[ Pobierz całość w formacie PDF ]
.Le¿a³em w starej króliczejklatce.Raz dziennie Przepiórka albo Ewka przynosili mi coœ do jedzenia.Czasami Ewka zjawia³a siê tak¿e wieczorem, ale widz¹c, w jakim jestem stanie,odchodzi³a bez s³owa.Pewnego razu Anulka, dowiedziawszy siê, od czego zaniemog³em, przynios³a ¿ywegokreta.Rozerwa³a go na moich oczach i przy³o¿y³a trupka do mojego podbrzusza, apotem trzyma³a tak, dopóki zupe³nie nie ostyg³.Nie mia³a w¹tpliwoœci, ¿e potej kuracji wnet powrócê do zdrowia.Brakowa³o mi towarzystwa Ewki, jej ciep³a, dotyku, uœmiechu.Chcia³emwyzdrowieæ jak najprêdzej, ale sama ochota nie wystarcza³a.Kiedy usi³owa³emwstaæ, parali¿owa³ mnie przeraŸliwy ból brzucha, który trwa³ kilka minut.Wyczo³giwanie siê z klatki, ¿eby oddaæ mocz, by³o tak straszliw¹ mêczarni¹, ¿eczêsto rezygnowa³em i za³atwia³em siê pod siebie.Wreszcie zajrza³ i Makar, który zagrozi³, ¿e jeœli w ci¹gu dwóch dni nie wrócêdo pracy, odda mnie ch³opom.Wybieraj¹ siê w³aœnie z dostaw¹ na stacjê, wiêcprzy okazji chêtnie przeka¿¹ mnie niemieckiej ¿andarmerii.Zacz¹³em chodziæ.Nogi ugina³y siê pode mn¹ i szybko siê mêczy³em.Pewnego wieczoru us³ysza³em w obejœciu ha³asy.Przy³o¿y³em oko do szparymiêdzy deskami.Zobaczy³em, jak Przepiórka prowadzi koz³a do ojcowskiej izby, oœwietlonej tylkonik³ym œwiat³em lampy naftowej.Koz³a rzadko wypuszczano z komórki.By³a to wielka, cuchn¹ca bestia, dzika inie lêkaj¹ca siê nikogo.Nawet Dydko wola³ nie wchodziæ mu w drogê.Kozio³atakowa³ kury i indyczki, tryka³ ³bem w p³oty i pnie drzew.Kiedyœ pogoni³ zamn¹, ale ukry³em siê poœród króliczych klatek i w koñcu Przepiórka go zabra³.Zaintrygowany t¹ dziwn¹ wizyt¹ u Makara, wspi¹³em siê na dach szopy, aby lepiejwidzieæ wnêtrze izby.Wkrótce wesz³a Ewka, owiniêta przeœcierad³em.Makarpodszed³ do koz³a i brzozow¹ witk¹ zacz¹³ go g³adziæ po podbrzuszu.Nastêpnie,kilkoma lekkimi uderzeniami witki, zmusi³ bestiê, by stanê³a przednimi nogamina niskiej pó³ce.Ewka zrzuci³a przeœcierad³o; ujrza³em ze zgroz¹, ¿e jestnaga.Wsunê³a siê pod capa, przywieraj¹c do niego jak do mê¿czyzny.Makar copewien czas odpycha³ j¹ na bok i jeszcze bardziej podnieca³ koz³a.Po chwiliznów zaczyna³a spó³kowaæ ze zwierzêciem, obejmuj¹c je namiêtnie i poruszaj¹cenergicznie biodrami.Coœ we mnie pêk³o.Moje myœli rozsypa³y siê i pot³uk³y na drobne kawa³kipodobne do skorup rozbitego dzbana.Czu³em siê pusty jak rybi pêcherz,dziurawiony raz po raz, który zapada siê w g³êbok¹, mulist¹ wodê.Nagle ca³y ci¹g wypadków wyda³ mi siê jasny i oczywisty.Zrozumia³empowiedzenie, jakie czêsto s³ysza³em w odniesieniu do ludzi, którym powodzi³osiê w ¿yciu: „S¹ w zmowie z diab³em”.Wieœniacy wci¹¿ oskar¿ali siê nawzajem o korzystanie z pomocy ró¿nych czortów,takich jak Lucyfer, Belzebub, Asmodeusz, Belfegor i wielu innych.Jeœli si³ypiekielne by³y tak skore do pomagania wieœniakom, zapewne czai³y siê wokó³ka¿dego, czekaj¹c na najmniejszy œlad zachêty lub moment s³aboœci.Próbowa³em sobie wyobraziæ, jak dzia³aj¹ z³e moce.Umys³y i dusze ludzkie sta³yprzed nimi otworem jak zaorane pole; diab³y mog³y siaæ bez przeszkód swojejadowite ziarno.Jeœli pada³o na podatny grunt i wypuszcza³o kie³ki,proponowa³y nieograniczon¹ pomoc, pod warunkiem ¿e bêdzie u¿yta w celachegoistycznych i na szkodê innym.Od chwili podpisania paktu z Szatanem, imwiêcej bólu, utrapieñ, krzywd i goryczy cz³owiek sprowadza³ na bliŸnich, tymwiêkszych sam móg³ oczekiwaæ korzyœci.Jeœli jednak wzdraga³ siê przedgnêbieniem s¹siadów i znajomych, jeœli ulega³ takim uczuciom jak mi³oœæ,przyjaŸñ czy litoœæ, wówczas natychmiast traci³ si³y, a jego w³asne ¿yciemusia³o wch³on¹æ cierpienia i pora¿ki, jakich oszczêdza³ innym.Istoty zamieszkuj¹ce duszê ludzk¹ studiowa³y pilnie nie tylko ka¿dy postêpekcz³owieka, ale tak¿e jego pobudki i myœli.Najwa¿niejsze by³o, aby œwiadomieczyni³ z³o, radowa³ siê cudz¹ krzywd¹, pielêgnowa³ diabelsk¹ moc dan¹ mu przezSzatana i u¿ywa³ jej tak, aby szerzyæ nieszczêœcie i boleœæ.Ci, w których takie namiêtnoœci, jak nienawiœæ, chciwoœæ, pragnienie zemstyalbo upodobanie do zadawania tortur gorza³y z prawdziw¹ moc¹, ubijali zczortami doskona³y interes.Inni, zagubieni, niepewni swoich celów, pl¹cz¹cysiê miêdzy kl¹tw¹ a modlitw¹, karczm¹ a koœcio³em, borykali siê z ¿yciemsamotnie, bez pomocy ze strony Boga lub Szatana.Dot¹d nale¿a³em do tych drugich.By³em z³y na siebie, ¿e tak d³ugo niedostrzega³em prawdziwych praw rz¹dz¹cych œwiatem.Przecie¿ Szatan niew¹tpliwiezg³asza³ siê najpierw do tych, którzy sami objawiali nienawiœæ i chêæ czynieniaz³a.Cz³owiek, który zaprzeda³ siê Diab³u, do koñca ¿ycia pozostawa³ w jego mocy.Odczasu do czasu musia³ wykazywaæ siê coraz wiêksz¹ liczb¹ nieprawoœci.Skalaocen by³a jednak ró¿na.Czyn krzywdz¹cy jedn¹ osobê mia³, oczywiœcie, mniejsz¹wartoœæ, ni¿ ten, który szkodzi³ wielu.Liczy³y siê równie¿ nastêpstwapope³nionego ³ajdactwa.Zniszczenie ¿ycia m³odemu ch³opakowi stanowi³owa¿niejsze osi¹gniêcie ni¿ z³amanie starca stoj¹cego nad grobem
[ Pobierz całość w formacie PDF ]
Darmowy hosting zapewnia PRV.PL