[ Pobierz całość w formacie PDF ]
.Pocałował syna w czubek głowy.Dlaczego ja? - zadał sobie pytanie.Dlaczego ja przeżyłem?Popatrzył na rudą czuprynę Arthura, nastroszoną z jednej strony niczym koguci grzebień i stwierdził, że odpowiedź kryła się gdzieś tu.Słyszał, jak Renee nastawia głośniej telewizor, dając w ten sposób sygnał, że już czas, aby sobie poszedł.Cóż, jak widać, nie miała to być długa wizyta.- No to świetnie, stary - powiedział i wstał.- Zobaczymy się w piątek po szkole.- Tato.- Arthur przekręcił się na bok.- Mama się przecięła.- Co?Arthur przewrócił się z powrotem na brzuch i znów zajął żołnierzami, nieświadom lodowatej kuli, jaką umieścił w brzuchu ojca.- Co powiedziałeś, stary?- Nic.- Arthur zaczął naśladować dźwięk karabinu maszynowego i walić stopami o siebie, znów zagłębiając się w swoim małym światku.- Bawię się.David bał się zapytać ponownie, więc ścisnął syna za stopę i ruszył do wyjścia.W salonie obok Renee siedział na kanapie dziwny facet.Miał na sobie stary czerwony szlafrok Davida, zawiązany na brzuchu paskiem w podwójny węzeł.Choć wydawało się to nie do wiary, był nieco wyższy od Davida, więc rękawy wyglądały na zbyt krótkie, a skraj szlafroka nie sięgał mu nawet do kolan.Długie jedwabiste włosy sprawiały znacznie bardziej poetyczne wrażenie niż twarz o ociężałych rysach.Z szyi zwisał mu cienki złoty łańcuszek, a rękę zdobiła wyglądająca na kosztowną turkusowa bransoleta roboty Indian Navajo.- Davidzie, znasz Antona - powiedziała ostrożnie Renee.A więc to był cios, który musiał otrzymać.Spotykał już kiedyś Antona, ale nigdy nie na tak codziennej stopie.,J3omowość” sceny powodowała, że czuł ukłucia w żołądku.W jego domu był inny mężczyzna, miał na sobie jego szlafrok, siedział obok jego żony, na jego kanapie.Może nieco trzeba cię przykrócić, cwaniaku?- Co słychać? - David podał mu rękę.- Super, chłopie? - Anton klepnął go dłonią w dłoń jak kumpla i bransoleta zsunęła się ku nadgarstkowi.David głośno wciągnął powietrze przez zęby i spojrzał na Renee.Co ona w nim widzi? Zrobiło na niej wrażenie to, że jest muzykiem, czy też był to dowód na niepokojące pogorszenie się jej zdolności do prawidłowych osądów? Zwykle miała lepszy gust.O szóstej zaczęły się wiadomości.David przyglądał się Renee, szukając blizny, o której wspomniał Arthur.Nie miała jednak żadnego bandaża.Na ekranie młody prezenter, który wyglądał jak wykuty z marmuru, rozpoczynał relację z wybuchu.W tym momencie wszystko wróciło, koszmar zaczął się ponownie, tyle że z niewielkim napisem na ekranie: NEW YORK 1 NEWS EXCLUSIVE.Nie była to już tylko wizja w jego głowie.Patrzył na pierwszy - mniejszy - błysk, który wystrzelił spod przednich kół.Obrazy na ekranie drgały.Jedno koło oderwało się, autobus opadł do przodu, spod maski buchnęły płomienie.Dzieciaki zaczęły rozbiegać się z krzykiem.Teraz kamera pokazała Davida okrążającego autobus od tyłu, otwierającego drzwi, wspinającego się po klęczącym Ray-Za.Patrzył jak wchodzi do środka i znika w dymie.Kamera nie zapisała dręczącego go strachu, pokazywała jedynie jego migającą zza zasłony dymu postać, zbliżającą się do tkwiącej w oknie, krzyczącej żałośnie Seniqui.Kamera przekazywała zdarzenia znacznie szybciej i bardziej obcesowo niż miało to miejsce w rzeczywistości.Oglądanie samego siebie przekraczało granice surrealizmu, David miał wrażenie, że zwariował.Jakby nie był już zainteresowany pozostawaniem we własnym ciele.Obraz na ekranie przesunął się, pokazując tył autobusu.Kamerzysta zdążył tam akurat na czas, żeby nakręcić scenę, jak koleżanki Seniqui odnoszą ją na bok, a David wyskakuje.- O mój Boże.- jęknęła Renee.- To naprawdę ty?David zadawał sobie to samo pytanie.Czuł, jak dziwnie przyglądają się mu Renee i Anton - jak gdyby nie mogli powiązać postaci z ekranu z człowiekiem znajdującym się w salonie.Obraz na ekranie znów się zmienił i David ujrzał siebie robiącego sztuczne oddychanie.Uwiecznione kamerą wydarzenia wyglądały znacznie bardziej przerażająco, ponieważ to, co się działo, było proste i pospolite.Kamerzysta filmował znad ramienia Davida i zbliżająca się śmierć niemal dyszała w obiektyw.Nie dodano komentarza ani muzyki, mimo to prostota sceny chwytała za serce.Na koniec David głęboko się pochylił i przekazał dziewczynie oddech, który przywrócił jej życie.Kiedy patrzył na siebie z tej perspektywy, najpierw znów ogarnęło go przerażenie, a potem poczuł dziwną obojętność.- Boże! - Renee przysunęła się i dotknęła jego ramienia.- Nic ci się nie stało?- Nie, skądże.Wszystko jest w porządku.- Boże! - Rysy miała ściągnięte jakby dopiero teraz dotarła do niej okropność tego, co pokazano na ekranie.- Co się stało?- Nie wiem.Autobus wybuchnął.Wiem tyle, co i ty.Spróbował opowiedzieć o sile płomieni i detektywie, z którym rozmawiał po tym zdarzeniu, ale wpatrywała się w jego czoło sennym, nieobecnym spojrzeniem.- Och, Davidzie, zawsze wiedziałam, że kiedyś coś takiego zrobisz.- Naprawdę?Chwyciła go za rękę i uścisnęła ją.Prąd, który między nimi przepłynął, pozbawił go poczucia czasu i rozsądku i przez sekundę czuł nieodpartą chęć bycia z nią chociaż pięć minut sam na sam, aby mogli przemówić sobie nawzajem do rozsądku.Zaraz jednak wypłynął obraz Antona, który spoglądał zza ramienia Renee z mieszaniną konsternacji i niedowierzania.- A więc sprawdziłeś się.Jesteś człowiekiem dnia - powiedział.- Bo ja wiem? - David kaszlnął.- Uratowałeś dzieciaki.- W zasadzie tylko jedną dziewczynę.Ktoś jednak zginął.Kierowca.Renee puściła jego rękę i odwróciła się.- Cholera jasna, to wszystko jest takie dziwne.Tak jakby rzeczywistość miała różne poziomy.Siedzę, oglądam telewizję i zastanawiam się: to naprawdę on, czy tylko jakiś film? - Roześmiała się gwałtownie i David też się uśmiechnął, żeby ją rozweselić.- Wiesz, to było.- Siedzę w domu - przerwała mu - i próbuję, próbuję, próbuję nauczyć się tego tekstu.- wskazała na leżący na stoliku egzemplarz Szklanej menażerii - a potem włączam telewizor i ty w nim jesteś.Jakbyś występował w filmie.Drżącymi dłońmi zapalała papierosa.David zastanawiał się, czy oglądanie ojca jej dziecka w niebezpieczeństwie tak wytrąciło ją z równowagi.Czyżby ciągle jej na nim zależało?- Podczas tego zdarzenia, nie czułem się jak na filmie, Renee.To była rzeczywistość.Zginął kierowca.Te słowa nieco ją ochłodziły.- Ale tobie nic nie jest?- Nie.Jeszcze raz go objęła, potem się cofnęła.Patrzyła na niego oczami błyszczącymi jak dawniej.Znów czuł niezwykłą bliskość, jaka ich łączyła przez tyle lat.Dawne odczucie, że są razem i stawią czoło całemu światu.Wróciła wzajemna wiara w siebie i umiejętność dopingowania się.Na tej kanapie kochali się pewnego ranka, po tym, jak oboje ni stąd ni zowąd zadzwonili do szkoły, że są chorzy.Pamiętał jak zielony szlafrok zsunął się z jej nagiego białego ramienia, podczas gdy on górował nad nią, delikatnieją zakrywając.Może jeszcze nie było za późno, żeby spróbować poukładać wszystko od nowa.Potrzebowali się - mężczyzna potrzebuje swej kobiety, dziecko potrzebuje ojca i matki.Nagle znów sobie przypomniał to, co przed kilkoma minutami powiedział Arthur: „Mama się przecięła”.- A u ciebie wszystko w porządku? - Jeszcze raz ją obejrzał, sprawdzając uważnie przeguby i pęciny, czy nie ma tam śladów.- Pewnie.- Uśmiechnęła się kącikami ust
[ Pobierz całość w formacie PDF ]
Darmowy hosting zapewnia PRV.PL