[ Pobierz całość w formacie PDF ]
.Shearsa ogarniały co pewien czas skrupuły; zadawał sobie pytanie, czy do odegrania głównej roli wybrał spośród nich trzech właśnie tego, który istotnie miał największe szansę powodzenia, i czy nie dał się zasugerować jego żarliwymi prośbami.— Czy jest pan zupełnie pewien, że potrafi pan działać równie energicznie jak Warden albo ja, niezależnie od okoliczności? — poważnie zapytał po raz ostatni.— Teraz jestem pewien, Sir.Trzeba mi pozwolić działać.Shears nie nastawał dłużej i nie wrócił już do rozważań na temat swej decyzji.Załadunek rozpoczęli przed zmierzchem.Brzeg był zupełnie pusty.Bambusowa tratwa, którą sami zbudowali, ufając w tym wypadku tylko sobie, składała się z dwóch oddzielnych części, by łatwiej ją było transportować przez dżunglę.Spuścili ją na wodę i połączyli obie części przy pomocy dwóch gałęzi i sznurów.Całość tworzyła sztywną platformę.Potem umocowali sprzęt, najsolidniej, jak tylko było można.W innych paczkach znajdowały się zwoje lontu, bateria, kabel i włącznik elektryczny.Te wrażliwe przedmioty owinięto, rzecz jasna, w nieprzemakalne płótna.Jeżeli chodzi o detonatory, Shears zachował podwójną ostrożność.Jeden dał Joyce'owi, drugi wziął sam.Ukryli je w pasach, na brzuchu.Detonatory były właściwie jedynymi naprawdę wrażliwymi przedmiotami, bo plastyk był zasadniczo odporny na uderzenia.— Chyba wam jednak było trochę ciężko z tymi paczkami na brzuchu — zauważył Warden.— Pan dobrze wie, że nigdy się nie myśli o takich rzeczach.To było najmniejsze ryzyko w tej przeprawie.A jednak zapewniam pana, że nas porządnie wytrzęsło.Przeklęci niech będą ci Syjamczycy, którzy obiecywali nam wygodną żeglugę!Według informacji krajowców droga powinna była trwać mniej niż pół godziny.Toteż wyruszyli dopiero po zapadnięciu nocy.W rzeczywistości płynęli dłużej niż godzinę i droga nie była łatwa.Rzeka Kwai płynęła spokojnie jedynie w sąsiedztwie mostu, poza tym rwała jak strumień.Zaledwie ruszyli, prąd rzucił ich w ciemność, między niewidoczne skały, których nie mogli omijać, rozpaczliwie chroniąc swój niebezpieczny i cenny ładunek.— Gdybym znał rzekę, wybrałbym inny sposób dotarcia do celu i zaryzykowałbym załadowanie materiału w pobliżu mostu.Tego rodzaju proste informacje, Warden, zawsze są fałszywe, zresztą bez względu na to, czy pochodzą od krajowców, czy od Europejczyków.Wiele razy się z tym spotkałem.I jeszcze raz dałem się nabrać.Nie wyobraża pan sobie trudności manewrowania „łodzią podwodną" w tym strumieniu.„Łodzią podwodną" nazwali tratwę, obciążoną na krawędziach żelastwem, która w ciągu niemal całej przeprawy płynęła na pół pod wodą.Jej balast został mądrze odmierzony, tak aby pozostawiona sama sobie utrzymywała się na granicy pływalności.Zwykłe naciśnięcie palcem wystarczało więc, aby zupełnie zniknęła pod powierzchnią.— Ten pierwszy prąd pędził nas z hukiem wodospadu Niagara, trząsł nami, miotał, rzucał ponad lub pod tratwę, to znów od jednego brzegu do drugiego; raz sięgaliśmy dna, to znów wylatywaliśmy na gałęzie przybrzeżnych drzew.Gdy wreszcie udało mi się ogarnąć nieco naszą sytuację (zajęło mi to trochę czasu, byłem na wpół ogłuszony), wydałem wszystkim rozkaz, żeby uczepili się „łodzi podwodnej" i nie puszczali jej za żadną cenę; żeby myśleli tylko o tym.Było to wszystko, co mogliśmy zrobić, ale to cud, że nikt nie rozbił sobie czaszki.Naprawdę, ładny bigos, i to właśnie wtedy, kiedy trzeba było zebrać wszystkie siły przed poważną robotą.Fale były takie jak podczas burzy na morzu.Dostałem mdłości.I nie można było ominąć przeszkód! Czasem — rozumie pan, Warden? — czasem nie wiedzieliśmy nawet, w którą stronę płyniemy.Wydaje się to panu dziwne? Kiedy rzeka się zwęża, a dżungla zamyka się nad głową, założę się, że nie będzie pan wiedział, w jakim kierunku pan płynie.Pędziliśmy z prądem.Pomijając fale, woda była nieruchoma jak w jeziorze.Tylko napotykane przeszkody wskazywały nam kierunek i szybkość, z jaką pędzimy.kiedy wpadaliśmy na nie.Problem względności! Nie wiem, czy pan to sobie dobrze uzmysławia.Musiało to być naprawdę niezwykłe przeżycie.Starał się je opisać jak najwierniej.Warden słuchał z przejęciem.— Rozumiem, Shears
[ Pobierz całość w formacie PDF ]
Darmowy hosting zapewnia PRV.PL