[ Pobierz całość w formacie PDF ]
.Royal odwiedzał czasami Anne, ale było coś zniechęcającego w tej dobrze się rozumiejącej grupce kobiet, siedzących na łóżkach otoczonych workami śmieci i wspólnie zajmujących się dziećmi Wilderów.Kiedy stawał niezdecydowany w drzwiach, przyglądały mu się i czekały aż sobie pójdzie.Nawet Anne oddaliła się od niego, częściowo z lęku przed Royalem, ale również dlatego, że nie czuła się dłużej potrzebna.Wreszcie, po wielomiesięcznych próbach utrzymania dominującej pozycji, Anne postanowiła dołączyć do reszty mieszkańców.– Jak zwykle znakomite.Chwileczkę.zanim pani odejdzie.– Royal odłożył widelec i spytał obojętnym tonem: – Czy słyszała pani coś o nim? Może ktoś go widział?Pani Wilder potrząsnęła głową, znudzona tym ogródkowym wypytywaniem.– Kogo.? – spytała.– Pani męża, Richarda, zdaje się Wildera.Pani Wilder patrzyła z góry na Royala, potrząsając głową, jakby go nie poznawała.Royal był przekonany, że zapomniała tożsamość nie tylko swojego męża, ale wszystkich mężczyzn, włącznie z nim.Żeby to sprawdzić, położył dłoń na jej udzie, gładząc silny mięsień.Pani Wilder stała z tacą bez ruchu, nie zwracając uwagi, częściowo dlatego, że w ciągu ubiegłych miesięcy napastowało ją tylu mężczyzn, ale także dlatego, że seksualne zaczepki przestały cokolwiek znaczyć.Kiedy Royal dotknął palcami jej sromu, zareagowała nie odepchnięciem jego dłoni, ale przesunięciem jej na wysokość talii, jakby to zrobiła z zabłąkaną ręką dziecka.Kiedy odeszła, zabierając kawałek mięsa, który Royal zawsze dla niej zostawiał, architekt rozsiadł się wygodnie za długim stołem.Był zadowolony, że odeszła.Pani Wilder bez pytania uprała jego białą kurtkę, usuwając ślady krwi, które swego czasu z taką dumą obnosił i którym zawdzięczał nie tylko swoje poczucie wyższości, ale i całą nieformalną pozycję w wieżowcu.Czy zrobiła to rozmyślnie, wiedząc, że pozbawi go w ten sposób męskości? Royal pamiętał jeszcze okres niekończących się przyjęć, kiedy budynek był oświetlony jak pijany transatlantyk.Royal z całą powagą odgrywał rolę feudalnego pana, przewodnicząc co wieczór posiedzeniom rady, odbywającym się w jego salonie.Kiedy zasiadali przy świecach, ci neurochirurdzy, profesorowi i brokerzy, ujawniali wszystkie swoje talenty do intrygi i walki o przetrwanie, jakie ćwiczyli latami w przemyśle, handlu i życiu akademickim.Przy całym formalnym słownictwie porządków dziennych i protokołów, zgłaszanych i popieranych wniosków, przy wszystkich tych słownych rekwizytach, odziedziczonych po setkach i tysiącach posiedzeń, były to w istocie rady plemienne.Tutaj obmyślali nowe podstępy dla zdobycia jedzenia i kobiet, dla obrony górnych pięter przed maruderami, plany sojuszów i zdrad.Wyłonił się teraz nowy porządek, w którym całe życie w obrąbie wieżowca obracało się wokół trzech obsesji: bezpieczeństwa, jedzenia i seksu.Wstawszy od stołu, Royal wziął srebrny lichtarz i podszedł z nim do okna.W całym budynku nie paliło się ani jedno światło.Na dwóch piętrach, czterdziestym i trzydziestym siódmym, elektryczność była, ale z niej nie korzystano.Ciemność podnosiła na duchu, tutaj mogły rozkwitać prawdziwe złudzenia.Czterdzieści pięter niżej samochód skręcił na parking i przez labirynt dróżek zmierzał na swoje miejsce, odległe o dwieście jardów od budynku.Wysiadł z niego kierowca w kurtce lotniczej i wysokich butach, który z pochyloną głową spieszył do wejścia.Royal domyślał się, że ten nieznany mężczyzna prawdopodobnie jako ostatni opuszczał budynek i udawał się do pracy.Gdzieś na dachu zaskomlał pies.Daleko w dole z mieszkania położonego dwadzieścia pięter niżej w ścianie urwiska, rozległ się jeden krótki krzyk – bólu, rozkoszy, czy wściekłości, nie miało to już więcej znaczenia.Royal czekał z bijącym sercem.W chwilę później rozległ się drugi okrzyk, bezsensowny skowyt.Te krzyki wyrażały całkowicie abstrakcyjne emocje, wyrwane z kontekstu otaczających je wydarzeń.Royal czekał, spodziewając się, że ktoś z jego świty wejdzie i poinformuje go o prawdopodobnych przyczynach tych awantur.Poza kobietami w sąsiednim mieszkaniu, na korytarzu wśród worków ze śmieciami przebywało zazwyczaj kilku młodych ludzi – właściciel galerii z trzydziestego dziewiątego piętra i modny fryzjer z trzydziestego ósmego – którzy oparci o włócznie pilnowali barykady od strony schodów.Wziąwszy swoją chromowaną laskę, Royal wyszedł z jadalni, oświetlając sobie drogę świecą w srebrnym lichtarzu.Potykając się o czarne plastykowe worki, zastanawiał się, dlaczego nie wyrzucano ich po prostu z okna.Może ludzie trzymali te odpadki nie tyle z obawy przed zwróceniem na siebie uwagi zewnętrznego świata, co z potrzeby zachowania tego, co swoje, otaczania się mieszaniną resztek posiłków, strzępów zakrwawionych bandaży, potłuczonych butelek, zawierających kiedyś wino, którym się upijali, a wszystko to przezierało przez na wpół przezroczysty plastyk.Jego mieszkanie stało puste, w wysokich pokojach nie było żywej duszy.Royal ostrożnie wyszedł na korytarz.Posterunek przy barykadzie został opuszczony i żadna smużka światła nie padała zza drzwi sąsiedniego mieszkania, w którym mieszkały kobiety.Zdziwiony ciemnościami w ruchliwej zazwyczaj kuchni, Royal wszedł do przedpokoju.Odtrącił nogą dziecinną zabawkę i uniósł świecę wysoko, próbując dostrzec jakieś śpiące postacie w przyległych pokojach.Na materacach, pokrywających podłogę największej sypialni, leżały pootwierane walizki.Royal stał w drzwiach, otoczony plątaniną zapachów, kłębiących się w ciemności, jak świetliste ślady pozostawione przez uciekinierki.Po chwili wahania wyciągnął rękę i zapalił światło.Natychmiast elektryczny blask, tak obcy po migotliwym płomyku świecy i błyskach pochodni, ukazał sześć materacy.Na wpół spakowane walizki leżały jedna na drugiej, jakby kobiety odeszły stąd nagle, na jakiś umówiony znak.Większość ubrań pozostawiły i Royal rozpoznał kombinezon, w którym pani Wilder usługiwała mu przy stole.W szafach, jak na stosiku w sklepie, wisiały rzędy sukienek i garsonek Anne.Płaskie światło, martwe jak na policyjnych zdjęciach, dokumentujących miejsce zbrodni, padało na poszarpane materace i porzuconą odzież, plamy wina na ścianach i zapomniane kosmetyki pod nogami.Patrząc na to wszystko, Royal wsłuchiwał się w ciche szmery, dobiegające z ciemnego korytarza i oddalające się, jakby pochodziły od tych uciekających kobiet.Słyszał te postękiwania i chrząkania od wielu dni, na próżno usiłując pozbyć się ich ze świadomości.Wyłączywszy światło, Royal mocniej ścisnął laskę i wyszedł z mieszkania.Już za drzwiami stanął, żeby posłuchać dalekich odgłosów, prawie jakiejś elektronicznej parodii płaczu dziecka.Dobiegały z mieszkań na końcu korytarza, metaliczne i odległe, głosy stworzeń z jego prywatnego zwierzyńca.15 Wieczorne rozrywkiZapadał wieczór i wieżowiec pogrążał się w ciemności
[ Pobierz całość w formacie PDF ]
Darmowy hosting zapewnia PRV.PL