[ Pobierz całość w formacie PDF ]
.Proszę mi zostawić adres i numer telefonu, pod którym będę mógł pana zawiadomić.– Pociągnął nosem.– Zajmie mi to, jak sądzę, około miesiąca.– Za długo.Muszę mieć te informacje znacznie prędzej.Machnął w moją stronę wiotką ręką.– Tyle akt – jęknął – miliony akt.– Nie macie tu żadnego systemu?– O tak, mamy system, który w dodatku działa.kiedy chce.Zacząłem go urabiać i przeplatając pochlebstwa z niewypowiedzianymi wprost groźbami oraz wtrącając od czasu do czasu ważne nazwisko zdołałem go wreszcie skłonić do tego, że podniósł się z krzesła i przystąpił do działania, o ile działaniem można nazwać to co robił w tempie żółwia.Wstał, spojrzał na mnie otępiałym wzrokiem i powiedział: – Myśli pan, że trzymamy tu pięć milionów akt osobowych?Uśmiechnąłem się.– Jedziemy moim samochodem czy pańskim?Po czterech godzinach miałem już to, czego szukałem.Pomyślałem wtedy, że szczęście mi sprzyja, ale później zrozumiałem, że nie miało to nic wspólnego ze szczęściem.Dokładnie tak zaplanowano to przed trzydziestu laty.Zaczęliśmy od akt z Earl’s Court, które obecnie jest halą wystawową, w której eksponuje się między innymi samochody i łodzie.Wtedy jednak był to wielki ośrodek, w którym przerabiano żołnierzy na cywilów.Zmieniali tam mundury na ubrania cywilne – poczynając od bielizny, koszul, skarpetek, butów, poprzez garnitury i płaszcze, a na obowiązkowych w latach czterdziestych kapeluszach typu fedora kończąc.Był tam również rodzaj banku, który nie przyjmował wpłat, lecz tylko wypłacał pieniądze milionami; wręczał demobilizowanym żołnierzom gratyfikacje, mały, maleńki datek od wdzięcznego narodu.W szczytowym okresie przez Earl’s Court przechodziło dziennie 5000 ludzi, ale na początku 1947 roku liczba ta zmalała do 2000.Księgi obejmujące czwarty stycznia były stosunkowo niewielkie; tego dnia przez Earl’s Court przeszło zaledwie 1897 osób – wyjątkowo ulgowy dzień.Jakby na złość, ksiąg nie prowadzono alfabetycznie, lecz według numeru ewidencji wojskowej, co oznaczało, że trzeba było przejrzeć każde nazwisko i każdą stronę.– Zaraz, jakie to miało być nazwisko? – spytał Gardner.– Ashton.– Ashton – mamrotał przystępując do kartkowania pierwszej księgi.– Ashton.Ashton – chyba musiał powtarzać sobie pod nosem nazwisko, bo miał taką zdolność koncentracji jak cofnięte w rozwoju pięcioletnie dziecko.Wziąłem następną księgę i zacząłem ją przeglądać.Miałem wrażenie, jakbym oglądał spis nazwisk do odczytania podczas apelu – tyle, że ci właśnie przeżyli.Była to długa lista nazwisk anglosaskich, okraszona tu i ówdzie jakimś nazwiskiem obcym; nudziło mnie to jeszcze bardziej niż wykazy podróżnych na Heathrow.Po pół godzinie Gardner zapytał: – Jakie to było nazwisko?Westchnąłem.– Ashton.George Ashton.– Nie, to drugie.– Benson, Howard Greatorex.– Mam go tu – oznajmił Gardner spokojnie.– Benson! – obszedłem stół i pochyliłem się, by spojrzeć Gardnerowi przez ramię.Rzeczywiście, jego palec spoczywał pod nazwiskiem Bensona i pozostałe dane się zgadzały.Sierżant H.G.Benson ze Służby Zaopatrzenia i Transportu Królewskich Wojsk Lądowych odszedł do cywila w tym samym dniu i w tym samym miejscu co szeregowy G.Ashton z Królewskich Wojsk Inżynieryjnych.Nie przypuszczałem, że zdarzają się aż takie zbiegi okoliczności.– No, poszczęściło nam się – zauważył Gardner zadowolony z siebie.– Jak już mamy numer ewidencyjny, to bez trudu odnajdziemy akta.– Ale nie mamy jeszcze Ashtona – powiedziałem i obaj wzięliśmy się znów do wertowania ksiąg.Ashton wychynął po trzech kwadransach.Gardner zrobił sobie notatkę na skrawku papieru i swoim somnambulicznym krokiem oddalił się, by zorganizować wyszukanie akt.)a tymczasem usiadłem i zacząłem się zastanawiać nad tym, co znaleźliśmy
[ Pobierz całość w formacie PDF ]
Darmowy hosting zapewnia PRV.PL