[ Pobierz całość w formacie PDF ]
.Dotykaj¹c mego cia³apoczu³am, jak zmniejszaj¹ siê zawroty g³owy.Czy by³o mo¿liwe, ¿e czar broni¹cydostêpu rozpozna³ Kerovana, powita³ go i pozwoli³ przejechaæ? Poniewa¿ nosi³amjego dziecko, mog³am to wszystko widzieæ, chocia¿ czêœæ czaru pozostawa³a nadalnie zmieniona.Spekulacje do niczego nie prowadzi³y, gdy tak siedzia³am, mój pan oddala³ siêcoraz bardziej.Chcia³am przy³o¿yæ ostrogê do boku Arren i pogalopowaæ za nim,ale pozosta³ przecie¿ Guret.Nie mog³am opuœciæ ch³opca stoj¹cego przed czarem,którego nie móg³ zrozumieæ.Zawróci³am i z powrotem pojecha³am do wyjœcia.Guret siedzia³ na swoimkasztanowym ogierze.W oczach widaæ by³o niepokój.Na mój widok jego twarzzajaœnia³a wyrazem ulgi.- Czy znalaz³aœ go, Cero?- Nie - odpowiedzia³am.- Ale przejœcie jest dobrze strze¿one czarami.Musimyjednak przejœæ.Mogê trochê przeciwstawiæ siê zawrotom g³owy, ale ty musiszza³o¿yæ opaskê na oczy.Poprowadzê ciê.- A co z Vengi? - zapyta³ g³adz¹c szyjê ogiera.- Arren nic nie czu³a, mam nadziejê, ¿e z nim bêdzie podobnie.Mo¿emy tylkospróbowaæ.Z³apa³am wodze ogiera i przeci¹gnê³am je nad jego g³ow¹.Skubn¹³ moj¹ klacz wszyjê, a Arren stuli³a uszy i kwiknê³a odstraszaj¹c go.- To nie bêdzie takie ³atwe - powiedzia³am odpychaj¹c zainteresowany pyskogiera.Potem poda³am Guretowi szalik, który wyjê³am z worka przy siodle.-Zawi¹¿ tym oczy.Nie rozwi¹zuj go pod groŸb¹ utraty ¿ycia.Zdejmiesz dopiero,kiedy ci na to pozwolê.Guret skin¹³ g³ow¹ i zas³oni³ oczy.Z³apa³am wodze Arren w jedn¹ d³oñ, wodzeogiera w drug¹ i skierowa³am siê ponowniedo wejœcia.Gdy wje¿d¿aliœmy w mglist¹ zas³onê, zamknê³am oczy i pozwoli³amArren samej wybieraæ drogê przez jakieœ dwadzieœcia kroków, które odlicza³am zbij¹cym sercem.W koñcu otworzy³am oczy i przygotowa³am siê na tê trudn¹ doopanowania dezorientacjê.Nic siê nie zmieni³o wiêc ponownie musia³am zamkn¹æ oczy.Tak przejecha³amwiêkszoœæ drogi.Tylko w ten sposób udawa³o mi siê przezwyciê¿yæ zawroty.Obejrzawszy siê na Gureta stwierdzi³am, ¿e ch³opiec chwieje siê w siodle.Twarz mia³ blad¹, a usta zaciœniête z wysi³ku.- Trzymaj siê siod³a, Guret! - zawo³a³am do niego.Mój g³os odbi³ siêszyderczym echem, p³osz¹c przy okazji konie.- Jak siê czujesz?- Czujê siê dziwnie.Jak gdybym wje¿d¿a³ w sen.chocia¿ jeszcze niezasn¹³em.- Ponownie siê zachwia³.- Trzymaj siê! - poprosi³am, a niesamowite echo spowodowa³o, ¿e s³owazabrzmia³y niczym œmiech ob³¹kanego cz³owieka.Gdyby spad³, w jaki sposóbponownie wsadzi³abym go na konia?- Kiogowie.nie potrzebuj¹ siê trzymaæ.Dam.sobie radê.- Ponownie siêzachwia³.- Guret, nie b¹dŸ g³upcem! - rozkaza³am, wk³adaj¹c w to zdanie ca³¹ moj¹ si³ênakazu.- Nikt ciê przecie¿ nie zobaczy poza mn¹ i przysiêgam na Gunnorê, ¿enigdy nikomu nie powiem! Z ulg¹ zobaczy³am, jak ³apie za ³êk siod³a.Nasza podró¿ przez w¹ski skalisty przesmyk by³a koszmarem.Ci¹gle by³amatakowana przez fale zawrotów g³owy, ale nauczy³am siê je kontrolowaæ.Oddycha³am g³êboko, zamyka³am oczy i nie patrzy³am zbyt d³ugo pod nogi, gdy¿wzbudzaj¹ce strach przemiany mia³y wtedy na mnie wiêksze dzia³anie.Nadalstara³am siê poruszaæ jak najszybciej, wiedzia³am, ¿e Kerovan wyprzedzi³ nasprzecie¿ o parê minut drogi.W koñcu przez chwilê zamajaczy³a ciemniejszaplama.daleko z przodu.Kerovan? Wys³a³am za nim myœl, ale tak jak poprzednionie by³o odpowiedzi.By³am jednak podniesiona na duchu faktem, ¿e nadal jedzieprzed nami i ¿e w tym czasie nie przeszed³ przez jak¹œ Bramê.Zmusi³am konie dok³usa, chc¹c siê z nim zrównaæ.Lewa rêka zaczê³a drêtwieæ od ci¹g³egoprowadzenia Vengiego, ale nadal trzyma³am wodze, wznosz¹c do Gunnory proœby onowe si³y.- Mój panie! Kerovan! Zaczekaj! - Mój g³os odbi³ siê g³uchym echem, zwiêkszaj¹cjeszcze zawroty g³owy, nie tylko od skalnych œcian, ale w g³êbiach mojejœwiadomoœci.On - zwalnia³! Odwróci³ siê w siodle! Mocniej poci¹gnê³am Vengiego i wbi³ampiêty w boki Arren.Pok³usowa³am w jego kierunku.- Kerovanie, zaczekaj!W miarê zbli¿ania skaliste œciany zaczê³y siê rozszerzaæ coraz bardziej,bardziej.Znikn¹³ czar! Znowu widzia³am normalnie!- Spójrz, Guret! - Zatrzyma³am Arren i u boku mego pana patrzy³am na to, co siêprzed nami rozpoœciera³o.Dolina.Cudowne faluj¹ce ³¹ki, otoczone z mojej lewej strony wysok¹ œcian¹lasu.Dolina mia³a jakieœ piêæ mil d³ugoœci i pewnie z po³owê tego szerokoœci.By³a otoczona górami, wysokimi skalistymi szczytami o poroœniêtych lasemzboczach.Z prawej strony, oœwietlone promieniami zachodz¹cego s³oñca, górowa³ydwa siodlaste szczyty.A na bli¿szym z nich, w pobli¿u szczytu.Usi³owa³am znaleŸæ w³aœciwe s³owo.Wie¿a obronna? Zamek? Z pewnoœci¹ miejsce dozamieszkania, ale nie zosta³o ono zbudowane przez ludzi.Wykonane z b³êkitnegokamienia œciany wydawa³y siê górowaæ nad ca³ym szczytem.Krêcone iglice, ciemne³ukowe okna, w¹skie rampy zamiast schodów - to wszystko wygl¹da³o bardzodziwnie, ale nie zagra¿a³o.Zdawa³o siê, ¿e budynek w ogóle nie jest zamocowanyw górskim zboczu.Wygl¹da³ niczym niewiarygodny (ale piêkny w swoim rodzaju)sen.Moje zdumione marzenia przerwa³ g³os Gureta.- Co to jest, milordzie?- To Kar Garudwyn - powiedzia³ Kerovan.- Sk¹d to wiesz, mój panie? -zapyta³am.Uœmiechn¹³ siê do mnie ³agodnie nie odpowiadaj¹c.Patrz¹c na niego prawie gonie poznawa³am.Jego twarz pozbawiona lêku i napiêcia by³a niczym twarzdziecka.Odk¹d go zna³am, mój pan zawsze wygl¹da³ na wiêcej lat, ni¿ ichnaprawdê prze¿y³.Jego wychowanie, walka ze strachem i nienawiœci¹, które wew³asnych ludziach wywo³ywa³y jego „deformacje", nada³y mu dojrza³oœæ spotykan¹zazwyczaj wœród znacznie starszych od niego.Wydawa³o siê, ¿e znacznie ró¿nimy siê wiekiem, gdy tymczasem by³ ode mnie tylko odwa lata starszy:Patrz¹c teraz na Kerovana przypomnia³am sobie, ¿e mia³ dopiero dwadzieœciajeden lat.Wyci¹gnê³am do niego rêkê i ujê³am jego d³oñ.- Kar Garudwyn? Co to jest, Kerovanie?Uœmiechn¹³ siê do mnie tym otwartym, szczerym uœmiechem, który powodowa³, ¿ewygl¹da³ tak m³odo.- To dom.Spojrza³am na dolinê, na zawieszon¹ na turni warowniê i zastanowi³am siê, coby³o w œrodku.Bez dodatkowych wyjaœnieñ mój pan skierowa³ Nekiê naprzód i ca³anasza trójka zjecha³a w tê piêkn¹ dolinê.By³a bogato zaludniona ptakami i zwierzêtami - przez d³ug¹ chwilê przygl¹da³anam siê antylopa wid³oroga tylko po to, aby po chwili spokojnie pok³usowaædalej.Od dawna nie by³o ju¿ tutaj ludzi.Gdy dojechaliœmy do podnó¿a góry, zatrzymaliœmy siê i spojrzeliœmy poprzezdrzewa na strom¹ i ostr¹ powierzchniê ska³, które prowadzi³y do niewidocznejteraz wie¿y.Nie by³o ¿adnej œcie¿ki, ¿adnej wskazówki, jak dostaæ siê dowarowni.Zaczê³am siê zastanawiaæ, czy dawni mieszkañcy nie mieli skrzyde³.Czuj¹c nag³e zmêczenie zsiad³am z Arren, zdjê³am jej postronek i pozwoli³am siêwolno paœæ.- Czy mamy rozkulbaczyæ konie; Kerovanie? Czy chcesz tutaj zostaæ na nocleg? -Wydawa³o mi siê, ¿e ten os³oniêty zak¹tek by³ najlepszym miejscem na popas.Zmarszczy³ siê lekko zdziwiony.- Dlaczego mamy siê tutaj zatrzymywaæ? Czeka na nas Kar Garudwyn.Popatrzy³am na pionow¹ ska³ê zagradzaj¹c¹ nam drogê.- Byæ mo¿e czeka, mój panie, ale nie jestem orlic¹, nie widzia³am te¿, abytobie przed chwil¹ wyros³y skrzyd³a.Nie widzê sposobu, by dotrzeæ na górê.Rozeœmia³ siê, jak gdyby w ogóle nie mia³ ¿adnych problemów.- ChodŸcie ze mn¹,poka¿ê wam.Rozsiod³aliœmy konie i zostawiliœmy na pastwisku.Na plecy za³o¿yliœmy tylkoworki podró¿ne
[ Pobierz całość w formacie PDF ]
Darmowy hosting zapewnia PRV.PL