[ Pobierz całość w formacie PDF ]
.-.A my mo¿emy se poczekaæ, mo¿emy! - wo³a³ pijarzy Sikora.- Wy mo¿ecie, ale drugie nie mog¹! - wrzasn¹³ zeŸlony Grzela, wójtowy brat.Jêli siê ju¿ k³Ã³ciæ a przemawiaæ, bo jeden prawi³ swoje i drugi te¿ swegodowodzi³, a trzeci obu siê przeciwi³ zaœ insi mamrotali:- Niech odda bór i ziemiê, to zrobim zgodê.- Nie potrza zgody, nowe nadzia³y przyjd¹, to i tak wszystko bêdzie nasze.Niech psiachmaæ z torbami pójdzie za krzywdê nasz¹.- ¯ydy go dusz¹, to ch³opów o pomoc skomle.- A przódzi to ino wiedzia³ krzyczeæ: z drogi, chamie, bo batem!- Mówiê wama, nie wierzta dziedzicowi, bo ka¿den z nich jeno zdradê ch³opskiemunarodowi gotuje - wo³a³ któryœ barzej napity.- S³uchajta no, gospodarze! - zakrzykn¹³ naraz kowal.- Powiem wam m¹dre s³owo:jak zgody dziedzic chce, to potrza z nim tê zgodê zrobiæ i braæ, co siê da, nieczekaj¹c gruszków na wierzbie.Na to powsta³ Grzela, wójtów brat, i zawo³a³:- Œwiêta prawda! ChodŸta do karczmy, tam siê naradzim.- A ja stawiam la ca³ej kompanii - doda³ ochotnie kowal.Wywiedli siê pokrótce ca³¹ kup¹ w op³otki.Zmierzcha³o siê ju¿ Ÿdziebko, byd³osz³o z pastwisk i po ca³ej wsi roznosi³y siê poryki, gêgoty, fujarek piskaj¹ceprzebierania i te dzieciñskie œpiewy i wrzaski.A ch³opi mimo kobiecych jazgotañ i sprzeciwiañ poszli ca³¹ gromad¹ ku karczmie,tylko jeden Sikora, co ostawa³ nieco za drugimi, chyta³ siê p³otów i cosikd³ugo przy nich grdyka³.D³ugo ich by³o s³ychaæ, tak siê prowadzili szumnie, ile ¿e to ju¿ niejeden,bych sobie ul¿yæ, piosneczk¹ hukn¹³ albo i krzyka³ z gor¹coœci.Zaœ u Borynów, skoro uprz¹tnêli po goœciach i przyszed³ ciemny wieczór, zrobi³osiê jakoœ dziwnie cicho, pusto i smutnie.Jagusia t³uk³a siê po swojej izbie kiej ten ptak po klatce i co trocha lecia³ado Hanki, ale widz¹c, jako wszyscy chodz¹ osowiali a strapieni, ucieka³a bezjednego s³owa.Juœci, co w cha³upie by³o jak w grobie, a kiej obrz¹dzili gospodarstwo i zjedlikolacjê, to chocia œpik morzy³ ka¿dego, a nikt siê z izby nie kwapi³ ruszaæ.Siedzieli przed kominem zapatrzeni w ogieñ i trwo¿nie nas³uchuj¹cy ka¿degoszmeru.Wieczór by³ cichy, tylko niekiedy wiater przegarn¹³ i zaszumia³y drzewa, czasemzatrzeszcza³y p³oty, brzêknê³y szyby lub £apa zawarcza³ je¿¹c siê groŸnie, apotem wlek³y siê d³ugie, nieskoñczone, zgo³a grobowe cichoœcie.Oni zaœ siedzieli rozdygotani coraz barzej, a tak strwo¿eni, ¿e raz po raz ktoœsiê ¿egna³ i pacierz zaczyna³ roztrzêsionymi wargami, bo ju¿ wszystkim siêwidzia³o, jako cosik siê gdzieœ rusza, ¿e chodzi po górze, ja¿e belkitrzeszcz¹, ¿e s³ucha pode drzwiami, ¿e w okna zagl¹da i obciera siê o œciany,to jakby ktoœ klamki zatarga³ i ciê¿ko st¹paj¹cy obchodzi³ ca³¹ cha³upê.S³uchali bledzi, z zapartym tchem, zgo³a nieprzytomni.Naraz koñ zar¿a³ we stajni, £apa ostro zaszczeka³ i rzuci³ siê ku drzwiom,Józka nie mog¹c ju¿ wstrzymaæ, krzyknê³a:- Ociec! Laboga, ociec! - i zap³aka³a strachliwie.- Na to Jagustynka strzepnê³a palcami trzy razy i rzek³a wa¿nie:- Nie bucz, przeszkadzasz duszy odejœæ w spokoju; p³acze j¹ ano trzymaj¹ przyziemi.Wywrzyjcie drzwi, niech se ta wêdrownica odleci na Jezusowe pola.Niech siê poniesie w spokojnoœci.Otwarli drzwi; w izbie przycich³o i jakby zamar³o, nikt siê nie poruszy³, tylkorozpalone oczy lata³y, £apa jeno przew¹chiwa³ k¹ty, skamla³ niekiej, krêci³ogonem i jakby siê do kogoœ przy³asza³, ¿e ju¿ teraz wszyscy czuli najg³êbiej,jako to gdziesik pomiêdzy nimi b³¹ka siê dusza zmar³ego.A¿ Hanka zaœpiewa³a rozdygotanym, zduszonym g³osem:Wszystkie nasze dzienne sprawy!Przywtarzali gor¹co i z niezmiern¹ ulg¹
[ Pobierz całość w formacie PDF ]
Darmowy hosting zapewnia PRV.PL