[ Pobierz całość w formacie PDF ]
.Porwana zapałem armia paaluańska - na smokach, skoczkach i pieszo - wyszła z obozu.Gdy tylko znaleźli się poza wałami, Yurog rzucił zaklęcie chłodu.Z góry powiał lodowaty wiatr.Nie tylko popsuł szyki nagim ludożercom, lecz także sprawił, że smoki zaczęły się coraz wolniej poruszać, aż wreszcie zatrzymały się jak mechaniczne zabawki, w których sprężyny rozkręciły się do końca.Wyglądały jak szare, kamienne posągi rozrzucone po całej równinie, niektóre zamarły w połowie kroku, z jedną nogą uniesioną w powietrzu.Wtedy przez wzniesienia rozdzielające oba obozy przeszła reszta armii Hruntingów, z wielkim oddziałem mamutów w środku.Zimno nie było żadną przeszkodą dla Shvenitów w futrach i kożuchach z owczych skór, a tym bardziej dla mamutów pokrytych długim włosem.W tym czasie Zolonowie weszli do niemal całkiem pustego obozu Paaluańczyków, wymiatając paru kanibali, którzy się w nim jeszcze znajdowali.Następnie żeglarze przeszli przez główną bramę, by uderzyć na wroga od tyłu.Lecz ludożercy, mimo dziwnych zwyczajów, byli wyjątkowymi wojownikami.Ich smoki mogły zostać unieruchomione, kawaleria na skoczkach mogła ulec rozproszeniu jak plewy, ciała mogły pokrywać całą równinę, a tych, co jeszcze żyli, mogły otaczać przeważające siły wroga.Mimo to ci, którzy przeżyli, sformowali rozległy kwadrat z pustą przestrzenią w środku, najeżony pikami ze wszystkich stron, i bronili się zajadle.Z wnętrza kwadratu łucznicy wypuszczali jedną po drugiej strzały, a oszczepnicy rzucali dzirytami.Odpierali atak po ataku, nieważne - piechurów, konnicy czy mamutów.Po każdym ataku przed nieruchomymi rzędami pikinierów pozostawały coraz większe sterty ciał.Wokół kwadratu uwijali się na koniach łucznicy z armii Hruntingów, szyjąc strzałami w gęste szeregi, lecz gdy któryś z Paałuańczyków upadł, jego towarzysze z tyłu natychmiast wypełniali lukę.Zdziwiłem się, że pierwsza szarża mamutów nie przeszła przez kanibali i nie rozproszyła ich, lecz później dowiedziałem się, jak sobie z nią poradzili.Gdy włochate potwory powłócząc nogami szły przed siebie, niosąc na barkach skórzane osłony mające je zabezpieczyć przed cięciami mieczy, paaluańscy czarownicy wysłali przeciwko nim ułudy latających potworów.Przerażone mamuty zawróciły, piszcząc i trzęsąc się ze strachu.Stojący na wieży obok mnie admirał Diodis cały czas na przemian to przeklinał, to się modlił.Gońcy wpadali i wypadali.Rozkazy admirała brzmiały bardzo chaotycznie.- Każ kapitanowi Furio, by przerzucił ludzi z lewego skrzydła na prawe!- Zevatasie, królu bogów, pomóż swym wdzięcznym wyznawcom.- Na mosiężny zadek Vaisusa, bliżej! Na nich, nie będą mogli użyć pik!- O Frando, matko bogów!- Powiedz kapitanowi Omphes, żeby się żwawiej ruszał, jeśli nie chce później dyndać.* * *W pewnym momencie nadciągnęła jeszcze jedna armia.Tworzyli ją wychudzeni, bladzi ludzie z Ir.Przebiegli truchtem przez paaluańskie obozowisko, minęli naszą wieżę i wybiegli na pole bitwy.Ich trąbki ostrzegły Zolonów, by zrobili przejście.Gdy ci rozstąpili się, Iriańczycy wpadli w lukę nie przerywając biegu.Iriańczycy uderzyli na kwadrat z taką furią, że nic nie mogło ich powstrzymać.Ludzie wspinali się po ciałach swych towarzyszy, byle tylko dorwać wroga.Gdy połamali dzidy, walczyli mieczami, gdy stracili miecze, złapali za sztylety, gdy i tych zabrakło, drapali paznokciami i gryźli.W mgnieniu oka przerwali kwadrat i wlali się do środka, zabijając Paaluańczyków od tyłu.W tym samym czasie wreszcie powiodła się druga szarża mamutów.Czarownicy w środku kwadratu byli nazbyt zajęci mającą tam miejsce rzezią, by móc rzucić jeszcze jedno zaklęcie.Zwierzęta wbiły się w ciżbę nieprzyjaciół, poruszając głowami na boki.Przy każdym ruchu potężne kły trafiały na jednego czy dwóch ludożerców i wyrzucały ich w powietrze.Podniósł się tak gęsty kurz, że nie można było nic dostrzec.Jednak powoli, jeden po drugim, zaczęli się z niego wynurzać paaluańscy uciekinierzy.Biegli przez równinę, porzucając broń i zbroje.Za nimi pojawili się jeźdźcy Hvaednira, strzelając z łuków i rzucając dzidami.Z siedmiu tysięcy Paaluańczyków, którzy pomaszerowali wzdłuż Kyamos, niewiele ponad sześć tysięcy zaczęło bitwę.Reszta zginęła podczas oblężenia bądź zmarła wskutek chorób.Większość z tych sześciu tysięcy padła na polu bitwy, gdyż nie brano żadnych jeńców.Kilku uciekło, lecz w żaden sposób nie mogli przekroczyć Oceanu Zachodniego; zostali wyłapani i zabici w ciągu paru miesięcy.Największe straty ponieśli Paaluańczycy, gdy Iriańczycy przerwali kwadrat i cała formacja zaczęła pękać.Natomiast z armii niemal dziesięciu tysięcy ludzi, którzy walczyli z kanibalami tego dnia, zaledwie kilkuset zostało zabitych bądź zmarło na skutek odniesionych ran.Była to duża liczba, lecz jednak niewielka procentowo w stosunku do strat poniesionych przez nieprzyjaciela.Takie różnice w liczbie ofiar, jak mi powiedziano, nie są niczym niezwykłym podczas bitew na Pierwszym Planie, gdyż tłum uciekających ludzi może być łatwo i bezpiecznie wyrżnięty przez goniących.Aby być dokładnym, dodam, że wzięto jednego jeńca: na polu bitwy znaleziono rannego generała Ulolę.Bystry oficer iriański powstrzymał żołnierzy przed zabiciem go, co było regułą w stosunku do innych ludożerców.Zamiast uśmiercić go od razu, Iriańczycy poświecili resztę dnia na proces i wydanie oficjalnego wyroku.Generał Segovian był naczelnym sędzią.Renegat Charondas rozważnie gdzieś zniknął, więc nie było tłumacza, który mógłby pośredniczyć między nami a generałem.Próbował nam jednak coś powiedzieć w gwałtownej lecz niezrozumiałej przemowie.Moje witki mówiły mi o kipiącym w nim słusznym oburzeniu, że miał zostać ukarany za czyny, które uważał za prawe i właściwe.Został uznany za winnego i, mimo oporu i głośnych protestów, umieszczono go na pieńku przygotowanym dla mnie.Jakiś Iriańczyk przeciął linę, pieniek z ostrzem spadł, ciach, i generał Ulała został pozbawiony głowy.Było mi trochę przykro.Gdyby został oszczędzony, mógłbym się nauczyć jego języka.W czasie naszej rozmowy podniósł pewne interesujące problemy filozoficzne na temat moralności ludożerstwa.Chętnie przedyskutowałbym to dokładniej.Przecież mnie też zdarzało się jeść Pierwszoplanowców, nawet jeśli nie polowałem na nich z myślą o spożyciu.Ale cóż, istoty ludzkie nie doceniają problemów teoretycznych.Bitwa miała jeszcze jeden dziwaczny skutek.Smoki zostały zamrożone zaklęciem Yuroga, ale nie trwało ono wiecznie.Nasi zwycięscy wojownicy zapomnieli z kretesem o zamienionych w posągi gadach.Te zaś zaczęły po pewnym czasie tajać i poruszać się.Dowódcy rozkazali swym ludziom natychmiast pozabijać potwory.Udało się to z większością, lecz część, pozbawiona opieki paaluańskich panów, uciekła z pola bitwy.Niektóre zostały później upolowane.Słyszałem jednak plotki, że smokojaszczury zamieszkały w wielkich bagnach Moru na południu Xylaru, gdzie klimat jest dostatecznie łagodny, by mogły przeżyć.XIKsiążę HvaednirPrzeczytałem wiele z wymyślanych przez Pierwszoplanowców opowieści.Powstają one dla rozrywki innych ludzi, a określane są słowem „beletrystyka”.Nic podobnego nie istnieje na naszym Dwunastym Planie, gdyż jesteśmy zbyt logicznym i traktującym wszystko w sposób dosłowny gatunkiem, by czerpać z nich przyjemności
[ Pobierz całość w formacie PDF ]
Darmowy hosting zapewnia PRV.PL