[ Pobierz całość w formacie PDF ]
.– certowała się Śmierć.To już była wyraźna kokieteria.– Jean, przynieś butelkę! To co? Za znajomość?– Suuuchaj, land.grafie! Nieee, nie patszz na nią, posuuchaj mnie.Myyźlisz, że mnie ktooź lubi? Nikt! A jak mnie wzywaają jak przywołuują.Śmierci, przybywaj! Chcą umrzeć! Dajcie mi umrzeć w spokoju! I co? Łżą! Wszyscy łżą jak psy! Ja do nich przychodzę, a oni się dziwią.Oczy wytrzeszczają, że niby wcale nie wzywali.A co ja jestem? Ślusarz? O! Ty mi powiesz prawdę! Boisz się mnie?– Tak.– Czknąłem szczerze.– Czyli szanujesz.– Śmierć wyglądała na zadowoloną.- I ja ciebie szanuję! Ludzie wszędzie umierają, i tutaj, i w twoim świecie.Ja też muszę być wszędzie! I tu, i tam, i ówdzie.Jean! Coś się tak zasłuchał? Polewaj!Buldożer posłusznie odkorkował trzecią, ostatnią już, butelkę.I ja, i Śmierć i tak byliśmy już ululani, za przeproszeniem, w trupa.Początkowo próbowałem się kontrolować, ale starucha nie miała zamiaru pić sama.Mój giermek, sztywny ze strachu, sprawnie napełniał nasze kubki.W ciągu półtoragodzinnej rozmowy dowiedziałem się jednego – Śmierć nie odda nam Lii.– No, nie mogę! Nie mogę! Nawet mnie nie proś.uwierz mi, że tobie oddałabym bez gadania, ale nie mogę! To nie leży w moich kon.kom.petencjach.– A w czyich? Proszę mi powiedzieć, w czyich? Pójdę i poproszę.– Powiem.powiem.potem.– Śmierć poufale objęła mnie za ramiona i dysząc w twarz alkoholem wskazała palcem Buldożera.– A ten czemu nie pije?– Bo.– Zamyśliłem się głęboko i na długo.– Bo jemu.tego.zdrowie mu nie pozwala!– A, wrzodowiec – Śmierć skinęła ze zrozumieniem.– Umrze zdrowszy.Zabawne, co? Cha, cha, cha.– Bardzo zabawne.Zostawisz mi go?– A bierz sobie! – Śmierć zrobiła szeroki gest dłonią.– Na co mi on? Mogę mieć nie takich.Ale dziewczyny nie oddam.nie mogę! Landgrafie! Zaśpiewajmy coś!I zaśpiewaliśmy.Potem piliśmy, potem znów śpiewaliśmy, potem piliśmy i śpiewaliśmy, a potem już tylko piliśmy, ponieważ śpiewać nie byliśmy w stanie.Język odmówił posłuszeństwa.Wydawało mi się, że wszystkie naturalne płyny mojego ciała zostały zastąpione przez alkohol.Z ogromnym trudem podtrzymywałem w mózgu ostatnie okruchy świadomości i ciągle dopytywałem, jak odzyskać Liję.Kto za to odpowiada? W czyjej to gestii? Nie udało mi się zbyt wiele dowiedzieć.Śmierć zawsze dokładnie wie, kogo i kiedy powinna zabrać, ale nie decyduje o tym sama, wskazówki otrzymuje z góry.Każdy człowiek ma swój czas i swój cel przebywania na Ziemi, i wyglądało na to, że czas życia naszej przyjaciółki upłynął, a cel został osiągnięty.Nie ma się o co spierać, z panem Bogiem przecież się kłócił nie będę! Ale ciągle nie mogłem pozbyć się wrażenia, że gdzieś tam zaszła pomyłka, przykre nieporozumienie.W przeciwnym razie wszystko traciło sens.Rycerz nie może istnieć bez swojego pazia! Zaraz, ja chyba bredzę! To wszystko z rozpaczy.Po prostu nie wyobrażałem sobie dalszej drogi bez tej dziewczyny.Niebezpieczeństwa i ciężkie próby, śmiech i łzy, radości i smutki tak nas ze sobą związały, że nawet oddychaliśmy unisono.Owszem, krzyczałem na nią i nadal będę krzyczał.Chociaż nie, teraz już nie będę.Ja i Buldożer zostaliśmy sierotami.– A jeśli ja.jeśli sam.sam po nią pójdę?– Sam? Coś ty, pijany?Uczciwie skinąłem głową.Pijany, i to jeszcze jak!– Ci, co umierają, odchodzą w Mrok.Tam jest tak ciemno, tak ciemno jak.sama nie wiem.Tam panuje taki mrok.Nie idź tam!– Pójdę!– Daj spokój! Polubiłam cię.Nie idź!– Pójdę! I to już.zaraz.tylko wstanę.– Uważaj, landgrafie.Uprzedzałam cię.Żebyś potem nie mówił, że nie uprzedzałam.Słuchaj uważnie: jest góra.O, tu! A tu jaskinia.Głęboooka! Na jej dnie jest i raj, i niebo, no, coś w rodzaju rozprze.rozpier.rozdzielnika.Gdybyś był kiedyś w tych stronach, zapraszam!– A wtedy mi ją oddadzą?Kto ich tam wie.Przez cały ten czas jeden Orfeusz.i on też.taki niby zakochany.– Śmierć przywołała Jeana, wstała z jego pomocą i kołysząc kosą, podeszła do Lii.Myślałem, że Śmierć zachwieje się i upadnie, ale staruszka trzymała się dzielnie.Przez głowę przemknęła mi pewna nikczemna myśl: oceniłem odległość i wyciągnąłem ręką po miecz.A potem oprzytomniałem.No nie, przecież nie będą walił kościstej babuleńki w łysy czerep, w dodatku tuż po przyjacielskiej popijawie! Tym bardziej za coś, czemu właściwie nie jest winna.Śmierć wzięła Liję za rękę, odwróciła się ostatni raz i popatrzyła na mnie absolutnie trzeźwym spojrzeniem.– Nie jesteś głupi, landgrafie! Widziałam, jak sięgałeś po broń, ale zrobiło ci się wstyd.jesteś przecież rycerzem! Sława lorda Osiernicy dociera wszędzie! Nazywają cię obrońcą czci i szlachetności, a także orędownikiem niewinnie skrzywdzonych.Twoje życie jest niczym kropla rosy na liściu: jedna chwila i kropla spadnie w niebyt.albo wyparuje ku słońcu.Cóż, żegnaj, lordzie Osiernico, obrońco i orędowniku, trzynasty landgrafie Miecza Bez Imienia.Życzę ci, żebyśmy się więcej nie widywali.Chociaż coś mi się wydaje, że jeszcze kiedyś się napijemy.Lija zniknęła, a starucha z wyszczerbioną kosą na ramieniu rozpłynęła się w powietrzu.Jean płakał, kryjąc twarz w moim płaszczu, a ja patrzyłem tępo w ogień, póki ognisko nie zaczęło dogasać.Myślałem krótkimi obrazami.Lija.Mrok.Góra.Jaskinia.Znowu Lija.Łzy ściskały mi gardło, ale tym razem nie mogłem pozwolić sobie nawet na chwilę słabości.– Jean!– Tak, milordzie.– Dość tej żałoby, mamy za dużo spraw do załatwienia.Zaraz wytrzeźwieję i ruszamy.– Dokąd?– Po Liję.Myślisz, że ją tak zostawię? Musimy znaleźć tę górę, jaskinię i wejście w Mrok.– Lordzie Osiernico, przecież nie wiemy nawet w przybliżeniu, w jakim to kierunku! Ale i tak pójdę za wami jak wierny pies, a jeśli stchórzę, zabijcie mnie jak kundla!– Zabawna gra słów.– Uśmiechnąłem się.– Ale masz rację, potrzebny nam przewodnik.Kto może znać drogę do świata pozagrobowego?– Jakaś siła nieczysta? – zasugerował mój giermek.– To logiczne.– Wprawdzie nie znaliśmy zbyt wielu sił nieczystych, ale.– Weronika! – wrzasnęliśmy jednym głosem.Czarnowłosa wiedźma z Cichej Przystani, którą uratowałem przed stosem, już dwa razy ocaliła mi życie.Jest wprawdzie młoda, niedoświadczona i niedouczona, ale ma to nawet pewien urok.Najważniejsze, że Weronika nas lubi i nigdy nie zastanawia się zbyt długo, gdy trzeba działać
[ Pobierz całość w formacie PDF ]
Darmowy hosting zapewnia PRV.PL