[ Pobierz całość w formacie PDF ]
.Zatrzymał ją, o centymetr nad ekranem.- Dwa statki zbliżają się z dużym przyspieszeniem - zawołał pilot.- Nie, cztery statki, z dwóch różnych kierunków.Fuchs zrozumiał, że nie może zabić tego człowieka.Nie mógł go zamordować z zimną krwią.Zrozumiał też, że pułapka zadziałała.Wszystko spadło na niego jak lawina.Wiedzieli, gdzie ukrył przekaźniki.Ktoś im powiedział.Kto? Tylko Amanda wiedziała, gdzie są.Fuchs był przekonany, że ona by go nie zdradziła.Nie mogłaby.Ktoś musiał wykraść te informacje.A potem sprzedał je Humphriesowi.- Sześć statków - poinformował pilot ze strachem w głosie.- Wszystkie lecą z dużym przyspieszeniem.W pułapce.Czekali, aż się pojawię.Sześć statków.Z interkomu dobiegł głos Nodona.- Lasery jeden i trzy są gotowe do strzału.Wszyscy zginą, jeśli będę próbował walczyć, uświadomił sobie Fuchs.Humphries chce schwytać mnie, nie moją załogę.Poczuł się nagle zmęczony, wyczerpany, znużony, na duszy i ciele.To już koniec, zrozumiał.Cała ta walka, zabijanie i co mi z niej przyszło? Czy ktoś odniósł z tego jakieś korzyści? Wpakowałem moją załogę w pułapkę jak dureń, jak wilk złapany w sieć kłusownika.To koniec.Wszystko się skończyło.A ja straciłem wszystko.Walcząc z ogarniającym go poczuciem rezygnacji, Fuchs dotknął klawisza łączności i przemówił:- Tu Lars Fuchs na pokładzie Nautilusa.Nie strzelajcie.Poddajemy się.Harbin słyszał w głosie Fuchsa porażkę.Przeklął Martina Humphriesa za to, że ten zmusił go do zabrania wielkiej floty i całych oddziałów wojska.Mogłem to zrobić sam, pomyślał.Gdybym tylko miał informacje o rozmieszczeniu przekaźników, mógłbym go schwytać sam, bez pomocy innych - i bez świadków.Gdyby był sam, Harbin posiekałby statek Fuchsa na kawałki i zabił wszystkich na pokładzie.Wtedy zaniósłby martwe ciało Fuchsa Dianę i jej szefowi, by Humphries mógł cieszyć się triumfem, a Harbin mógłby domagać się wielkiej premii, na którą zarobił.Potem zabrałby Dianę i zostawił magnata finansowego, by ten mógł nacieszyć się zwycięstwem.Niestety, na pokładach tych wszystkich statków, na które uparł się Humphries, było ponad sto osób.Byłoby naiwnością uwierzyć, że wszyscy potrafiliby utrzymać język za zębami, gdyby Harbin zabił Fuchsa już po ogłoszeniu kapitulacji.Zbyt duże wydarzenie, zbyt duża pokusa.Ktoś podrzuciłby sensację mediom albo szpiegom konkurencji Humphriesa, Astro Corporation.Nie.Wbrew swoim instynktom, wbrew własnej opinii, Harbin zrozumiał, że musi przyjąć kapitulację Fuchsa i zabrać go wraz z załogą na Ceres.Uśmiechnął się ponuro.Może coś mu się stanie, gdy będzie na Ceres.W końcu narobił tam sobie wielu wrogów.Może nawet odbędzie się proces i wykonają na nim wyrok całkiem legalnie.53Procedura wszczepiania nie była aż tak wyczerpująca, jak Dianę się obawiała.Uparła się, żeby cały zespół dokonujący zabiegu składał się z kobiet, a personel medyczny Selene spełnił jej życzenie.Uśmiechały się, mówiły cichym, kojącym głosem.Po wstrzyknięciu środka uspokajającego zawiozły Dianę na wózku do małego pomieszczenia, gdzie miał się odbyć zabieg.W pokoju było zimno.Na stole, obok rozłożonych instrumentów, stał plastykowy pojemnik, z którego unosiły się białe, lodowate opary.Tam jest zamrożony embrion, uświadomiła sobie Dianę, i czuła, jak od zastrzyku zaczyna jej się kręcić w głowie.To jest jak rozciąganie na kole tortur hiszpańskiej inkwizycji, pomyślała.Narzędzia tortur leżały obok niej, ułożone starannie w równym rządku.Oślepiało ją jasne światło.Kaci zebrali się wokół niej, zamaskowani, odziani w szaty, z rękami w rękawicach cienkich jak skóra.Wzięła głęboki oddech, a oni delikatnie umieścili jej stopy w strzemionach.- Proszę spróbować się odprężyć - powiedział kojący kobiecy głos.Dobra rada, pomyślała Dianę.Spróbować.Humphries siedział blisko głównego miejsca przy stole, obok Stavengera.Dieterling usiadł po lewej.Pancho Lane po drugiej stronie stołu, a Wielki George po prawej.Siedzenie przy wielkim Australijczyku nie sprawiało Humphriesowi przyjemności; kudłaty rudzielec działał na niego onieśmielająco, choć nie robił nic, tylko siedział w milczeniu i słuchał, jak inni się kłócą.Amanda usiadła po drugiej stronie George’a.Humphries nie mógł nawet na nią spojrzeć nie wychylając się zza Australijczyka, co byłoby dość zauważalne.- Istotą ugody jest kompromis - mówił Dieterling po raz kolejny.- A kompromis jest niemożliwy bez zaufania.Dieterling ma nadzieję na Pokojową Nagrodę Nobla za dokonania na Bliskim Wschodzie, pomyślał Humphries.Nie ma znaczenia, co tu osiągnie albo czego nie osiągnie.Ale jest taki piekielnie przekonujący.Można by pomyśleć, że jego życie zależy od tego, co dziś wynegocjuje.Pancho, po drugiej stronie stołu, przez chwilę mierzyła Humphriesa wzrokiem, po czym zwróciła się do Dieterlinga:- Astro jest gotowe na kompromis.Cały czas powtarzam, że w Pasie jest tyle bogactw naturalnych, że starczy dla wszystkich.Musimy tylko ustalić, co przypadnie komu.Stavenger potrząsnął głową.- Nie sądzę, byśmy mogli podzielić Pas tak, jak Hiszpania i Portugalia podzieliły Nowy Świat w szesnastym wieku.- Taaa - wtrącił Wielki George.- A co z niezależnymi? Nie możecie oddać całego Pasa korporacjom.- Niezbędne jest - oświadczył Dieterling - osiągnięcie ugody, która zapobiegnie użyciu przemocy; ugody, która pozwoli nam podjąć dalsze kroki i szanować prawa pozostałych.W kieszeni marynarki Humphriesa rozdzwonił się telefon.W normalnych warunkach mocno by go to rozdrażniło, ale w tej chwili nawet się ucieszył.- Państwo wybaczą - oświadczył, wyjmując telefon z kieszeni.- To musi być coś bardzo ważnego, wydałem polecenie, żeby mi nie przeszkadzano.Stavenger rozłożył ręce.- Sądzę, że to dobry moment na krótką przerwę.Humphries podszedł do rogu sali konferencyjnej, a reszta powoli wstawała z krzeseł.Humphries otworzył telefon i wetknął sobie do ucha słuchawkę.Na małym ekranie widniały słowa: PILNE - PRIORYTET 1.- Odbierz - rzekł cicho.Na ekranie pojawiła się brodata twarz Dorika Harbina.- Sir, schwytaliśmy Fuchsa i całą jego załogę.Wracamy z nimi na Ceres, są pod strażą.Zabij go, chciał krzyknąć Humphries, ale powstrzymał się i rozejrzał po sali konferencyjnej.Reszta uczestników stała przy stole z przekąskami.Amandy nigdzie nie było; pewnie poszła do toalety, uznał.Wiedząc, że jego odpowiedź dotrze do Harbina dopiero po półgodzinie, rzekł cicho:- Dobra robota.Pilnujcie, żeby się nie wymknął.Jeśli będzie próbował albo ktoś spróbuje go uwolnić, podejmijcie odpowiednie działania.Odpowiednie działania, jak zapewniał Grigor, było eufemistycznym wyrażeniem, które oznaczało: zabić skurwiela, jeśli mrugnie okiem.Humphries zamknął telefon i wsunął go z powrotem do kieszeni.Czuł, jak krew pulsuje mu w uszach; poczuł słony pot na górnej wardze.To koniec, powiedział sobie, próbując się uspokoić.Skończyło się.Dopadłem go, a teraz zdobędę Amandę!Postał chwilę w odległym rogu, gdy tymczasem reszta zajmowała powoli miejsca
[ Pobierz całość w formacie PDF ]
Darmowy hosting zapewnia PRV.PL