[ Pobierz całość w formacie PDF ]
.Kiedy próbowałem go wytropić, natknąłem się nad rzeką na trupy trzech pinkertonów.Ktoś im poderżnął gardła.Widać Susan porwał jeden z Doole-yów!W kącie wagonu Floyd wybuchnął śmiechem.Susan krzyknęła: Timmy Beeb zatrzymał konia pod drewnianym mostem tak raptownie, że rzuciło ją do przodu.Z wysoka, z krętej górskiej drogi, doleciał ich tętent koni w galopie.Timmy wyciągnął nóż z buta i przytknął ostrze do gardła dziewczyny.- Ani pary z gęby! - szepnął jej prosto w ucho.Serce jej tłukło się w piersi, obijało się o żebra.Znów wypełzły dobrze znane czarne cienie, ale nie poddała im się.Jakimś cudem - przy pomocy Daniela - uwolniła się od tych majaków, nie miały już nad nią władzy.Zdoła sama pokierować własnym losem, opanować strach.A teraz, z boską pomocą, znajdzie jakiś sposób, by się uwolnić i ostrzec Daniela!Końskie kopyta grzmiały im nad głową, stukały głucho po deskach mostu.Potem konie pomknęły dalej.Beeb odczekał kilka długich, niekończących się sekund, nim skinął z zadowoleniem głową.- Będą już w połowie drogi do Nebraski, nim się połapią, że przegapili osobę, której szukali!Ostrożnie wyprowadził resztę bandy spod mostu i powiódł brzegiem rzeki do kolejowej estakady przerzuconej nad wąwozem.- Nie mamy wiele czasu.- Wydawało się, że węchem wyczuwa zbliżanie się pociągu.Odwrócił się w stronę jednego z Dooleyów i obrzucił go przenikliwym spojrzeniem.- Hej, ty tam! Wpakuj dynamit pod estakadę! Tylko dokładnie tak, jak mówiłem, bo wyślesz nas hurtem do Bozi! - Skinął na drugiego.- A ty umieścisz ładunki na zboczu, mniej więcej o milę stąd.Jak tylko podpalisz lonty, wracaj w te pędy do nas: będziemy pośrodku.Grant, zabierz dziewczynę na górę, między te drzewa w pobliżu torów.- Timmy uśmiechnął się szyderczo.Był to okrutny grymas.- Niech sobie popatrzy na fajerwerki! - Pogładził Susan po włosach.Cofnęła się ze wstrętem.- Widzisz, złapiemy twego męża w pułapkę - powiedział takim tonem, jakby wyjaśniał dziecku jakiś skomplikowany problem.- Poczekamy, aż pociąg minie zakręt, a potem wysadzimy im skały tuż przed nosem, a to próchno z tyłu - i złapiemy ich w kleszcze.- Jego pogodny uśmiech nagle zgasł.- Zabieraj ją, do cholery!Dooley ściągnął Susan z siodła i powlókł w stronę górskiego zbocza.- Grant!Dooley odwrócił się i złapał zwój sznura, który mu rzucił Beeb.- Najpierw ją zwiąż! Chyba nie chcesz, żeby się nam wyrwała, co? - Była to niemal groźba.Grant zacisnął szczęki, słysząc tę pogróżkę.Brutalnie wykręcił Susan ręce do tylu i omotał przeguby grubym sznurem.Pchnął ją do przodu.- Jazda!Prowadząc ją, jakby była psiakiem na smyczy, trącał ją w plecy i popychał; zmusił ją do wspinaczki po stromym, śliskim zboczu, choć przeszkadzała jej w tym spódnica.Przez cały czas Susan głowiła się, jak uciec, jak się wyrwać.Gdyby zdołała rozluźnić pęta i kopnąć Gran-ta tak, że potoczyłby się po stoku, byłaby wolna!.- Nawet o tym nie myśl - ostrzegł ją Dooley, gdy cofnęła się na skraj oblodzonego urwiska.Pociągnął ją w stronę torów, w rosnące za nimi krzewy, a wreszcie do wielkiego głazu pod drzewem.Tu pchnął ją na ziemię.Ziąb przenikał aż do kości.Susan była lekko ubrana, więc całkiem zesztywniała z zimna.Peleryna nie osłaniała jej dostatecznie, fiołkowy kostiumik też jej nie chronił przed mrozem.- Grant!- Co znowu?!- Zostaw ją tam i schowaj się za drzewami! Dooley zawahał się, mając już dość rozkazów Timmy’ego.Potem nagle zrezygnował z buntu; rzucił sznur na ziemię i odszedł ciężkim krokiem.Choć z przyjemnością udusiłby Beeba, wiedział, że musi z tym poczekać.Susan zaciskała palce, wykręcała ręce; więzy jednak były zbyt ciasne - nie mogła się z nich uwolnić.Timmy przebrnął do niej przez śnieg, przyklęknął na jedno kolano i przytknął lufę rewolweru do nasady jej nosa.- Nie próbuj żadnych sztuczek! W razie potrzeby zaknebluję cię.- Pogładził lufą dolną wargę dziewczyny.- Ale wolałbym tego uniknąć.- Wstał.- Doprawdy, ładne z ciebie stworzonko! I masz więcej ikry, niż sądziłem! - Potrząsnął głową i cmoknął.- Prawie mi żal, że przeze mnie stracisz męża.Głosy znów odezwały się w nim: karciły go, nalegały.Timmy Beep odsunął się od Susan.Wkrótce sprawiedliwości stanie się zadość.Zastawił na Croc-kera pułapkę, z której się nie wyśliźnie, i spotka go zasłużona kara.Oko za oko, ząb za ząb! Chichocząc radośnie, Timmy zniknął w gęstych zaroślach.Wkrótce stanie twarzą w twarz ze swym wrogiem.Nie czuł wcale lęku, jedynie triumf.Gra dobiegła końca: Timmy Beeb wygrał.Zanim zgaśnie słońce, Crocker zdechnie i trafi prosto do piekła!26Pierwsza eksplozja wstrząsnęła wagonem, rzucając Daniela, Donovana i pinkertonów na podłogę.Niemal równocześnie zagrzmiał z tyłu następny wybuch.Pociąg zatrzymał się ze zgrzytem.- Zasadzka! - krzyknął ktoś nad nimi.Ręce Daniela zacisnęły się na strzelbie, nie wstał jednak z podłogi.- Nie ruszać się! - zakomenderował.Grad kul spadł na górną część wagonu, dudniąc głucho o drewno.Widać Dooleyowie próbowali zestrzelić znajdujących się na dachu strażników.Crocker podczołgał się do uchylonych drzwi i wyjrzał na zewnątrz.Gęsta zasłona drzew i krzewów nie pozwalała zlokalizować strzelających do nich napastników, ale to, co zobaczył, przyprawiło go o dreszcz.Znalazł się ze swoimi ludźmi w pułapce bez wyjścia.Kręte tory tworzyły tutaj wydłużoną pętlę.Po obu jej stronach żelazne szyny zostały wysadzone w powietrze; lokomotywa i trzy pierwsze wagony przechyliły się na bok i wpadły na siebie.Pociąg wyglądał jak popsuta zabawka.Niech to wszyscy diabli!.Powinien był przewidzieć, że Dooleyowie wytną im jakiś numer na dalszej trasie!.Trzeba było poczekać na sygnał od Kuttera, a nie przenosić od razu Floyda do drugiego pociągu!.Ale nie zważał na nic, bo chciał jak najprędzej wykonać to zadanie! Tak mu się spieszyło, że zapomniał o elementarnych środkach ostrożności!.Ostrzał zakończył się równie szybko, jak zaczął.Słychać było tylko strzały pinkertonów odpowiadających wrogowi z pociągu.W Danielu zbudził się niepokój; doszła do głosu ostrożność.- Wstrzymać ogień! - krzyknął.Strzelanina umilkła; tylko gdzieniegdzie rozległ się pojedynczy strzał.Potem zapadła cisza.Powietrze rozbrzmiewało echem spadających podkładów kolejowych i toczących się ciężkich kamieni, które - obluzowane wskutek eksplozji - osuwały się po stoku do położonego w dole strumienia.Powietrze było ciężkie i gęste od prochowego dymu i pary.Ale to nie było wszystko: dawało się wyczuć w nim jakąś straszliwą groźbę.Daniel zdawał sobie sprawę z powagi sytuacji.Pociąg uwiązł w rumowisku na amen, jakby ręce jakiegoś olbrzyma unieruchomiły wagony.Echo eksplozji dotarło zapewne do Kuttera, ale znajdował się on już o wiele mil stąd.Nie można było liczyć na jego natychmiastową pomoc.- Psiakrew, psiakrew, psiakrew! - Crocker walnął pięścią w podłogę
[ Pobierz całość w formacie PDF ]
Darmowy hosting zapewnia PRV.PL