[ Pobierz całość w formacie PDF ]
.— Złożyła ręce i mocno przycisnęła je do brzucha.— Tej nocy kiedy zwiedzaliśmy kawiarnie, pragnęłam cię tak bardzo, że myślałam, iż umrę.— Ach, och.— Ty to powiedziałeś, bracie.I co teraz?Gadaliśmy i gadaliśmy, i gadali, i gadali, aż byliśmy zupełnie wykończeni.India zasugerowała, żeby wyjść i zrobić trochę zakupów.Chodziłem za nią po supermarkecie, a kolana trzęsły mi się przez cały czas.Co chwilę, czy to ważąc grejpfruta, czy wybierając jajka, obdarowywała mnie spojrzeniem, które zwalało z nóg.Było niedobrze.Cała ta sprawa była zła.Czarna.Pomylona.Co mogliśmy zrobić?Wzięła do ręki trójkąt sera Brie.— Myślisz?— Za dużo.Bezpiecznik trzaśnie mi w głowie.— Mnie też.Lubisz Brie?— Co?Około siódmej wieczorem zadzwonił Paul i zapytał, czy wybrałbym się z nimi do kina na horror.To było dokładnie to, czego nie chciałem robić, więc wykręciłem się.Kiedy odłożyłem słuchawkę, zastanawiałem się, czy moja odmowa nie wzbudzi jego podejrzeń.Wiedział, że India spotyka się ze mną co jakiś czas w ciągu dnia.Umawialiśmy się na randki, kiedy miała przerwę w zajęciach z malarstwa lub kiedy kończyła którąś ze swoich lekcji niemieckiego na uniwersytecie.Co się teraz stanie? On był taki uprzejmy i szczodry; nigdy nie myślałem o Paulu jako o kimś podejrzliwym czy zazdrosnym.Czyżby to był przebłysk tej strony jego osobowości?— Joe?— India? Na litość boską, która godzina? — Usiłowałem odczytać cyfry na zegarze stojącym przy łóżku, ale moje oczy były zbyt otumanione snem.— Jest po trzeciej.Spałeś?— Hę, tak.Gdzie jesteś?— Na dworze.Spaceruję.Pokłóciłam się z Paulem.— Uch, och.Dlaczego spacerujesz? — Usiadłem w łóżku, kołdra zsunęła mi się z piersi i poczułem chłód panujący w pokoju.— Ponieważ nie chcę być w domu.Znajdziesz czas na filiżankę kawy czy czegoś?— Cóż… uch… okay.Hm, a może chciałabyś przyjść do mnie? Jak uważasz?— Pewnie.Jestem dokładnie na rogu twojej ulicy.Znasz tę budkę telefoniczną?Uśmiechnąłem się i potrząsnąłem głową.— Czy mam trzy razy zapalić i zgasić światło na znak, że droga wolna?Zanim odwiesiła słuchawkę, usłyszałem typowy, brookliński, pełen potępienia gwizd.— Skąd wytrzasnąłeś ten szlafrok? Wyglądasz jak Margaret Rutherford.— Indio, jest trzecia nad ranem, czy nie powinnaś zadzwonić do Paula?— Dlaczego? Jego nie ma w domu.Wybył.Szedłem w kierunku kuchni, ale to zdanie natychmiast zatrzymało mnie w miejscu.— Wybył dokąd?— A skąd mam wiedzieć? On poszedł w jedną stronę, a ja w drugą.— Chcesz powiedzieć, że tak naprawdę to nigdzie nie poszedł…— Joe, zamknij się.Co zrobimy?— Z tym? Ze mną i z tobą? Nie wiem.— Ty naprawdę chcesz iść ze mną do łóżka?— Tak.Westchnęła głośno i dramatycznie.Chciałem na nią spojrzeć ale nie potrafiłem.Cała moja odwaga prysła razem z jej pytaniem.— Cóż, Joey, ja też, więc myślę, że mamy duży problem, co?— Chyba tak.Zadzwonił telefon.Spojrzałem na nią i wskazałem na aparat.Potrząsnęła głową.— Nie będę rozmawiać z tą szują.Jeśli to on, powiedz mu, że jestem z tobą w łóżku i nie chcę, żeby mi przeszkadzać.Ha! To jest to! To mu powiedz!— Halo?— Joe? Jest tam India? — Jego głos zdradzał, że wie, iż ona tu jest, ale pyta z czystej grzeczności.Odpowiadając mu, nie skorzystałem z tej szansy:— Tak, Paul.Właśnie weszła.Przed sekundą.Teraz wyciągnąłem słuchawkę ku Indii, która wyrwała mi ją z ręki, obrzucając mnie kpiącym spojrzeniem.— Co, świntuchu? Hę? Tak, masz cholerną rację! Co? Tak.W porządku… Co?… Powiedziałam, w porządku, Paul.Okay.— Odłożyła słuchawkę.— Szczurza gęba.— No i co?— Powiedział, że mu przykro i że chce się wytłumaczyć.Nie wiem, czy powinnam mu na to pozwolić.— Mówiła to, zapinając płaszcz.Skończyła, gdy jej dłonie dotarły do ostatniego guzika.Patrzyła mi długo i twardo w oczy.— Joe, idę do domu, aby wysłuchać usprawiedliwień mojego męża.Powiedział, że chce się wytłumaczyć nawet przed tobą.Chryste! Ta rzecz się w końcu wydarzy i oboje o tym wiemy, a teraz ja idę do domu, żeby wysłuchać, jak on będzie się usprawiedliwiał przede mną ze swoich podejrzeń.Czy to złe, Joe? Czy naprawdę jesteśmy aż tak źli?Spojrzeliśmy na siebie i dużo czasu upłynęło, zanim uświadomiłem sobie, że szczękam zębami.— Boisz się, co, Joe?— Tak.— Ja też.Ja też.Dobranoc.Dwa tygodnie później odwróciłem ku sobie jej mokrą twarz i pocałowałem ją.To było dokładnie, dokładnie tak, jak sobie wyobrażałem całowanie Indii Tate: delikatnie, prosto, ale z rozkoszną intensywnością.Wzięła mnie za rękę i powiodła do sypialni.Wielka, puchowa kołdra leżała starannie złożona w nogach mojego małżeńskiego łóżka.Była koralowo–różowa, prześcieradło pod spodem było gładkie, bez jednej zmarszczki.Szklane lampki na nocnych stoliczkach jarzyły się przyćmionym, intymnym blaskiem.Podeszła do łóżka z drugiej strony i zaczęła rozpinać koszulę.Natychmiast zauważyłem, że nie miała na sobie stanika, co musiało ją zawstydzić, bo odwróciła się i widziałem tylko jej plecy.— Joe, czy mogę zgasić światło?W łóżku odkryłem, że jej piersi były większe niż myślałem.Skórę miała sprężystą i twardą.W ciemnościach było to ciało tancerki, gorące wśród świeżych, lodowatych prześcieradeł.Nie wiem, czy seks jest odbiciem prawdziwego ducha osoby albo jej prawdziwej osobowości, chociaż często słyszałem takie opinie.India była bardzo dobra — delikatna i aktywna Wiedziała, jak przedłużyć naszą rozkosz nie stwarzając wrażenia, że nami manipuluje, czy też usiłuje sobie przypomnieć porady z Radości seksu.Powiedziała, iż chce, abym wszedł w nią tak głęboko jak to tylko możliwe, a kiedy to uczyniłem, nagrodziła mnie takimi słowami i drżeniem, że pragnąłem wniknąć jeszcze głębiej i rozkołysać wszystkie przedmioty w pokoju.Szybko zakończyliśmy nasz pierwszy raz, a potem, bez takiego pośpiechu, mniej desperacko zaczęliśmy drugi.To w każdym razie, nie było niczym nowym: dla mnie pierwszy stosunek z każdą kobietą nieodmiennie służył bardziej udowodnieniu sobie, że to się rzeczywiście dzieje niż przyjemności! Przekroczywszy tę barierę, znów można być ludzką istotą, delikatną i skłonną do potknięć.Uliczna latarnia rzucała w poprzek łóżka ostre, wulgarne światło.India wróciła do pokoju, niosąc dwie małe szklaneczki wina kupionego przeze mnie tego popołudnia.Była naga i kiedy usiadła obok mnie, na skraju łóżka, światło przesunęło się po jej boku i zatrzymało tuż pod piersiami.— Jest bardzo zimno.Pociągnęłam spory łyk w kuchni i zaraz poczułam jeden z tych „lodowych” bólów głowy.— Wręczyła mi wino, i kiedy usiadłem, dotknęliśmy się szklankami, wznosząc niemy toast.— Nie jest ci zimno?— Nie, wszystko w porządku.— Masz rację, oboje tak mówicie, uups.— Byłem tak zakłopotany, że zamknąłem oczy.Ostatnią rzeczą, której pragnąłem, była obecność Paula w tym pokoju.— Joey, wszystko jest okay.Jego tu nie ma
[ Pobierz całość w formacie PDF ]
Darmowy hosting zapewnia PRV.PL