[ Pobierz całość w formacie PDF ]
.Nienawidzê pory deszczowej, jednak gdyby nieprzynoszona przez z ni¹ olbrzymia powódŸ, miasto z pewnoœci¹ okaza³oby siê niedo wytrzymania nawet dla szczurów.Bez opadów wystêpuj¹ce lokalnie epidemiecholery i ospy z pewnoœci¹ mia³yby znacznie gwa³towniejszy przebieg — choæ zkolei d³u¿ej trwaj¹ce opady prowadzi³y do wybuchów ognisk chorobowych ¿Ã³³tejfebry i malarii.Wszelkiego rodzaju plagi stanowi³y tu zwyk³¹ codziennoœæ itraktowane by³y przez mieszkañców miasta z ca³kowitym spokojem.No i jeszcze trêdowaci, których cierpienie nadawa³o dodatkowej g³êbiwszechobecnemu okropieñstwu i desperacji.Nigdy moja wiara w Boga nie by³apoddana tak ciê¿kiej próbie, jak wówczas gdy próbowa³am w jej œwietle spojrzeæna trêdowatych.Bojê siê ich tak samo jak wszyscy pozostali, ale na tyle znamkilku z nich, by wiedzieæ, ¿e naprawdê niewielu zas³u¿y³o na takieprzekleñstwo.Chyba ¿e Gunni maj¹ racjê i ci nieszczêœnicy p³ac¹ w ten sposóbza z³o, jakiego dopuœcili siê w poprzednim ¿yciu.A nad tym wszystkim kruki i wrony, padlino¿ercy i drapie¿cy.Dla zwierz¹t ¿ywi¹cych siê padlin¹ ¿ycie w mieœcie jest dobre.Póki nie pojawi¹siê grabarze i nie wpakuj¹ na wozy tych, którzy siê ju¿ nigdy nie podnios¹.Aby spróbowaæ szczêœcia, ludzie przybywaj¹ do miasta zewsz¹d, nawet z miejscodleg³ych o piêæset mil.Ale Fortuna jest pod³¹, dwulicow¹ bogini¹.Jeœli jednak przez pó³ pokolenia zdarzy³o ci siê ¿yæ w œwiecie przez ni¹rz¹dzonym, ledwie ju¿ j¹ zauwa¿asz.Zapominasz, ¿e nie jest to sposób, w jakiwinno toczyæ siê ¿ycie.Przestajesz zdumiewaæ siê iloœci¹ z³a, które cz³owiekpowo³uje na ten œwiat samym swym istnieniem.12Biblioteka, za³o¿ona i przekazana nastêpnie miastu przez jakiegoœ handlowegobarona poprzedniej epoki, który wielce ceni³ sobie wykszta³cenie, w moichoczach urasta³a niemal¿e do symbolu wiedzy, wznosz¹cego siê ponad miastem irozœwietlaj¹cego otaczaj¹ce ze wszech stron mroki ignorancji.Najgorsze slumsyw mieœcie graniczy³y dok³adnie z murem otaczaj¹cym jej tereny.U bramprowadz¹cych na zewn¹trz ¿ebracy naprzykrzali siê wyj¹tkowo natarczywie, co wgruncie rzeczy by³o doœæ dziwne.Nie widzia³am, by kiedykolwiek ktoœ rzuci³ imchoæ jedn¹ monetê.Przy bramie stoi woŸny, ale nie pe³ni funkcji stra¿nika.Brakuje mu bodajbambusowej pa³ki.On jednak wcale jej nie potrzebuje.Œwiêtoœci miejsca wiedzyprzestrzegaj¹ wszyscy.Wszyscy prócz mnie, moglibyœcie rzec.— Dzieñ dobry, Cha³as — przywita³am woŸnego, gdy uchyla³ dla mnie furtkê zkutego ¿elaza.Chocia¿ w miejscu tym wystêpowa³am jako mê¿czyzna zajmuj¹cy siêsprz¹taniem i roznoszeniem przesy³ek, jednak mia³am pewn¹ pozycjê.NajwyraŸniej cieszy³am siê ³ask¹ paru cz³onków bhadrhalok.Status spo³eczny i przynale¿noœæ kastowa stawa³y siê coraz wa¿niejsze, w miarêjak Taglios przeludnia³o siê i ubo¿a³o w zasoby.W ci¹gu ostatnich dziesiêciulat kasty zosta³y jeszcze sztywniej oddzielone od siebie, a rozgraniczenia tegoniezwykle œciœle przestrzegano.Ludzie rozpaczliwie chronili to, co ju¿posiadali.Na podobnej zasadzie ros³y w si³ê gildie kupieckie.Niektórewystawia³y nawet niewielkie prywatne si³y zbrojne, maj¹ce zadbaæ o to, abyimigranci i inni obcy nie rozw³Ã³czyli ich bogactw; si³y te niekiedy wypo¿yczanoœwi¹tyniom lub innym instytucjom, które chcia³y na w³asn¹ rêkê dochodziæsprawiedliwoœci.Kilku naszych towarzyszy równie¿ w nich s³u¿y³o.Dochody by³yprzyzwoite, nadto pozwala³o to nawi¹zaæ kontakty i choæby przelotnie zerkn¹æ,co dzieje siê wewn¹trz pod ka¿dym innym wzglêdem ca³kowicie dla nasniedostêpnych spo³ecznoœci.Od zewn¹trz biblioteka przypomina bardziej zdobn¹ œwi¹tyniê Gunni.Jej kolumnyi œciany pokrywaj¹ p³askorzeŸby upamiêtniaj¹ce sceny tak mitologiczne, jakhistoryczne.Budynek nie jest szczególnie wielki, jego d³u¿szy bok ma jakieœtrzydzieœci jardów, krótszy — szeœædziesi¹t stóp.G³Ã³wne piêtro wyniesionodziesiêæ stóp ponad otaczaj¹ce ogrody i pomniki, po³o¿one zreszt¹ na niewielkimwzgórzu.Budowla jest dostatecznie wysoka, aby pomieœciæ pe³nowymiarow¹ wisz¹c¹galeriê, otaczaj¹c¹ j¹ dooko³a na wysokoœci, na której normalnie winnoznajdowaæ siê pierwsze piêtro, a nad ni¹ jeszcze rodzaj strychu, poni¿ej zaœporz¹dnie osuszon¹ suterenê.Dla mnie jednak jest tu zbyt przestronnie, bymsiê mog³a dobrze czuæ.Jeœli nie przyczajê siê gdzieœ albo nie ukryjê wy¿ej,wszyscy mog¹ widzieæ, co robiê.G³Ã³wne piêtro stanowi rozleg³a przestrzeñ posadzki ze sprowadzonego z dalekichstron marmuru.Na niej w równych rzêdach stoj¹ biurka i sto³y, przy którychpracuj¹ uczeni, prowadz¹c w³asne badania lub zajmuj¹c siê kopiowaniemrozpadaj¹cych siê ze staroœci manuskryptów.Klimat tych okolic niespecjalniesprzyja trwa³oœci ksi¹g.Biblioteka ma w sobie jakiœ niewyraŸny smutek, otaczaj¹ gêstniej¹ca powoli atmosfera zaniedbania.Z ka¿dym rokiem odwiedza j¹ corazmniej uczonych.Protektorki nie interesuje biblioteka, która nie mo¿e siêpochwaliæ staro¿ytnymi dzie³ami pe³nymi œmiercionoœnych zaklêæ.Nie sposóbznaleŸæ w niej choæby jednego podrêcznika mrocznej nekromancji.Niemniejciekawego materia³u jest pod dostatkiem — gdyby tylko zechcia³o siê jejposzukaæ.Ale ten rodzaj bezinteresownej ciekawoœci z pewnoœci¹ nie le¿y w jejcharakterze.¯aden z budynków, jakie widzia³am w ¿yciu, nie ma tylu okien co biblioteka.Kopiœci potrzebuj¹ du¿o œwiat³a.Dzisiaj wiêkszoœæ z nich jest ju¿ stara iwzrok nie dopisuje im jak dawniej.Santaraksita czêsto narzeka, ¿e nie widziprzed bibliotek¹ ¿adnej przysz³oœci.Nikt ju¿ nie chce tu przychodziæ.Podejrzewa, ¿e ma to zwi¹zek z histerycznym strachem przed przesz³oœci¹,który ogarn¹³ ludzi wkrótce po ufundowaniu królestw W³adców Cienia, jeszcze wczasach jego m³odoœci.Nastroje te póŸniej umocni³ lêk przed Czarn¹ Kompani¹,nawiedzaj¹cy ludzkie umys³y na d³ugo przedtem, nim jej ¿o³nierze dotarli doTaglios.Wesz³am do biblioteki i rozejrza³am siê.Uwielbia³am to miejsce.W innychczasach z radoœci¹ zosta³abym jedn¹ z asystentek Santaraksity.Oczywiœcie,gdyby uda³o mi siê zdaæ skomplikowany egzamin, jakiemu poddawani bylikandydaci na uczonych.Nie by³am wyznawczyni¹ Gunni.Nie wywodzi³am siê z wy¿szej kasty.Pierwsz¹przeszkodê potrafi³abym pokonaæ.Ca³e ¿ycie w³aœciwie spêdzi³am wœród Gunni.Jednak system kastowy zna³am wy³¹cznie od zewn¹trz.A tylko cz³onkom kastykap³anów i troskliwie dobieranym przedstawicielom kasty merkantylnejpozwalano na pobieranie nauk.Chocia¿ obznajomiona by³am zarówno z wulgat¹, jakWznios³ym Stylem, ostatecznie nie potrafi³abym z pewnoœci¹ konsekwentnieudawaæ, ¿e wzrasta³am w domu kap³añskim, który podupad³ w ciê¿kich czasach.Wistocie przecie¿ nie mia³am nigdy ¿adnego domu.Teraz mia³am bibliotekê w ca³oœci dla siebie.A ponadto najwyraŸniej nie by³onic, co wymaga³oby natychmiast posprz¹tania.Zawsze zdumiewa³o mnie, ¿e w bibliotece nikt nie mieszka³.¯e w oczachwszystkich by³a najwyraŸniej miejscem bardziej uœwiêconym czy te¿ bardziejprzera¿aj¹cym ni¿ œwi¹tynia
[ Pobierz całość w formacie PDF ]
Darmowy hosting zapewnia PRV.PL