoną.Szkoda, że musiało do tego dojść, ale nie mogę postąpić inaczej.To obrzydliwe, przyznaję, bo tak naprawdę wcale nie chcę jej zabijać.Niestety, kiedy wysłałem ci liścik, jej los był już przypieczętowany.Ian widział, że Brandy cofa się powoli za plecami Gilesa.Gdyby tylko zdołał odwrócić jego uwagę, chociaż na chwilę.- Wystarczy tych wyjaśnień.Czeka mnie długa droga.Będę już dawno w Londynie, kiedy wiadomość o twej tragicznej śmierci z rąk szkockiego Robertsona dojdzie do moich uszu.Ależ narobię hałasu.Będę wrzeszczał na całą Izbę Lordów, że mój szacowny kuzyn został zamordowany przez dzikusa.Kto wie, co potem? Być może po Penderleigh zostanie kamień na kamieniu, a Robertsonowie zostaną wywiezieni do Anglii?Ian widział kątem oka, jak Brandy stara się wyciągnąć widły.Jeśli Giles zobaczy, będzie po niej.- Teraz ci wierzę, Giles - powiedział szybko.- Nienawidzisz mnie.Byłem ślepy.Śmiałeś się ze mnie, kiedy kazałem mojemu sekretarzowi regulować twoje rachunki? A może przez to nienawidziłeś mnie jeszcze bardziej?- Oczywiście, że tak.A jak ty byś się czuł?- Stworzyłeś ten plan, kiedy po raz pierwszy usłyszałeś o moim szkockim spadku?- Nie od razu.Wystarczy, Ian.Nie jestem całkowicie pozbawiony uczuć.Zakładam, że ty chcesz umrzeć pierwszy.Bardzo mi przykro, kuzynie, ale muszę się z tobą pożegnać.- Nie! - wrzasnęła Brandy, podnosząc w górę widły
[ Pobierz całość w formacie PDF ]
Darmowy hosting zapewnia PRV.PL