[ Pobierz całość w formacie PDF ]
.Czyżbym ulegał złudzeniu? Nie! Występował tu wyraźnie cykl: ruch krótki, dwa długie, trzy krótkie, jeden długi, dwa krótkie, trzy długie itd.Zmierzyłem czas: co dwie minuty rozpoczynał się nowy cykl.To było odbicie sygnałów nadawanych przez pozostawiony przeze mnie automat.Sygnałów płynących z naszego statku, poprzez przestrzeń kosmiczną, w kierunku północnego bieguna Vicinii.Moich sygnałów!Zmęczenie i wyczerpanie psychiczne ustąpiły natychmiast.Czułem, że znajduję się u progu rozwiązania zagadki.Skrupulatnie zbadałem najbliższe pomieszczenia, czy gdzie indziej nie występuje podobna zależność ruchów.Okazało się jednak, iż tylko w tej jednej sali - i to wszyscy Vicinianie - zajęci są odbiorem moich sygnałów.Postanowiłem wobec tego pozostać tu tak długo, aż nastąpi „zmiana warty” i może w ten sposób będę mógł dokonać dalszych odkryć.Dopiero jednak po dwóch godzinach zjawił się „zastępca”.W samym przejęciu funkcji nie dostrzegłem nic rewelacyjnego.Podążyłem więc za tym Vicinianinem, który opuszczał salę.Istoty te poruszają się bardzo szybko, toteż z trudem dotrzymywałem mu tempa biegu.Na szczęście „wyścig” nie trwał zbyt długo.Po wyjściu na zewnątrz budowli Vicinianin pobiegł w kierunku dużego placu na skraju osiedla i tam znikł w jednym z kilkudziesięciu otworów prowadzących pod ziemię.Nie miałem chwili do stracenia i skoczyłem w głąb stromej pochylni.Światło było tu znacznie słabsze od tego, jakie rozjaśniało salę „roboczą”.Pochylnia prowadziła do rozległego pomieszczenia o bardzo niskim pułapie, tak iż mogłem się tu poruszać tylko na czworakach.Na środku sali dostrzegłem wgłębienie wypełnione po brzegi jakąś czarną cieczą.Przy basenie siedziało kilkadziesiąt pochylonych postaci z ryjkami gębowymi zapuszczonymi w ową ciecz.Nie ulegało wątpliwości, że jest to tylko „jadalnia viciniańska”.Nie było czego tu szukać.Już miałem zawrócić, gdy przyszło mi do głowy, aby pobrać próbkę owej czarnej cieczy.Tego rodzaju substancji odżywczej nigdzie jeszcze nie spotkaliśmy.Sięgnąłem po próbnik i oparłszy rękę na krawędzi zbiornika nachyliłem się nad basenem.I wtedy właśnie.Nagle poczułem, że osuwam się po śliskiej powierzchni i zapadam głową w gęstą błotnistą maź.W jednej chwili smolista ciecz pokryła od zewnątrz przezroczystą czaszę hełmu.Usiłowałem się cofnąć, ale było to niemożliwe.Kleista maź obezwładniała, krępowała jak elastyczną taśmą ręce i nogi.Na próżno usiłowałem zaczepić stopy o brzeg basenu.Za każdym ruchem osuwałem się coraz niżej, aż wreszcie cały znalazłem się w tej topieli.Było to dziewięć dni temu.Basen nie ma dużej głębokości, ciecz jest jednak tak lepka i gęsta, że nie mogę nawet usiąść.Z trudem udało mi się odwrócić na wznak.Próby nawiązania z bazą łączności radiowej nie dają rezultatu.Ze słuchawek dochodzą tylko nieprzerwane trzaski i szumy.Wiem, że to już koniec.Płyn odżywczy skończył się wczoraj.Raz po raz odzywa się brzęczyk przypominając, że regeneratory przestały działać i zużywam ostatnią rezerwę tlenu.Miernik wskazuje, że pozostało mi jeszcze dwie i pół godziny.Do kogo adresuję ten zapis?.Sam już nie wiem.Jak dotąd ciągle mówię o sobie.A przecież nie o to chodzi.Ważne jest tylko to, co w ciągu tych długich godzin oczekiwania końca zrodziło się w mojej głowie.Chyba jednak rozwiązałem zagadkę Vicinii! Muszę teraz dyktować wolno, formułować zdania możliwie jasne, jeśli ONI mają zrozumieć.Czy zrozumieją?.Rozwój społeczny ludzkości, to proces samoorganizacji wyższego rzędu niż ewolucja biologiczna.Samoorganizacja przebiega tu nie tylko drogą zmian dokonywanych na ślepo i zagłady układów nie przystosowanych do warunków.Jednostki, z których składa się społeczeństwo ludzkie, osiągnęły już tak wysoki stopień rozwoju, iż obdarzone są zdolnością uczenia się, wzajemnego przekazywania doświadczeń i w pewnym stopniu zdolnością przewidywania przyszłości na podstawie dotychczasowej wiedzy o świecie.Stąd obok automatyzmów, ukształtowanych grą przypadku i konieczności, występują w układach społeczno-ekonomicznych w mniejszym lub większym stopniu sprzężenia stworzone świadomym działaniem organizującym.Rola tego czynnika świadomości wzrasta w miarę wzrostu organizacji układu i zasobu wiedzy o świecie.W ostatnich też dwóch wiekach rozkwit nauki i głębokie przeobrażenia struktury społecznej otworzyły przed człowiekiem możliwości w pełni świadomego kształtowania swego bytu i kierunku rozwoju cywilizacyjnego.Znamy również innego rodzaju organizmy społeczne: mrówcze i pszczele, w których na szczeblu jednostki nie ma inteligencji i intelektu, a tylko instynkt, odruchy wrodzone.Taki układ złożony z wielu jednostek, wąsko wyspecjalizowanych, może ewoluować tylko biologicznie.Zdolność uczenia się jest tu tak mała, że automatyzmy można uważać za stałe, niezmienne od wieków i tysiącleci, służące tylko utrzymaniu gatunku przy życiu.Nikt z nas - ludzi - nie spodziewał się jednak, że życie może przybrać jeszcze inną formę rozwojową.Formę tak niezwykłą, że nawet koncepcja „cywilizacji robotów” blednie przy niej.Na Vicinii nie ma żadnego „wielkiego robota” stworzonego sztucznie przez jej żywych mieszkańców
[ Pobierz całość w formacie PDF ]
Darmowy hosting zapewnia PRV.PL