[ Pobierz całość w formacie PDF ]
.Mojaniewiasta saniami wyjecha³a z dworca i nigdyœmy jej potem ¿ywej nie ogl¹dali.Woparzelisko wpad³a, œniegiem z wierzchu przysypane.Ja wam, moœci Czarnywilku,k³amstwa nie zarzucam.Przeciwna, wiele s³ysza³em o przekleñstwie ci¹¿¹cym nadrodem Iskry.Lecz zdawa³o mi siê, ¿e to jeno gadanie, bo ludzie zawszecudownoœci chciwi.Jak moj¹ niewiastê w przerêbli ³owili, tom tako¿ bogówwielkim g³osem przeklina³.Jednak trza siê by³o przemóc, tedy siê przemog³em.Bo tak œwiaty urz¹dzone, ¿e siê lody rw¹, ludzi w g³êbinê wci¹gaj¹c.Nic na tocz³ek œmiertelny nie poradzi.- Powiadacie? - uœmiechn¹³ siê cierpko siwow³osy Zwajca.- Tyle, ¿e siê rych³opóŸniej nad Sell¹ bierzmo w pó³ rozpêk³o, domowników przy stole kupê ubiwszy.Aile razy jej wyspê Pomorcy najazdem trapili, trudno zliczyæ, choæ tam anibogactw niezwyczajnych, ani niewolnika nie by³o.- Tuœcie nas dopiero zadziwili! - prychn¹³ Suchywilk.- Iœcie cud, ¿e PomorcyZwajców t³uk¹, choæby bez przyczyny.Rzeknijcie jeszcze, ¿e raz i drugidworzec popalili, a bêdzie nowina wiekopomna.- Frejbiterzy dla zysku napadaj¹! - zaperzy³ siê Czarnywilk.- I boj¹ siêskalnych robaków jako wszyscy w Krainach Wewnêtrznego Morza.Tymczasem na ma³¹Sellê zasadzali siê pomorccy kap³ani, nie zwyczajni rabusie.Pomorccy kap³ani,kuzynie, z czo³ami napêcznia³ymi od skalnych robaków.I nader hojnieobdarzaj¹cy owymi skalnymi robakami wszystko, co im na drodze do Selli stanê³o.Strach wspomnieæ, jaki widok siê naszym oczom pokaza³, kiedyœmy po ich napadziedworzec otwarli.Ni ¿ywa dusza na wyspie nie pozosta³a.Nic, prócz stoczonegoskalnymi robakami œcierwa.I Selli, któr¹ sorelki w grotach przechowa³y.- Czy za to ich Zird Zekrun nienawidzi? - WiedŸma przechyli³a g³owê na bok,jakby czego nas³uchiwa³a.Zbójca, który dobrze j¹ pozna³ podczas przeprawy przez Góry ¯mijowe, poj¹³, ¿emusi siê jej teraz cosik wa¿nego przypominaæ.Mo¿e zab³¹kane w pom¹conym umyœlestrzêpy przepowiedni albo boskie s³owa, nie wiedzia³.- Czy dlatego przyzywa je na Pomort i wprzêga w Wê¿ymorda?Suchywilk niespokojnie popatrza³ ku przewodnikowi, który siedzia³ w pewnymoddaleniu i obojêtnie ob³upywa³ z kory ga³¹zkê skarla³ej olszyny.- IdŸcie dalej, dobry cz³owieku - rozkaza³ KoŸlarz, najwyraŸniej podzielaj¹cobawê zwajeckiego kniazia.- Cierñ siê pannie w nogê wbi³, trza go wydobyæ iranê zaraz opatrzeæ, bo nie wiedzieæ, jaka w tym bagnisku zaraza siedzi.Rych³o was dopêdzimy.Wieœniak zabulgota³ pod nosem z niezadowoleniem, ale nie œmia³ siê g³oœnoprzeciwiæ.Podniós³ siê i pocz³apa³ naprzód, z donoœnym plaœniêciem wyrywaj¹c³apcie z b³ota.- Co Zird Zekrun czyni sorelkom? - spyta³ przyciszonym szeptem zwajecki kniaŸ.- Gadaj, wiedŸmo, œmia³o, nic siê nie lêkaj.Jasnow³osa niewiastka przysunê³a siê nieco bli¿ej Twardokêska, jakby szukaj¹c uniego obrony, i spuœci³a g³owê.Nie pamiêta, pomyœla³ zbójca.Zapomnia³a,œcierwo przeklête.- Nie mêczcie jej - poprosi³a Szarka, k³ad¹c rêkê na ramieniu wiedŸmy.- Samawam powiem.Mówi³yœmy o sorelkach w czas spichrzañskiego karnawa³u.Zaraz potym, jak bogowie radzili na Tragance, a Fea Flisyon u³o¿y³a siê do snu.Myœlê -doda³a w zadumie - ¿e ZaraŸnica zes³a³a na wiedŸmê w³asn¹ wiedzê.Nie rozumiemdlaczego.- By³am tam - dumnie oznajmi³a wiedŸma.- Ja i inne wiedŸmy te¿ by³y, choæmnie jedn¹ bogini wezwa³a.Mo¿e dlatego ¿adna z tamtych nie doczeka³a œwitu,prawda? - popatrzy³a pytaj¹co na Szarkê.Mê¿czyŸni obejrzeli siê po sobie, zatrwo¿eni wiedŸmimi nowinami.Istotnie,pomyœla³ zbójca, nam ta niedojda wieszczy i drogê wskazuje, choæ sama nieledwieob³¹kana.Jednak najpewniej nie my jedni postanowiliœmy pos³uchaæ wiedŸmiejprzepowiedni.Mo¿e byæ, ¿e i Wê¿y-mord ma na dworze podobne straszyd³o, co mubogów szpieguje i wieœci znosi.- Tego nie wiem - Szarka potrz¹snê³a g³ow¹.- Nie wiem te¿, czy Zird Zekrunnaprawdê nienawidzi sorelek, czy te¿ s¹ jedynym sposobem, by wype³niæobietnicê.Dla mnie to obojêtnie.Zgo³a bardziej trwo¿¹ mnie tamte wiedŸmy,które przys³uchiwa³y siê radzie bogów na Tragance.O nich nic nie wiem -uprzedzi³a pytanie.- Jak¹ obietnicê? - ¯alnicki ksi¹¿ê wpatrywa³ siê w ni¹ z napiêciem.- ¯e uczyni go równym bogom - z prostot¹ odpar³a Szarka.- Zird Zekrunprzyobieca³ Wê¿ymordowi bogactwo, panowanie nad potê¿nymi krajami, zemstê narodzie ¿alnickich kniaziów.I nieœmiertelnoœæ.Tê ostatni¹ próbuje mupodarowaæ poprzez sorelki.Poprzez ich zag³adê -przygryz³a wargê - choæ nieœmieræ prawdziw¹, bo istoty podobne sorelkom nie³atwo umieraj¹.Potrafi¹ siê zato przemieniaæ, przyjmowaæ pozór œmiertelników i wiêcej jeszcze ni¿ samkszta³t i pozór.Ka¿dej jesieni, kiedy Wê¿ymord p³ynie na Pomort, Zird Zekruncoraz mocniej przemienia go i splata z wodnicami.- Ohyda - wyszepta³ zbiela³ymi wargami kap³an.W jego g³osie nie brzmia³azwyczajowa wœciek³oœæ, tylko zduszony strach i obrzydzenie.- Ohyda.- S³ysza³em ich p³acz w Cieœninach Wieprzy - potrz¹sn¹³ g³ow¹ Suchywilk.-Ka¿dy ¿eglarz s³ysza³.Ale mi w g³owie nie posta³o, ¿e to za przyczyn¹ ZirdZekruna.Najpierw ¿mijowie, a teraz sorelki.Nie s¹dzi³em, ¿e tak dalekosiêgnê³a zgnilizna.¯e siê Zird Zekrun na podobn¹ obmierz³oœæ powa¿y.- Powinniœcie mi tê rzecz wczeœniej wyjawiæ - powiedzia³ KoŸlarz.A juœci, pomyœla³ zgryŸliwie zbójca.Bêdziesz mia³ teraz, parszywcze, nad czymnock¹ podumaæ.Bo widzi mi siê, ¿e nie³atwa bêdzie przeprawa z Wê¿ymordem.Szykuje siê nam nie marna wojenka z uzurpatorem, ale walka z hybryd¹ mo¿ebogom równ¹, nieœmierteln¹.Nie wiedzieæ, czy ciê przed nim ten wielgachnymiecz obroni.- Nie pytaliœcie, ksi¹¿ê - powœci¹gliwie odpar³a Szarka.- Zapytam - rzek³ KoŸlarz.- B¹dŸcie spokojni, zapytam.Oj, chcia³bym siê przypatrywaæ, pomyœla³ Twardokêsek, jak bêdzie ksi¹¿¹tkowypytywaæ Szarkê o tajemnice bogów.Widzi mi siê, ¿e wnet od spytek przyjdziedo po³ajanek, bo dziewka milkliwa i niepokorna.A na koniec mo¿e i do miecza,a nie wiedzieæ, czyje ostrze przewa¿y.Albo, pomyœla³ z niepokojem, albo popo³ajankach godziæ siê zaczn¹, co nie by³aby rzecz niezwyczajna.¯e te¿ musia³siê ten parszywy ¿alnicki go³odupiec napatoczyæ.- Kto tam wyrozumie, czemu Zird Zekrun nienawidzi sorelek - wzruszy³ ramionamiCzarnywilk.- Jemu, prawdê mówi¹c, ¿adne przyczyny niepotrzebne.Tyle wiemy,¿e wodnice zawsze kocha³y Sellê.A ona od dziecka na brzeg biega³a i bardziejlgnê³a do morskiego ludku niŸli œmiertelników.Po owej rzezi dworca na d³ugos³uch o niej zagin¹³, mianowicie dla tej przyczyny, ¿e wodnice wezwa³y naratunek Mel Mianeta.Nie wiedzieæ, czym go ub³aga³y, doœæ ¿e Morski Koñdziewuszkê odda³ do klasztoru Ro¿enicy-Wieszczycy, hen daleko, a¿ w Sinoborzu.Na w³asnych ramionach j¹ poprzez Morze Wewnêtrzne przeniós³ - rzek³ dobitnie.- On, bóg potê¿ny, co ca³ym Morzem Wewnêtrznym trzêsie.A przecie nieocali³
[ Pobierz całość w formacie PDF ]
Darmowy hosting zapewnia PRV.PL