[ Pobierz całość w formacie PDF ]
.-Chcesz, to pójdziemy po- -szuka taty i mamy.Moe ich znajdziemy.Jego gos uton w warkocie helikoptera leccego jakie dwadziecia metrów nadziemi i kierujcego si na zachód.Haas wytrci Daufin z równowagi;poleciaa w przód.Uchwycia si obiema rczkami doni Sieranta, eby nieupa, i przywara do niej dygoczc.Ale si dzieciak przestraszy - pomyla Sierant.Skór ma zimn i.Boe,jak na dziecko mocno ciska! Poczu w palcach mrowienie, jakby przepywa przeznie saby prd.Wraenie nie byo nieprzyjemne, ale dziwne.Scooter biega wkóko; on te si przestraszy przelatujcego helikoptera.- Nie ma si czego ba.To tylko maszyna - powiedzia Sierant do maej.- Mamai tata pewnie zaraz wróc.Daufin nadal czepiaa si jego rki.Elektryczne mrowienie sunoprzedramieniem Sieranta w gór.Znowu usysza burczenie dobywajce si zbrzucha maej.- Jada obiad? - zapyta.Nie odezwaa si.- Mieszkam tu niedaleko.PrzyBrazos Street.Mam w domu troch fasoli i frytek.- Mrowienie doszo do okcia.Maa nadal nie puszczaa jego rki.- Zjadaby misk fasoli? Potem ciodprowadz i zaczekamy na mam i tat.- Nie potrafi stwierdzi, czy maaprzystaje na propozycj, czy nie, ale postpi pierwszy krok w kierunku swegodomu, a ona te ruszya.- Mówi ci ju kto, e dziwnie chodzisz? - spyta.Szli w kierunku Brazos.Daufin kurczowo trzymaa swego przewodnika za rk.Miarowe pulsowanie energii, któr emitowaa, rozpywao si nerwami SierantaDennisona, wnikno w rami i szyj, powdrowao krgosupem i dotaro do korymózgowej.Zacza go mi gowa; stalowa pytka znowu wygrywa swoj melodyjk -pomyla.Scooter truchta obok.- Strasznie narowisty z ciebie zwierzak - powiedzia do niego Sierant -nie.W gowie mu upno.Niezbyt mocno, tak jakby kto odpali tam wieczaponow.Scooter znik.- Oj-oj-oj - zajcza Sierant i ognisko bólu zgaso.Scooter znowu sipojawi.A to narowista bestia!Po twarzy Sieranta spywa pot.Co si stao; nie wiedzia co, ale wiedzia,e stao si.Do maej ciskaa jego rk z si imada; bolaa go gowa.Scooter pobieg przodem i czeka ju z wywieszonym róowym ozorem na ganku.Drzwi nie byy zamknite na klucz; nigdy ich nie zamyka.Wpuci do rodkaScootera.Daufin oderwaa si wreszcie od jego rki.Zacz szuka po omackulampy naftowej i zapaek.W mózgu czu wci iskrzenie wiecy zaponowej, ajedna strona ciaa - ta, po której staa dziewczynka - pieka jak przypalanaywym ogniem.Znalaz lamp i jej blask rozgoni troch cienie -ale byy tocienie zwodnicze i Scooter na przemian to si pojawia, to znowu znika.- Moda damo - powiedzia Sierant, opadajc ciko na fotel stojcy w idealniewysprztanym pokoju z zamiecion, wieo umyt podog.- Nie czuj si.zadobrze.- Scooter wskoczy mu na kolana i poliza po twarzy.Otoczy psaramionami.Dziewczynka przygldaa mu si w milczeniu stojc na pograniczuwiata i mroku.- Boe.moja gowa.Ale mnie naparza.- Zamrugapowiekami.Jego rce otaczay pustk.Zimny pot cieka po twarzy, a ból gowy nasilasi.- Scooter? - wyszepta, lecz gos mu si zaama, przeszed w pisk, twarz siwykrzywia - Scooter? O Jezu.o Jezu.Nie przyno tego patyka.-Zatrzepota powiekami.- Nie przyno tego patyka.Nie przyno tego patyka!Daufin stana u jego boku.Uwiadomia sobie, e Sierant widzi wymiar, wktóry ona nie ma wgldu.- Powiedz mi - odezwaa si bardzo cicho.- Co to jest Scoot-er?Jkn.wieca zaponowa strzelaa raz po raz iskrami; widmowa sylwetkaScootera siedzcego mu na kolanach to znikaa, to znów si pojawiaa, niczymobraz ogldany w byskach stroboskopu.Zacisn donie, lecz uchwyci jedyniepowietrze.- O, Boe kochany.Nie.nie przyno tego patyka - baga.- Powiedz mi - powtórzya Daufin.Odwróci gow.Zobaczy obok siebie dziecko.Scooter! Gdzie Scooter? Ponurewspomnienia wypezay z mrocznych zakamarków podwiadomoci.Oczy pieky od ez.- Scooter.przyniós patyk - wymamrota - i zacz opowiada ca histori.26.Dom Creechów- Nadziaem si na ni przecznic na poudnie od kocioa -wyjani CurtLockett.- Sza samym rodkiem ulicy, o mao jej nie rozjechaem.W ostatniejchwili daem po hamulcach.Szeryf Yance przyjrza si znowu Ginger Creech; staa w jego biurze boso, a napododze widniay krwawe lady cignce si od drzwi.Musiaa pokaleczy sobiestopy na potuczonym szkle, domyli si.Boe, ona si kwalifikuje doczubków!Ginger patrzya przed siebie nie widzcymi oczami, z jej potarganych wosówzwisao smtnie kilka ocalaych lokówek, pod zaskorupia mask kurzu z trudemdawao si rozróni jej rysy.- Przysigam na Boga, o mao si przez ni w portki nie sfajdaem, tak mniewystraszya - doda Curt, zerkajc na Dan-ny'ego Chaffina.Zastpca szeryfajeszcze raz obszed Ginger dookoa.- Jechaem wanie do sklepu monopolowego.Nie wiecie, gdzie tu czowiek moe kupi co do picia?- Monopolowy jest nieczynny - poinformowa Curta Yance, wstajc z fotela.-Zamknlimy go przede wszystkim.- Tak te mylaem.- Curt przejecha doni po ustach i umiechn sinerwowo.Trzso nim tak, jakby mia si zaraz rozsypa na kawaki, a spotkaniez Ginger Creech czapic rodkiem jezdni niczym bezmózgie zombi jeszczepogorszyo spraw.- Tylko e.no wiecie, musz co mie, eby docignjako do rana.- Spod konierza rozchestanej pod szyj, wymitej biaejkoszuli zwisa luno odkryty niedawno w szafie krawat.- Ginger? - Yance pomacha rk przed twarz kobiety.Mrugna, ale si nieodezwaa.- Syszysz mnie?- Szukam mojego chopaka - podj znowu Curt.- Widzia który z was Cody'ego?Yance parskn miechem.Kurs w towarzystwie Celeste Pre-ston na Oak Street pozastpc Chaffina pó godziny temu kosztowa go tyle co przeboksowaniedziesiciu rund.Nie obeszo si bez wyjaniania sprawy statku kosmicznegorównie Yicowi i Arleen Chaffinom.Arleen zacza paka i biada, ze to pewniekoniec wiata.Potem Yance odstawi Celeste z powrotem pod biuro i kiedywidzia j ostatnio, odjedaa wielkim ótym cadillakiem na zachód.Pewniewraca do swojej hacjendy, eby si schowa pod óko - pomyla.No i dobrze.Nikt nie chce, eby si tu pataa!- Curt - powiedzia - gdyby nie przesypia dwudziestu godzin doby, bybyniebezpieczny dla otoczenia.O wpó do dziesitej twój chopak wszczpiekieln burd w salonie gier, sprowokowa wojn gangów, w której nastpstwiezgraja poturbowanych maolatów wyldowaa w klinice.- A potrzebni s doktorowiMcNeilowi jak dziura w mocie, bo i bez nich ma tam dzisiaj urwanie gowy.- Cody.si bi? - Curt straci zupenie rachub czasu.Spojrza na zegar istwierdzi, e ten stan dwie minuty po dziesitej.- Nic mu nie jest? Znaczysi.- yje, yje, ale troch oberwa.Poszed do kliniki na opatrunek.Czyli kroi si rachunek od doktora - pomyla Curt.Cholerny gówniarz! Kurzymódek!- Ginger? To ja, Ed Vance.Danny podaj mi z biurka latark.-Yance wzi odDanny'ego latark, zapali j i skierowa snop wiata w nie widzce oczykobiety.Wzdrygna si ledwie zauwaalnie, a zwieszone bezwadnie rcezesztywniay.- Ginger? Co si stao? Skd si wzia.Zadygotaa, a minie w staej twarzy napiy si tak mocno, e wydawao si,i zaraz pknie skóra.- To jaki atak! - kwikn Curt i wycofa si po krwawych ladach kobiety dodrzwi.Sine wargi Ginger zadray.- Pan.jest moim pasterzem, nie brak mi niczego - wyszeptaa.- Pozwala milee na zielonych pastwiskach.Prowadzi.prowadzi mnie nad wody, gdzie mogodpocz.- zy pocieky Ginger po twarzy
[ Pobierz całość w formacie PDF ]
Darmowy hosting zapewnia PRV.PL