[ Pobierz całość w formacie PDF ]
.Czy któryœz nich by³by zdolny wyskoczyæ z barki desantowej na broniony przezprzeciwnika brzeg? S³uchaæ trzasku serii broni maszynowej i wycia nad-latuj¹cych pocisków artyleryjskich, a potem znaleŸæ w sobie si³ê, bypoderwaæ swoim przyk³adem ¿o³nierzy do ataku na zaciekle broni¹cegosiê wroga? Na pewno nie.Te rozwa¿ania wskaza³y mu drogê, któr¹ powinien pójœæ po zakoñczeniudrugiej tury.Przez tê cholern¹ opiniê s³u¿bow¹ nadal by³ porucznikiem.W piechocie morskiej porucznicy dowodz¹ plutonami strzeleckimi.Pójdzie,oczywiœcie, tam gdzie go wyœl¹, ale pomys³, ¿eby dowodzi³ plutonem,atakuj¹cym jakiœ obcy brzeg, wydawa³ mu siê zmarnotrawieniem jegotalentów i umiejêtnoœci profesjonalnych.Nie, on powinien byæ nauczycielem.On tam ju¿ by³.Móg³by naprawdêprzydaæ siê Korpusowi i byæ mo¿e uratowaæ wiele istnieñ ludzkich, ucz¹c¿o³nierzy i oficerów, przygotowuj¹c ich na to, co zastan¹ tam, kiedyprzyjdzie ich kolej na wejœcie do walki.Jeœli bêdzie czeka³, a¿ go gdzieœskieruj¹, by³o bardzo prawdopodobne, ¿e wyl¹duje w którejœ z nowo sfor-mowanych dywizji jako jeszcze jeden dowódca plutonu.Zastanawia³ siê w³aœnie nad tym, w jaki sposób przekonaæ ludzi z per-sonalnego o swoich nadzwyczajnych talentach i doœwiadczeniu, oraz o tym,co powinien robiæ, by je w pe³ni wykorzystaæ, nawet napisa³ ju¿ na brudnokilka wersji listu w tej sprawie, kiedy na jego biurko trafi³ okólnik w sprawieochotniczego zaci¹gu do jednostki specjalnej o charakterze wywiadowczym.Na coœ takiego w³aœnie czeka³.Nie tylko mia³ wymagane kwalifikacjei doœwiadczenie - a niewielu kandydatów mog³o siê poszczyciæ doœwiad-czeniem w zbieraniu informacji na Dalekim Wschodzie - ale doskonalenadawa³ siê na instruktora i potrafi³by nauczyæ innych tej sztuki.Przecie¿wys³anie kogoœ takiego jak on na liniê frontu, w sytuacji, kiedy móg³bypo³o¿yæ du¿o wiêksze zas³ugi jako instruktor, by³oby zbrodniczym trwonie-niem szczup³ych zasobów.Kiedy jego podanie doczeka³o siê bardzo szybkiej pozytywnej odpowie-dzi, Macklin by³ przekonany, ¿e jego pech wreszcie przemin¹³.Kiedy jeszczena dodatek dowiedzia³ siê o tym, ¿e jego akta zaginê³y, jego szczêœcie niemia³o granic.Fortuna wreszcie siê do niego uœmiechnê³a.Biuro zastêpcy szefa sztabu 4ds.personalnych (G-1)Dowództwo Korpusu Piechoty MorskiejWaszyngton, 2 listopada 1942 roku, 9.45Dzieñ dobry, panie majorze - powita³ chor¹¿y Hardee chudego blondynaw okularach, który wygl¹da³, jakby zab³¹dzi³.- Czy mogê panu w czymœpomóc?Mam nadziejê, ¿e tak - uœmiechn¹³ siê major Brownlee.Rzeczy trudne zwykle zajmuj¹ sporo czasu - odpar³ Hardee - a nie-mo¿liwe zwykle okazuj¹ siê niemo¿liwymi.Major zaœmia³ siê i poda³ chor¹¿emu rêkê.Nazywam siê Brownlee.Hardee, panie majorze.W czym mogê pomóc?Próbujê za³atwiæ awans dla jednego z oficerów.Nie jest pan w tym pragnieniu odosobniony - Hardee zakreœli³ d³oni¹szeroki ³uk, wskazuj¹c czêœæ biura, w której dwaj maszyniœci pod surowymwzrokiem sier¿anta wystukiwali listy awansowe, które nastêpnie mia³y byæpowielone.- To koñcówka listy z zesz³ego tygodnia.Ten tydzieñ bêdziemymogli zacz¹æ dopiero jutro.Nie jestem z personalnego, wiêc moja nieznajomoœæ ca³ego procesujest przyt³aczaj¹ca.Pan major nie jest cz³onkiem naszej szczêœliwej rodzinki w Dowództwie?Nie, nie jestem.Niech pan mi powie, chor¹¿y, czego zwykle potrzeba,¿eby z porucznika zrobiæ kapitana?Hmm, zak³adaj¹c, ¿e nasz porucznik s³yszy grom i dostrzega b³yska-wice, nie siedzi w areszcie i nosi srebrn¹ belkê od dwudziestu czterechmiesiêcy, to w dzisiejszych czasach ten awans jest w³aœciwie automatyczny.- Hardee znowu wskaza³ na maszynistów.Tak sobie to w³aœnie wyobra¿a³em - powiedzia³ Brownlee.- Chor¹¿y,podlega mi do pewnego stopnia pewien oficer, porucznik.Do pewnego stopnia, panie majorze?Widzicie - zacz¹³ jeszcze bardziej niepewnie major - to raczej nie-konwencjonalna jednostka.O, a jaka dok³adnie? - zapyta³ Hardee i po raz pierwszy poczu³, ¿ekroi siê coœ, co mu siê na pewno nie spodoba.By siê ju¿ nie wdawaæ w dalsze szczegó³y, jestem oddelegowany doOSS - odpar³ major.- A stosunki podleg³oœci s³u¿bowej w OSS s¹ nieco,hmm, zagmatwane.Chor¹¿y Hardee nie nale¿a³ do szczególnych admiratorów Biura S³u¿bStrategicznych.Jedyne, co o nim wiedzia³, to tyle, ¿e przez jego biurkoprzechodzi³o setki teczek oficerów, których Korpus swoim sumptem wy-szkoli³, a którzy potem ochotniczo przeszli do OSS.S³u¿y³ w Korpusie odtrzydziestu lat i to jego potrzeby w zakresie kadry sta³y bez w¹tpienia napierwszym miejscu jego prywatnej listy priorytetów.Z bólem odsy³a³ teczkidobrych oficerów, których Korpus tak potrzebowa³, by wype³niæ etaty,o których wype³nianiu nawet siê nikomu nie œni³o kilka lat temu.Nie zawszezdarza³ siê taki uœmiech Fortuny, jak podanie tego sukinsyna Macklina,którego uda³o im siê upchn¹æ.Tak, i do mnie dosz³o coœ na ten temat.No wiêc jak mogê panupomóc, panie majorze?Jestem najstarszym oficerem piechoty morskiej w oœrodku rekrutacyj-no-szkoleniowym - zacz¹³ wyjaœniaæ Brownlee.- Wczoraj zg³osi³ siê do nasoficer, porucznik nazwiskiem Macklin.0, kurwa!Zwykle przegl¹dam akta nowo przyby³ych z piechoty morskiej, wiecie,¿eby siê upewniæ, ¿e w nich wszystko w porz¹dku i tak dalej.Tak, panie majorze?No i doszed³em do akt porucznika Macklina.To znaczy, nie do koñcado akt, bo te, jak s³ysza³em zaginê³y.B¹dŸ zosta³y zniszczone na Guadal-canal.Chor¹¿y Hardee wiedzia³ dok³adnie gdzie zaginê³y akta porucznika Macklina
[ Pobierz całość w formacie PDF ]
Darmowy hosting zapewnia PRV.PL