[ Pobierz całość w formacie PDF ]
.- podpowiedzia³a Ynvic.Fraffin spojrza³ na bezcielesn¹ twarzchirurga, po czym zwróci³ siê do technika.- Tak, kobieta.Tê tuziemkê nale¿y natychmiast zabraæ w jakieœ bezpiecznemiejsce i przewieŸæ tutaj.Stanowi nasz¹ w³asnoœæ.Z Kelexelem jakoœ siêporozumiemy póŸniej.Tylko ¿adnych g³upich kroków! Macie go dostarczyæ wprostdo mnie.A jeœli bêdzie stawia³ opór, u¿yæ si³y.Najwa¿niejsza jest jednak takobieta.- Zrobiê, co bêdê móg³, czcigodny.- Na twoim miejscu zrobi³bym wszystko, by ich odnaleŸæ.Pamiêtaj, od tegozale¿y twoja przysz³oœæ.Rozdzia³ osiemnastyThurlow obudzi³ siê, gdy tylko budzik zadzwoni³.Nacisn¹³ guzik, zanim jeszczedzwonek zdo³a³ rozkrzyczeæ siê na dobre.Usiad³ na ³Ã³¿ku i zacz¹³ zmagaæ siê zsamym sob¹.Cholernie nie chcia³o mu siê zaczynaæ tego dnia.W klinice czeka goprawdziwe piek³o, by³ tego œwiadomy.Whelye obrzydza³ mu ¿ycie wszêdzie, gdzietylko móg³, i bêdzie to trwa³o a¿ do chwili, gdy.Thurlow westchn¹³.Rozumia³, ¿e nied³ugo zagrzeje miejsca na tej posadzie.Szef chcia³ po prostuwylaæ go z pracy i jak ³atwo przewidzieæ, prêdzej czy póŸniej dopnie swego.Trzeba rozejrzeæ siê za jak¹œ robot¹, zanim nerwy odmówi¹ mu pos³uszeñstwa.Zkolei opinia publiczna czyni³a wszystko, by u³atwiæ mu tê decyzjê: listy zpogró¿kami, pe³ne nienawiœci telefony.By³ tutaj pariasem.Natomiaststanowisko profesjonalistów stanowi³o jakiœ osobliwy kontrast.Wszystko, coczynili i mówili na sali s¹dowej w porównaniu z ich zachowaniem poza gmachems¹du pozwala³o przypuszczaæ, ¿e prowadzili coœ w rodzaju podwójnego ¿ycia,którym sterowa³y dwie ró¿ne, œciœle odseparowane czêœci mózgowia.- Ta burza kiedyœ ucichnie - powiedzia³ Grimm.- Proszê im daæ tylko trochêczasu.- Takie jest to ¿ycie, Andy - stwierdzi³ Paret.- Dzisiaj wygrana, jutroprzegrana, pojutrze.Thurlow zastanawia³ siê, czy œmieræ Murpheya obudzi³a w nich jakiekolwiekemocje.Paret jako prokurator zosta³ oczywiœcie zaproszony na egzekucjê iplotkarze koniecznie chcieli wiedzieæ, czy skorzysta³ z okazji.Czy¿by nikt gonie przestrzeg³, ¿e obecnoœæ przy straceniu Joego bêdzie poczytana za aktostatecznej zemsty?A dlaczego ja tam poszed³em? Czy dlatego, ¿e klêsce zawodowej chcia³em nadaæjeszcze jakiœ osobisty wymiar bólu? - Pytanie by³o w zasadzie retoryczne.Dobrze wiedzia³, ¿e poszed³ tam, by siê przekonaæ, czy równie¿ przed komor¹gazow¹ spotka obserwatorów w szybuj¹cej kuli.Dlatego przyj¹³ zaproszenieskazañca i odprowadzi³ go do samych drzwi piekie³.Oni.a mo¿e tylkoiluzja.W ka¿dym razie kula tak¿e tam by³a.Wróci³ myœlami do owego dnia.Bêdzie potrzebowa³ sporo czasu, znacznie wiêcejni¿ jeden weekend, by wymazaæ z pamiêci to wspomnienie.Zgrzyt metalu, krokiwartowników i st¹panie skazañca.Nieprzytomne spojrzenie Murpheya na zawszeodcisnê³o siê w jego umyœle.Podczas procesu i póŸniej, oczekuj¹c na egzekucjê,Joe straci³ sporo na wadze.Wiêzienne ubranie luŸno zwisa³o na zgarbionychramionach, porusza³ siê ciê¿kim, posuwistym krokiem.Poprzedza³ go czarnoodziany ksi¹dz, po bokach mia³ stra¿ników, do których zosta³ przykutykajdankami.Minêli gromadê nagle ucich³ych urzêdników, których spojrzenianiczym na komendê skoncentrowa³y siê na kacie.Wygl¹da³ jak handlarz galanteri¹ - wysoki, szczup³y, o twarzy bez wyrazu.Otworzy³ obite gum¹ drzwi ma³ej, zielonej komórki, zaopatrzonej w okr¹g³eokienka, przez które tylko z zewn¹trz mo¿na by³o cokolwiek dostrzec.Stra¿nik przeci¹gn¹³ przez lewe ramiê skazañca pasek i powiedzia³, ¿e ma usi¹œæna krzeœle.- Proszê po³o¿yæ rêkê na porêcz.Tak.nieco dalej.Teraz ju¿ dobrze.Œcisn¹³ pasek.- Nie za mocno?Murphey potrz¹sn¹³ g³ow¹.Oczy mia³ nadal nieprzytomne; jego spojrzenieprzypomina³o wzrok pojmanego zwierzêcia.Kat spojrza³ na stra¿nika z dezaprobat¹.- Al, czemu nie jesteœ przy nim i nie przytrzymasz drugiej rêki?W tej samej chwili Joe jakby obudzi³ siê ze swej biernoœci.Odwróci³ g³owê,dostrzeg³ Thurlowa i wzrokiem zmusi³ go, by nañ spojrza³.- Powodzenia, Andy - rzek³.- Zajmij siê Ruth.Gdy dobrn¹³ wspomnieniami do tego punktu, westchn¹³ i przerzuciwszy nogi przezkrawêdŸ ³Ã³¿ka, stopami dotkn¹³ zimnej pod³ogi.W³o¿y³ kapcie, zarzuci³ naramiona p³aszcz k¹pielowy i podszed³ do okna.Przystan¹³ przy parapecie ikontemplowa³ widok, który kiedyœ tak poruszy³ jego ojca, ¿e kupi³ ten dom.Tak,to by³o przed piêædziesiêciu laty.Blask porannego s³oñca przyprawi³ go o ból.Pociek³y ³zy.Wzi¹³ ze stolika okulary, za³o¿y³ je i tak ustawi³ soczewki, bydzia³anie œwiat³a utrzymywa³o siê tu¿ na granicy bólu.Dolina le¿a³a w woalu jesiennych mgie³.Na konarze wiecznie zielonego dêbusiedzia³y dwa gawrony, przywo³uj¹c chrapliwym krakaniem niewidocznychkrewniaków.Kropla rosy spad³a z liœci akacji wprost na parapet.Gdzieœ zdrugiej strony drzew zauwa¿y³ jakiœ ruch.Wychyli³ siê.Dostrzeg³ coœ w rodzajustalowego cygara.Dziesiêciometrowy stwór szybowa³ w kierunku dêbu.Gawronyza³opota³y skrzyd³ami, zakraka³y g³oœno i skry³y siê we mgle.Widz¹ to - pomyœla³ Thurlow.- Skoro one widz¹, nie mog³em ulec z³udzeniu!Nagle dziwny obiekt wystrzeli³ w górê, wzi¹³ kurs na lewo i poszybowa³ kuniebu.Za nim ruszy³ ca³y zastêp ku³ oraz kr¹¿ków.Wkrótce wszystko zniknê³o zacienk¹ warstw¹ chmur.Zapanowa³a cisza tak g³êboka, ¿e nawet ciê¿ki oddechThurlowa nie by³ w stanie jej zak³Ã³ciæ
[ Pobierz całość w formacie PDF ]
Darmowy hosting zapewnia PRV.PL