[ Pobierz całość w formacie PDF ]
.Siedzimy jak otępiali w żarłocznym upale, w wielorybie temperatury, który nas pochłonął.W naszym domku bez prądu trzepoczą motyle.Otwieram wszystkie klapy i drzwi.Kładziesz się na łóżku, zamierasz.Siedzę przy tobie, patrzę nad tarasem na morze.Wsłuchujemy się w otaczające nas cykady i szum krzaków.Wieczorem udaje nam się wstać, przejść kilka kroków do morza.Kąpiemy się mimo meduz, które mogą śmiertelnie poparzyć, przed czym ostrzegają małe znaki.Tam, gdzie rozbijają się fale, stoją dwa krzesła pod słomianym parasolem, są mokre.Siadamy ze stopami w wodzie, wyglądamy delfinów.Mężczyzna i dwoje dzieci idą jedno za drugim plażą, tu, gdzie piasek styka się z wodą.Mówisz, że dziewczynka wskakuje w fale z taką lekkością, że mógłbyś płakać.Bierzemy prysznic przed domkiem, na wolnym powietrzu, zakładamy świeże ubrania.Chodzimy po ogrodzie, drewnianymi kładkami przez błyszczącą, migotliwą zieleń.Obok recepcji pluska bajorko.Żaby kumkają.Dwie siedzą blisko drzwi na schodach do pryszniców i toalet, jedna za drugą, w takiej samej pozycji, są tak zielone, że bierzemy je za plastykowe.Podchodzimy bliżej, dopiero teraz widzimy, jak pulsuje ich skóra.Szukamy innych żab, odkrywamy je w muszlach klozetowych, w zlewach, kiedy odkręcamy kran, wskakują pod bieżącą wodę.Nocą wieje wiatr, nie mogę spać.Siadam na zewnątrz, pod jasnym księżycem, od którego morze robi się czarne.Drzwi stukają.Wiatr targa materiałami, moskitierą.Twoja lewa noga odkryta do kolana.Kiedy się budzisz, mówisz, że śniłeś o Broome.Idziemy jeszcze raz do pralni.Osioł mija nas powolnym krokiem na drewnianej kładce, pije z sadzawki.Myjemy zęby pod żabami.Broome, 11 listopada.Od trzech dni jesteśmy w Broome.Nie kręciliśmy głowami, jeżdżąc jego ulicami.Obejrzymy sobie to miejsce, a ty tłumaczysz, że z perspektywy wieczności trzy dni to niewiele mniej niż osiemdziesiąt lat.NaCable Beach, najdłuższej tu plaży, surferzy rzucają deski na fale, spacerowicze wbiegają z psami w pianę.Udajemy, że tu mieszkamy, nosimy nasze pranie do Hiltona, chodzimy co dzień do restauracji, długo zastanawiamy się, jaki kupić obraz od galerysty, który nie zna się na obrazach, ale jest miły.Broome jest takie, że nie chcemy go opuszczać.Spokojne ulice, drzewa eukaliptusowe, których gałęzie sięgają asfaltu, drewniane werandy, niezmienne niebo w pastelach.Niemal pusta plaża z reflektorami świecącymi nocą w morze, a mimo to go nie widać, tylko słychać.Każdego ranka chodzimy przez wydmy nad morze i czekamy na delfiny.Nie ruszamy się z miejsca godzinami.A potem widzimy je: najpierw płetwy grzbietowe, uszkodzone w walce z rekinami, potem trzy, cztery delfiny obok siebie, zbliżają się.Spis treściOSTATNIA NIEDZIELA 3LYDIA 11ERA LODOWCOWA 16MODLITWY 27OSIEMNASTY, MOŻE DZIEWIĘTNASTY GRUDNIA 30SZCZĘŚCIE 36PSY 41NAJGORĘTSZE LATO 45LARRY 50LAS BOŻONARODZENIOWY 64KOGUTY 70DELFINY 76
[ Pobierz całość w formacie PDF ]
Darmowy hosting zapewnia PRV.PL