[ Pobierz całość w formacie PDF ]
.Jim nigdy nie móg³ poj¹æ, dlaczego ci ludzie czasem œmiertelnie obawiali siêchoæby wspomnieæ o takich istotach, a innym razem zawziêcie o nich plotkowali.Mo¿e czegoœ nie rozumia³? Tak jak nazywania dziwnych odg³osów „nawo³ywaniami”,co prawdopodobnie oznacza³o, ¿e gdybyœ g³oœno wypowiedzia³ imiê takiegostworzenia, mog³oby przyjœæ.I dopaœæ ciê.Jim przez moment siê zaniepokoi³, ¿e sir John, który by³ bardziej inteligentnyod niemal wszystkich innych ludzi napotkanych w tym czternastym wieku, mo¿e siêpoczuæ ura¿ony szorstk¹ odpowiedzi¹.Zerkn¹³ na rycerza i stwierdzi³, ¿e tenwygl¹da na zadowolonego.Wyszli na zewn¹trz i ponownie do³¹czyli do Angie.Okaza³o siê, ¿e zd¹¿y³a ju¿ odes³aæ May Heather do gotowalni, Toma do kuchni,a pozosta³ych – po zrobieniu krótkiego i gniewnego wyk³adu na tematzaniedbywania obowi¹zków i gapienia siê na parê walcz¹cych dzieciaków –z powrotem do pracy.Dziedziniec szybko opustosza³.We troje ruszyli w stronê wielkiej sali.Po drodze Jim opowiedzia³ Angieo dziurze w pod³odze kuchni i tajemniczym zapchaniu komina ziemi¹.– Zastanawiam siê, czy zbiegli siê tu wszyscy s³udzy z ca³ego zamku? – mrukn¹³.Mia³ to byæ ¿art, ale Angie poblad³a.– Jeœli na zamku jest coœ, czego nie powinno tu byæ.– zaczê³a z przera¿on¹min¹.– Je¿eli zostawi³a dziecko samo, zabijê j¹! – Podbieg³a do drzwii zniknê³a za nimi.– Czy grozi nam jakieœ niebezpieczeñstwo? – zapyta³ sir John z ¿ywymzainteresowaniem.Jego g³os bardzo przypomnia³ g³os Briana, kiedy wygl¹da³o nato, ¿e czeka ich walka.Nagle Jim zrozumia³ przyczynê zdenerwowania Angie.– Proszê mi wybaczyæ, sir Johnie – rzek³ i pobieg³ za ¿on¹.Jednak sir John pobieg³ za nim.Chocia¿ starszy od niego, rycerz by³ w równiedobrej formie jak Jim.Przemknêli przez wielk¹ salê i gotowalniê, mijaj¹cochmistrzyniê, surowo karc¹c¹ May Heather, która ju¿ zd¹¿y³a siê umyæi ogarn¹æ.–.czy to te¿ twoja wina? – pyta³a surowo Gwynneth Plyseth, odwracaj¹c oczyod zdumiewaj¹cego widoku, jakim byli dwaj biegn¹cy – biegn¹cy – przezgotowalniê rycerze.– Och nie, proszê pani – powiedzia³a May Heather z wyrazem absolutnejniewinnoœci na œwie¿o umytej twarzy.– Ja tylko trochê posprzecza³am siêz Tomem.Na schodach Jim trochê zwolni³.Biegn¹cy za nim sir John równie¿, chocia¿s¹dz¹c po równym oddechu, zrobi³ to raczej z grzecznoœci.By³o to ca³kiemzrozumia³e, gdy¿ tacy ludzie jak sir John i Brian, nie mówi¹c ju¿ o s³u¿bie,prowadzili niezwykle aktywne ¿ycie, codziennie wykonuj¹c czynnoœci wymagaj¹ceu¿ycia wszystkich si³.Mimo to – jako by³y as uniwersyteckiej dru¿ynykoszykówki – Jim lekko zirytowa³ siê, widz¹c, ¿e rycerz w œrednim wiekuuprzejmie zwalnia, ¿eby go nie wyprzedziæ.Dogonili Angie w sam¹ porê, ¿eby zobaczyæ, jak ³omocze w drzwi do pokojuRoberta Falona i krzyczy do piastunki:– Otwieraj! To ja! Lady Angela! Otwórz, mówiê!Zza drzwi dolecia³a piskliwa i niezrozumia³a odpowiedŸ, ale po chwili da³o siês³yszeæ szuranie jakiegoœ ciê¿kiego przedmiotu, a potem szczêk rygla.Drzwiotworzy³y siê i ukaza³a siê w nich wystraszona twarz dziewiêtnastoletniejpiastunki.Angie odepchnê³a j¹ i podbieg³a do ko³yski.Zatrzyma³a siê i wyda³ag³oœne westchnienie ulgi.– Nic mu siê nie sta³o – powiedzia³a.Przez chwilê posapywa³a, a potemodwróci³a siê do opiekunki.Dziewczyna cofnê³a siê o krok, wpadaj¹c na Jima,który wraz z sir Johnem równie¿ wszed³ ju¿ do komnaty.– P-przepraszam, milordzie – jêknê³a, a potem odwróci³a siê do Angie i upad³aprzed ni¹ na kolana.– Wybacz, milady! Tak siê przestraszy³am!– Przestraszy³aœ? Czego? Odpowiadaj!– Coœ próbowa³o tu wejœæ! – wyjêcza³a piastunka.– Zamknê³am drzwi, tak jakzawsze kaza³aœ mi to robiæ, pani.Kiedy nie mog³o wejœæ, zaczê³o ³omotaæw drzwi.Zawo³a³am: „Kto tam?!”, ale nie us³ysza³am ¿adnej odpowiedzi.Tylko to³omotanie.Dlatego zastawi³am drzwi wszystkim, co by³o w komnacie, opróczko³yski! Potem sama siê o nie opar³am.Kiedy milady zaczê³a pukaæ i wo³aæ,myœla³am, ¿e to wróci³o!Jim i sir John ju¿ ogl¹dali zewnêtrzny panel drzwi, które zrobiono z grubych,co najmniej trzycentymetrowych desek.Zdumiewaj¹ce, ale dostrzegli na nichwg³êbienia – nie wokó³ klamki, lecz na jej wysokoœci, mniej wiêcej poœrodkudrzwi.– Bêdzie pan ³askaw wyjœæ ze mn¹ na korytarz, sir Johnie – rzek³ ponuro Jim.–Zamierzam rzuciæ zaklêcie na ten pokój.Sir John wyszed³ za nim z komnaty.– Zaklêcie? – powtórzy³.– Ochronny czar, sir Johnie – rzek³ Jim.Na dŸwiêk s³owa „czar” sir John cofn¹³ siê a¿ pod œcianê.Jim wycelowa³ palecw kierunku drzwi.Jeszcze niedawno musia³by wymówiæ rymowane zaklêcie, aby rzuciæ ochronny czarna pokój Roberta.Ostatnio nauczy³ siê ju¿ tworzyæ w myœlach obraz tego, cochcia³ osi¹gn¹æ.Widzia³ to teraz, jakby niewidzialne srebrzyste nitkiprzenikaj¹ce kamieñ, drewno i powietrze.Przez moment wodzi³ palcemw powietrzu.– Niechaj nikt spoza zamku nie wejdzie przez te drzwi ani okno – powiedzia³nitkom.– Chyba ¿e wprowadzony przez lady Angelê lub przeze mnie.Odwróci³ siê z powrotem do sir Johna i na jego obliczu nie dostrzeg³ ani œladustrachu.Wiedzia³ jednak, ¿e John Chandos jest najniebezpieczniejszy wtedy,kiedy jego twarz jest ca³kowicie pozbawiona wyrazu – a tak by³o teraz.– Za³atwione, sir Johnie – powiedzia³ jak najspokojniej.Potem zawo³a³ przezotwarte drzwi: – Wszystko w porz¹dku, Angie! Zabezpieczy³em pokój.Nic niewejdzie przez te drzwi i okno.Matyldo, jesteœ ju¿ bezpieczna, ale niech tedrzwi zawsze bêd¹ zamkniête.Angie, nie ma powodu do obaw.Mo¿e pójdziesz nadó³ z sir Johnem i ze mn¹?– B³agam o wybaczenie, sir Jamesie – rzek³ Chandos.– Zwa¿ywszy, ¿e ju¿zjedliœmy wieczerzê, a rano si¹dziemy na koñ, s¹dzê, i¿ powinienem udaæ siê ju¿do mojej komnaty, jeœli zechcesz przywo³aæ s³ugê, który poka¿e mi drogê.Z pewnoœci¹ zechcesz tak¿e poczyniæ przygotowania do drogi i nie w¹tpiê, ¿e tyte¿ zechcesz jak najwczeœniej udaæ siê na spoczynek.– Och, oczywiœcie, sir Johnie – odpar³ z przygnêbieniem Jim.Chocia¿ Chandosmówi³, ¿e chcia³by wyjechaæ ju¿ jutro, nie spodziewa³ siê, ¿e wyrusz¹ takwczeœnie.– Twoja komnata znajduje siê piêtro ni¿ej, milordzie – doda³.– Sam wska¿ê cidrogê.Odprowadziwszy szacownego goœcia do najlepszego pokoju goœcinnego, Jim wróci³do s³onecznego pokoju i zasta³ Angie szykuj¹c¹ mu podró¿ne ubrania.W milczeniuzacz¹³ jej pomagaæ.Sir John z pewnoœci¹ wyrazi zgodê na zabranie jucznegokonia, który poniesie dodatkowe baga¿e.Po kilku wyprawach z Brianemi Dafyddem, Jim nauczy³ siê zabieraæ jak najwiêcej rzeczy.W myœlach zacz¹³ uk³adaæ plany.Sir John bêdzie musia³ równie¿ zezwoliæ mu nazabranie giermka jako ordynansa.nie, po namyœle doszed³ do wniosku, ¿e tonie by³oby rozs¹dne.Jego giermek Theoluf by³ jedynym doœwiadczonym ¿o³nierzemw Malencontri, a w razie powa¿nych k³opotów zbrojni bêd¹ potrzebowali dowódcy
[ Pobierz całość w formacie PDF ]
Darmowy hosting zapewnia PRV.PL