[ Pobierz całość w formacie PDF ]
.- Oczywiœcie, oczywiœcie.Chcê tylko powiedzieæ, ¿e wszyscy czuliœmy siêcholernie g³upio z powodu or³Ã³w, jastrzêbi i kruków te¿, jeœli ju¿ o to chodzi,chocia¿ ci kochankowie drzew opowiadaj¹ o nas takie rzeczy.- Powiod³a wzrokiempo obecnych, jakby chcia³a sprawdziæ, czy bez zastrze¿eñ uwierzyli w jejszczeroœæ.- MiedŸ ³ugujemy kwasem siarkowym.Naj³atwiej jest dokonaæ tegoprzez natryskiwanie maszynami przypominaj¹cymi trochê wielkie nawadniacze dotrawników.Czasami zostawiaj¹ ka³u¿e kwasu.Ptaki je widz¹, zlatuj¹, by napiæsiê i wyk¹paæ, i zdychaj¹.Nie jest to ³atwa œmieræ.- Nie - zgodzi³ siê z ni¹ Billingsley, mrugaj¹c za³zawionymi oczami.- Kiedy wChiñskiej Jamie.i w Desatoya.wydobywano z³oto, jeszcze w latachpiêædziesi¹tych, powstawa³y ka³u¿e cyjanku.Równie obrzydliwego.Tylko ¿e wtedynie by³o zielonych i innych kochanków drzew.Firma mia³a ³atwiejsze ¿ycie,prawda, panno Wyler?Wsta³, podszed³ do baru, nala³ sobie niewielk¹ porcjê whisky i wypi³ j¹ jednym³ykiem, jak lekarstwo.- Móg³bym te¿ tak¹ dostaæ? - spyta³ Ralph.- Tak jest, szanowny panie, nie widzê przeszkód.Billingsley wrêczy³ mu drinka, po czym przygotowa³ jeszcze parê szklanek.Zaproponowa³ ciep³¹ colê i soki, lecz pozostali zadowolili siê nie gazowan¹wod¹ mineraln¹; nala³ im j¹ z du¿ych plastikowych butelek.- Zdjêliœmy natryskiwacze i zast¹piliœmy je emiterami - mówi³a dalej Audrey.-Jest to system kropelkowy, dro¿szy od natryskiwania, znacznie dro¿szy, ale niepozostawia zwabiaj¹cych ptaki ka³u¿y.- Nie pozostawia - przytakn¹³ stary i nala³ sobie drug¹ niewielk¹ porcjê.Znad krawêdzi szklanki znów z napiêciem wpatrywa³ siê w nogi Audrey.5Czy¿by pojawi³ siê problem?Zapewne nie, jeszcze nie.lecz mo¿e siê pojawiæ, jeœli w³aœciwe kroki niezostan¹ podjête natychmiast.Stwór wygl¹daj¹cy jak Ellen Carver siedzia³ za biurkiem w pustym terazareszcie.G³owê mia³ uniesion¹, oczy b³yszcza³y mu mocno.Wiatr wy³ miarowo, az nieco bli¿szej odleg³oœci dobiega³ stuk pazurów ³ap wchodz¹cego po schodachzwierzêcia.Ucich³, gdy znalaz³o siê przy drzwiach.Rozleg³ siê krótki,chrapliwy warkot i popchniête pyskiem drzwi otworzy³y siê.Puma by³a du¿a jak na samicê, mia³a byæ mo¿e metr osiemdziesi¹t od pyska dozadu, a gruby, poruszaj¹cy siê w tej chwili wahad³owo ogon dodawa³ jej jeszczemetr.Wesz³a do aresztu na ugiêtych ³apach, szoruj¹c niemal brzuchem po ziemi.Uszypo³o¿y³a na trójk¹tnym ³bie.Stwór siêgn¹³ w jej mózg nieco g³êbiej, pragn¹cju¿ nie tylko przywo³aæ zwierzê, lecz tak¿e dowiedzieæ siê, co czuje.Puma ba³a siê.Wci¹ga³a powietrze, rozpoznawa³a panuj¹ce w nim zapachy,segregowa³a je, lecz w ¿adnym z nich nie znajdowa³a otuchy.By³a to ludzkajaskinia, ale problem polega³ nie tylko na tym.Czu³a k³opoty - na przyk³ad zapach prochu; w jej nozdrzach by³ on nadal silny,dra¿ni¹cy, ostry.I zapach strachu, jak pot z p³on¹c¹ traw¹.I zapach krwi -krwi kojota i krwi cz³owieka.No i by³o jeszcze coœ siedz¹cego na krzeœle, coprzygl¹da³o siê zwierzêciu, które nie chcia³o do niego podejœæ, ale nie mog³onie podejœæ.To coœ wygl¹da³o jak cz³owiek, ale nie pachnia³o cz³owiekiem.Jegozapach nie przypomina³ ¿adnego zapachu, który puma czu³a kiedykolwiek.Skuli³a siê przy nogach tego czegoœ, popiskuj¹c ¿a³oœnie.To coœ wsta³o z fotela, opad³o na kolana Ellen Carver, wziê³o pysk w d³onieEllen Carver i zajrza³o zwierzêciu wprost w œlepia.Przemówi³o do niego szybkotym innym jêzykiem, jêzykiem nieuformowanych, t³umacz¹c mu, dok¹d ma pójœæ, jakd³ugo ma czekaæ i co ma zrobiæ, kiedy nadejdzie czas.Ci tam mieli broñ iprawdopodobnie zabij¹ pumê, lecz przecie¿ ona zd¹¿y zrobiæ to, co ma zrobiæ.Podczas tej przemowy z nosa Ellen pociek³a krew.Stwór poczu³ j¹ na policzku iwytar³ d³oni¹ Ellen.Na policzkach i szyi Ellen pojawi³y siê pêcherze.Cholernagrzybica! Drobiazg, ale przecie¿ to dopiero pocz¹tek.Dlaczego niektóre kobietypo prostu nie umiej¹ o siebie zadbaæ?- To wszystko - powiedzia³ pumie.- A teraz idŸ.Czekaj na w³aœciw¹ chwilê.Bêdê s³ucha³ z tob¹.Puma znów pisnê³a ¿a³oœnie, szorstkim jêzorem poliza³a d³oñ stwora w cieleEllen Carver, odwróci³a siê i wysz³a.Stwór wygodnie rozsiad³ siê w fotelu.Zamkn¹³ oczy Ellen Carver.S³ucha³nieprzerwanej nawa³nicy bij¹cego w okna piasku.Jego czêœæ towarzyszy³a pumie.Rozdzia³ 21- No wiêc mia³a pani trochê wolnego, osiod³a³a pani konia i wybra³a siê nakilkudniow¹ wycieczkê - powiedzia³ Steve.- Co dalej?- Spêdzi³am cztery dni w Coppers.£owi³am ryby, fotografowa³am.fotografia tomoje hobby.Wspaniale siê bawi³am.Potem, trzy dni temu, wróci³am do kopalni.Pojecha³am wprost do domu.Mieszkam na pó³nocy miasteczka.- Dlaczego pani wróci³a? - spyta³ Steve.- Nie chodzi³o przecie¿ o pogodê,prawda?- Nie.Mia³am ze sob¹ ma³e radyjko.Zapowiadali s³oñce i upa³y.- Ja te¿ s³ysza³em tylko takie prognozy.Ta burza to ca³kowita niespodzianka.- Umówi³am siê z Allenem Symesem, g³Ã³wnym ksiêgowym firmy.Chcia³przedyskutowaæ finansowe skutki przejœcia z natryskiwaczy na emitery.Mia³specjalnie przylecieæ z Arizony.Wyznaczyliœmy sobie spotkanie przedwczorajrano, o dziewi¹tej.W Jaskini Hernanda.Tak nazywaliœmy laboratorium i biuratam, za miastem.W ka¿dym razie dlatego w³o¿y³am tê cholern¹ sukienkê.Z powoduspotkania
[ Pobierz całość w formacie PDF ]
Darmowy hosting zapewnia PRV.PL