[ Pobierz całość w formacie PDF ]
.PóŸniej mo¿e pan to sprawdziæ za pomoc¹ badañpsychiatrycznych, ale teraz niech pan siê oprze na wierze w moje zdrowe zmys³y.Wpl¹ta³am siê w tak¹ g³upi¹ sprawê, ¿e nie dam sobie sama rady i nie wiem, dokogo z tym iœæ.Ratunku!— Niech pani powie pokrótce, o co chodzi — zaproponowa³ major.Nie bardzo wiedzia³am, jak przez to ca³e k³êbowisko szaleñstw przebrn¹æpokrótce, ale wytê¿y³am umys³.— By³am w Kopenhadze.Przez g³upi przypadek, dowiedzia³am siê pewnego drobiazguod cz³owieka, który powiedzia³ swoje i natychmiast umar³ i w ten sposób uczyni³mnie jedyn¹ spadkobierczyni¹ tej wiadomoœci.Rzecz dotyczy likwidacjimiêdzynarodowego gangu przestêpczego, zajmuj¹cego siê nielegalnym hazardem.Nieja ich likwidujê oczywiœcie, tylko Interpol.Mo¿liwe, ¿e pan o tym s³ysza³, boto siê ci¹gnie od zesz³ego roku.— Nie wiem, czy s³ysza³em — powiedzia³ major uprzejmie.— Zorientujê siê, jakpani powie coœ wiêcej.— Interpol zrobi³ nagonkê i chcia³ im skonfiskowaæ mienie.Gang zebra³ do kupyca³¹ forsê z zamiarem ukrycia jej przed w³adzami.W poœpiechu schowali to wjedno miejsce i to jest w³asne to, co mi przez pomy³kê powiedzia³ nieboszczyk.Znam to miejsce.Te bandziory z³apa³y mnie od razu, ¿eby wydoiæ ze mnietajemnicê, ale szczêœliwie uda³o mi siê pods³uchaæ, ¿e potem zamierzaj¹ mniezwyczajnie zabiæ.Sam pan rozumie, ¿e wobec tego nic nie powiedzia³am.Mia³amdoœæ skomplikowane i niemi³e prze¿ycia i stosowano wobec mnie rozmaitepodstêpy.Wobec tego uciek³am i wróci³am do Polski w przekonaniu, ¿e tu bêdê bezpieczna.Tymczasem mam podejrzenia, ¿e i tu tak¿e zaczaili siê na mnie.— Dlaczego nie zwróci³a siê pani do Interpolu jeszcze bêd¹c za granic¹?— Bo siê ba³am.Od razu siê panu przyznam, ¿e dosta³am manii przeœladowczej.Dwa razy nadzia³am siê na fa³szyw¹ policjê, która okaza³a siê cz³onkami gangu wprzebraniu, i nie mia³am chêci na trzeci.Nie mog³am ryzykowaæ.Powiem coœkomuœ z Interpolu, potem siê oka¿e, ¿e to znów przebrany bandzior, po czymdostanê w ciemiê.Trochê za du¿o o nich wiem, znam ich miejsce zamieszkania,jeœli tak to mo¿na nazwaæ, znam ludzi, znam adresy i inne takie.Oni te¿ niemog¹ ryzykowaæ i wcale im siê nie dziwiê, ¿e na mnie dybi¹.Tyle ¿e nie mog¹mnie zabiæ, dopóki nic nie powiem, bo im ca³a forsa przepadnie.Pana znam,wiem, kim pan jest, panu mogê zaufaæ.Oczywiœcie tylko w pewnym stopniu.Major okaza³ lekkie rozbawienie.— Dlaczego tylko w pewnym stopniu? Gdzie siê zaczyna pani nieufnoœæ w stosunkudo mnie?Zawaha³am siê.— Widzi pan… Zdajê sobie sprawê z tego, ¿e to, co mówiê, brzminieprawdopodobnie.Ma pan prawo uwa¿aæ mnie za mitomankê.Musi pan tosprawdziæ, ¿eby móc mi uwierzyæ.Zanim pan mi uwierzy, mo¿e mnie pan trochêzlekcewa¿yæ, mo¿e pan byæ zdania, ¿e ja przesadzam.I dlatego ani do pana, anido nikogo nie wyjdzie z moich ust ani jedno s³owo o tej forsie, dopóki bandanie bêdzie zlikwidowana.Ja sama, prywatnie, nigdy siê o tym nie dowiem, mniemo¿e byle kto oszukaæ.Ja wiem, ¿e póki trzymam jêzyk za zêbami, póty ¿yjê, booni ci¹gle maj¹ nadziejê.Beze mnie tego nie znajd¹.— I czego wobec tego oczekuje pani ode mnie?— Dziœ wieczorem mam rozmawiaæ z jednym facetem, który twierdzi, ¿e jestpracownikiem Interpolu.Bêdzie u mnie.Ja nie wiem, czy mogê mu wierzyæ, i jasiê go nieco bojê.Dzwoni³ z Grandu, mówi³, ¿e przyjecha³ dziœ rano i nazywasiê Gaston Miód…— Jak proszê?!— Pardon.Gaston Lemiel.Przet³umaczy³am sobie, ¿eby ³atwiej zapamiêtaæ.Chcia³am przez pana dotrzeæ do kogoœ, kto siê zajmuje takimi sprawami.Œwiêciewierzê, ¿e policja wszystkich krajów w gruncie rzeczy wspó³dzia³a ze sob¹.Oniz nami i my z nimi te¿.Chcia³am prosiæ o interwencjê.Umówi³am siê z nim nasiódm¹ trzydzieœci.Czy nie mog³oby tak ze dwóch panów w mundurach przyjœæ domnie z wizyt¹ parê minut po ósmej? W razie czego zaprotestowaliby przeciwkoukrêcaniu mi ³ba.Major przyjrza³ mi siê w zamyœleniu, zastanawia³ siê przez chwilê, po czymprzycisn¹³ guzik.— Jest jeszcze pu³kownik? — spyta³ biurka.— Jest, ale zaraz wychodzi — odpar³o biurko damskim g³osem.— Niech pani poprosi, ¿eby zaczeka³ parê minut.Zaraz do niego przyjdê.Pu³kownik by³ uroczym, starszym panem w œrednim wieku.Mia³ opalon¹ twarz iweso³e oczy.Na jego widok od razu zrobi³o mi siê jakoœ l¿ej w œrodku, ale co ztego? W Taorminie nadzia³am siê na mê¿czyznê mego ¿ycia.Powstrzyma³am majora.— Chwileczkê — powiedzia³am stanowczo.— Panie majorze, jak d³ugo pan zna tegopana?Na twarzy pu³kownika ukaza³o siê zaskoczenie.Chcia³ coœ powiedzieæ, ale majormnie zrozumia³.— Muszê policzyæ.Zaraz… Dwadzieœcia dwa lata.— I ten pan pracuje w milicji jak d³ugo?— Dwadzieœcia piêæ lat.Od koñca wojny.— I mo¿e pan za niego rêczyæ?— Jak za siebie.Nawet bardziej.— W porz¹dku.W razie czego moje zw³oki spadn¹ na pañskie sumienie.— Czy pañstwo s¹ trzeŸwi? — spyta³ pu³kownik— Raczej tak — odpar³ major, uœmiechaj¹c siê lekko.— Zaraz pan zrozumie.Panimi tu opowiada dziwne rzeczy, chyba to pana zainteresuje.Uprowadzona wKopenhadze, jakieœ powi¹zania z hazardem, tajemniczy skarb, ukryty przedludzkim okiem…— A! — powiedzia³ pu³kownik i twarz mu siê rozjaœni³a.— To pani?— O, widzê, ¿e pan o mnie s³ysza³! — ucieszy³am siê.— Nawet doœæ du¿o.Có¿ to siê sta³o, ¿e pani do mnie przychodzi? Jest coœnowego?— Nie wiem, co dla pana jest stare — odpar³am.— A przychodzê z proœb¹ o dwóchsilnych panów w pe³nym umundurowaniu.Uzbrojenie by siê te¿ przyda³o.— No to chyba sobie porozmawiamy obszerniej.Dziêkujê, majorze.Rzeczywiœcie,dostarczy³ mi pan du¿ej atrakcji.Chyba wymówi³ to w z³¹ godzinê.Gdyby przewidzia³, ile atrakcji bêdzie mia³dziêki mnie, prawdopodobnie czym prêdzej wyrzuci³by mnie za drzwi.Major po¿egna³ siê i poszed³.Powtórzy³am nieco szczegó³owiej poprzedni¹relacjê.Pu³kownik s³ucha³ w milczeniu.— Po co pani ta wizyta dwóch funkcjonariuszy? — spyta³, kiedy skoñczy³am.— Mapani w domu przecie¿ najlepsz¹ opiekê.Uœmiechn¹³ siê i w oczach mu weso³ob³ysnê³o.— Kogo pan ma na myœli? — spyta³am nieufnie.— Ma³¿onek jest z nami w sta³ym kontakcie
[ Pobierz całość w formacie PDF ]
Darmowy hosting zapewnia PRV.PL