[ Pobierz całość w formacie PDF ]
.- I da³eœ mi po g³owie wazonikiem - przerwa³a mu bezceremonialnie pani Wanda.-Tego to siê po tobie nie spodziewa³am.Stary przyjaciel przecie¿.Wstyd!Konstantynowicz, coraz bardziej zmieszany, pl¹ta³ siê i j¹ka³:- Ale¿ Dziuniu! - zawo³a³.- To nieprawda! To wcale nie tak! Wazonik samzlecia³.No, niezupe³nie.W³aœciwie to ja go str¹ci³em spadaj¹c.Ale przecie¿to by³o naprawdê niechc¹cy!T³umek zebrany przy drzwiach wprost kwicza³ z uciechy.- Oj, coœ mi tu mocno wygl¹da na nocn¹ schadzkê pary seniorów - za¿artowa³Cygan.- Tylko ¿e niezupe³nie udan¹ - zawtórowa³ mu Barcz.- A mo¿e pan Konstantynowicz to w³aœnie ten nasz poszukiwany zbrodniarz? -zastanawia³ siê Styka.- Wpad³ tu wœród nocy niczym demon z rozwianym siwymw³osem.-.z no¿em w zêbach - uzupe³ni³ ze znawstwem Dylik.-.z b³êdnym wzrokiem - doda³ Kardaœ.- Tak! - kontynuowa³ z zapa³em Styka.- Wpad³ do recepcji, by zniszczyæ œladyswych niecnych czynów.- I tu natkn¹³ siê na nieustraszon¹ w³adczyniê schroniska, s³awn¹ Dziuniê -w³¹czy³ siê patetycznym tonem Cygan.- Genialnego detektywa, s³ynnego na ca³eTatry.- I Podhale - uzupe³ni³ W³odkowy.- W³aœnie - mówi³ dalej dramatycznym, scenicznym g³osem Styka.- Natkn¹³ siê izrozumia³, ¿e przegra³, ¿e jest zdemaskowany! Rzuci³ siê z furi¹ i by³bydokona³ swej kolejnej zbrodni, gdyby nie przeszkodzi³ mu w tym nieustraszonymój znakomity przyjaciel, Jacek Dylik, z czekanem w rêku.- Czeœæ mu i chwa³a! - wykrzyknêli zgodnym chórem zebrani, a Dylik wyprê¿y³ siêdumnie.Pani Wanda, nieco oszo³omiona, s³ucha³a z pocz¹tku spokojnie tej parodii, alepo pewnym czasie cia³em jej wstrz¹saæ zaczê³y jakieœ dziwne drgawki.Parsknê³awreszcie œmiechem, lecz po chwili odezwa³a siê ju¿ swym normalnym, niecogderliwym i w³adczym tonem:- Milczeæ, smarkacze! Patrzcie, jak to siê rozzuchwalili! Jazda natychmiastspaæ i niech tylko siê jutro któryœ odwa¿y coœ wspomnieæ na ten temat.Œni³osiê wam.Rozumiecie?!- Bez obawy, pani Wando - zapewni³ szarmanckim tonem Sawicki.- To sprawahonorowa.Autorytet szefowej musi byæ zachowany.Bêdziemy milczeæ jak sfinksy.- Oczywiœcie - przytaknêli zgodnym chórem pozostali.- No! - powiedzia³a pani Wanda znacz¹co i ju¿ ca³kowicie rozpogodzona poprawi³anieco garderobê i zwróci³a siê do Konstantynowi cza ze s³owami: - ChodŸmy,Zbyszku, do mnie.Za powa¿ni jesteœmy, aby wystawiaæ siê na poœmiewisko tychnieokrzesanych pawianów.Zaraz zaparzê kawy, napijemy siê i powoli przyjdziemydo siebie.Za starzy ju¿ jesteœmy na tego typu emocje.A ty, Dylik, coszczerzysz zêby? Jazda spaæ! Ale ju¿!Przybrawszy majestatyczn¹ minê, z powag¹, na jak¹ tylko pozwala³ jej nocnystrój, pani Wanda uj¹wszy za rêkê oszo³omionego jeszcze zajœciamiKonstantynowicza wysz³a z recepcji, sp³ynê³a po schodach i po chwili zniknêlioboje za drzwiami prowadz¹cymi do sali jadalnej.- Ale to by³, kurwa, cyrk! - wykrzykn¹³ z podziwem w g³osie Dylik.- Jeszcze tutakiego nie by³o - doda³ z przekonaniem.- Tak, masz racjê - zawtórowa³ mu Styka.- Wygl¹da³o to zupe³nie jak fragmentszekspirowskiego dramatu.No, powiedzmy w swej pocz¹tkowej fazie rozwoju -uzupe³ni³.- Teraz to i ja myœlê, ¿e Jacek ma racjê i ty, Styka, bêdziesz siê jeszczewspinaæ - powiedzia³ krztusz¹c siê ze œmiechu Barcz.- Okazuje siê, ¿e niejesteœ ostatni, jak coœ siê dzieje.Styka sk³oni³ siê przed nim.- Mi³o mi.- Biedny Konstantynowicz - powiedzia³ ze œmiechem Karski, który do widzów tegospektaklu do³¹czy³ nieco póŸniej.- Trochê mi go ¿al.By³ taki nieszczêœliwy,zak³opotany.- Nie ¿a³uj go, Adam - powiedzia³ Sawicki.- Jutro bêdzie pierwszy z nas¿artowaæ na ten temat.Nie chcê i trzech groszy daæ, ¿e teraz nie zaœmiewaj¹siê oboje z Dziuni¹ do ³ez.Czy ty wiesz, ¿e Konstantynowicz by³ w m³odoœcinajwiêkszym kawalarzem wœród taterników?- Krucafuks! To mi siê widzia³o - powiedzia³ przed drzwiami dy¿urki W³odkowy.-Takie wypadki mogom byæ co noc.- No, nie przesadzaj - rozeœmia³ siê Cygan.- Dziunia by nie wytrzyma³a.Rozdzia³ XIObudzi³a go niezwyk³a cisza.W pierwszej chwili nie bardzo zdawa³ sobie sprawêz tego, gdzie jest i co siê z nim dzieje.W koñcu przez resztki sennegootumanienia dotar³a do niego œwiadomoœæ, ¿e za oknami ju¿ nie wyje halny, ¿epotworna, od dwóch dni trwaj¹ca kurniawa skoñczy³a siê nareszcie.Le¿a³ jeszcze chwilê bez ruchu, rozkoszuj¹c siê t¹ wspania³¹ cisz¹, wreszciejednak przetar³ oczy i siad³ energicznie na ³Ã³¿ku.W pokoju widno ju¿ by³oprawie zupe³nie.Przez oszronione szyby s¹czy³y siê przeb³yski wschodz¹cegos³oñca.Zerkn¹³ na zegarek.Dochodzi³a siódma.Popatrzy³ jeszcze raz w okno, abyupewniæ siê, ¿e nie œni, ¿e naprawdê za oknami wstaje pogodny dzieñ ipotrz¹sn¹³ energicznie za ramiê œpi¹cego obok Barcza.- Wstawaj, stary! Halny siê skoñczy³!Barcz przeci¹gn¹³ siê leniwie, ziewn¹³ potê¿nie, a potem uniós³szy nieco g³owêznad poduszki i przecieraj¹c zaspane oczy zamrucza³ flegmatycznie:- Czego siê tak drzesz? Wielkie rzeczy.Skoñczy³ siê, bo musia³ siê kiedyœskoñczyæ.S³yszê to i bez ciebie.- Gówno s³yszysz - rozleg³ siê ode drzwi ochryp³y bas Dylika.- Jest przecie¿absolutna cisza.- A ten truciciel sk¹d siê tu znowu przypêta³? - zawo³a³ rozbudzony g³oœn¹rozmow¹ Cygan.- Nawet nie przypuszcza³em, ¿e z ciebie taki filozof.Jakiepilne sprawy przywiod³y ciê do nas o tak wczesnej porze?- Rzeczywiœcie - popar³ go Sawicki.- Jak¹ sprawê masz do nas z samego rana?- Przyszed³em was wytargaæ z betów - odpowiedzia³ Dylik dziarsko.- Pogoda siêrobi.S³oñce ju¿ przebija siê przez chmury.Warto by chyba zacz¹æ dzionek odpo¿ytecznej pracy.Proponujê akcjê oczyszczania ze œniegu placu przedschroniskiem.Co wy na to?Sawicki skin¹³ energicznie g³ow¹.- Œwietny pomys³! - zawo³a³.- Ju¿ wstajê! Myœlê, ¿e Zygmunt i Witek przy³¹cz¹siê do akcji.IdŸ poderwij resztê.Dylik wykrzywi³ siê pogardliwie i pr꿹c siê dumnie powiedzia³:- Ju¿ ich dawno poderwa³em.Do was zaszed³em na koñcu.Nawet mój nowyprzyjaciel Styka te¿ bêdzie pomaga³.- A pyta³eœ go, czy lubi piwo? - zapyta³ z³oœliwie siê uœmiechaj¹c Cygan.- Bojak nie, to przyjaŸñ wasza bêdzie niepe³na.- Ty to, kurwa, nie mo¿esz, ¿eby komuœ jakiejœ szpili nie wsadziæ.Ju¿ takimasz wredny charakter - powiedzia³ bez z³oœci Dylik i doda³: - A piwo lubi,pyta³em.- No to wierzê w wasz¹ dozgonn¹ przyjaŸñ - rozeœmia³ siê Barcz.Wszyscy trzej nie mówi¹c ju¿ nic wiêcej zaczêli siê pospiesznie ubieraæ.Pomys³Dylika ka¿demu z nich przypad³ do gustu
[ Pobierz całość w formacie PDF ]
Darmowy hosting zapewnia PRV.PL