[ Pobierz całość w formacie PDF ]
.- Czy Schwinn miał jakichś przyjaciół? - spytałem.- Ani jednego.- A Marge, ta kobieta, która za niego wyszła?- Przychodzi tu po karmę, kiedy kończą jej się zapasy - powiedział Harley.- Fakt, wyszła za niego, ale została przez to jego żoną, a nie przyjacielem.A kiedy zdajesz na prawo, cwaniaczku?- Marge poznała go tutaj - powiedziałem.- Chyba tak.- Harley zmarszczył brwi.- Jej też od jakiegoś czasu nie widziałem.- Pewnie zamawia przez Internet - powiedział Roger.- Jak wszyscy.My też musimy w to wejść.- No - potwierdził bez przekonania Harley.- No, powiedz pan, dlaczego o niego pan tak wypytuje? Ktoś go wykończył, czy jak?- Nie - powiedziałem.- Ale fakt, nie żyje.Spadł z konia kilka miesięcy temu.- Aha.No, ona o tym nie mówiła.Marge, znaczy.- Kiedy widzieliście ją panowie po raz ostatni?Harley spojrzał na Rogera.- Kiedy ostatnio ją widziałem?Roger wzruszył ramionami.- Jakieś cztery, pięć miesięcy temu.- Prawie wszyscy zamawiają hurtem od naszych dostawców - powiedział Harley.- I przez Internet.Musimy w to wejść.- A więc Marge była tu już po śmierci Schwinna, ale nie wspominała, że nie żyje?- Chyba tak, ale nie przysięgnę.Panie, w nic mnie pan nie wciągaj.Roger znów wzruszył ramionami.- Marge mało mówi i tyle.Travis Tritt skończył.Pam Tillis zaczęła zawodzić o Królowej odrzucenia.- Chodzi o narkotyki, czy coś takiego? - spytał Harley.- Czemu pan tak sądzi?Harley z zakłopotaniem spuścił wzrok.- Vance’owi chodzi o to - powiedział jego brat - że Happy Night.wszyscy wiedzą, co się tam dzieje.Różni ludzie wchodzą i wychodzą.Chce pan nam wyświadczyć przysługę? Zamknij pan to w cholerę.To była kiedyś porządna okolica.Zostawiłem samochód na parkingu sklepu i przeszedłem przecznicę dalej, do motelu.Szary budynek w kształcie litery C składał się z dwunastu pokoi, z wejściami od otwartego na ulicę placyku.Placyk był wyłożony kruszącą się kostką i nie wyglądał, jakby przeznaczono go na parking, ale stały na nim cztery brudne samochody osobowe i równie brudna ciężarówka z kempingową budą.Recepcja znajdowała się po prawej.W cuchnącej potem klitce siedział młody, ogolony na łyso Latynos w niebieskiej kowbojskiej koszuli z czerwonymi naszyciami.Tłuste plamy pod pachami i resztki keczupu na gorsie psuły nieco wrażenie, jakie z pewnością miała robić.Na szyi mężczyzny wisiał ciężki, żelazny krzyżyk na łańcuszku z nierdzewnej stali.Kiedy wszedłem, nad drzwiami zabrzmiał dzwonek.Recepcjonista zerknął najpierw na mnie, potem pod kontuar, pewnie sprawdzając, czy pistolet leży na swoim miejscu.A może tylko chciał dać mi znać, że jest uzbrojony.Na ścianie za jego plecami wisiał napis: TYLKO GOTÓWKA.Pod spodem to samo po hiszpańsku.Mężczyzna nie ruszył się, ale rozejrzał nerwowo, a jego lewa powieka zadrgała.Nie mógł mieć więcej niż dwadzieścia dwa, trzy lata, skoki adrenaliny i ciśnienia nie zaszkodzą mu jeszcze przez kilka lat.Pokazałem mu odznakę, a on pokręcił głową.Na kontuarze przed nim leżała novella- czarno-białe zdjęcia z podpisami, historyjka przypominająca komiks.Czytając do góry nogami odcyfrowałem słowa “ sexualismo “ i “conpassion”‘.- Nic nie wiem - powiedział z akcentem.- O nic jeszcze nie spytałem.- Nic nie wiem.- Tym lepiej dla ciebie.Patrzył na mnie tępo.- Pierce Schwinn - powiedziałem.- Mieszkał tu kiedyś.Milczenie.Powtórzyłem.- Nic nie wiem.- Starszy mężczyzna, Anglosas, siwe włosy, siwa broda?Nic.- Pracował w Randall’s.Nierozumiejące spojrzenie.- Randall’s Western Wear, przecznicę dalej?- Nic nie wiem.- Jak się nazywasz?- Nic nie.- Błysk w ciemnych oczach.- Gustavo.- Gustavo jaki?- Gustavo Martinez Reyes.- Rozumiesz cokolwiek po angielsku, panie Martinez Reyes?Potrząśnięcie głową.- Jest tu ktoś, kto rozumie?- Nic nie wiem.Tyle, jeśli chodzi o pracę detektywa.Ale skoro przejechałem taki kawał, mogłem sprawdzić jeszcze jedną rzecz w Ojai - miejsce, o którym wiedziałem, że chodzi tam Marge Schwinn.Sklep, w którym kupiła niebieskie albumy: “O’Neill & Chapin.obok Celestial Cafe.z Anglii.już nie produkują.ostatnie trzy”.Może kupiła więcej.A może Schwinn też chodził tam na zakupy.Pojechałem do następnego wjazdu na autostradę i po kilku minutach byłem z powrotem na trzydziestej trzeciej.Powietrze było chłodne i czyste, a wszystkie kolory soczyste.Czułem zapach dojrzewających w mijanych sadach owoców.O’Neill & Chapin znajdowało się w jednej ze swojskich oaz handlu, które wyrosły przy drodze, już za centrum Ojai, ale kilka kilometrów przed skrętem do rancza Marge Schwinn.Sklepik mieścił się w niedużym domku, stojącym w cieniu kilku dębów.Pomalowano go na zielono, a szeroki na pokora metra pas ziemi między kremowymi drzwiami i krawężnikiem wyłożono brukiem.Na witrynie widniał ułożony ze złotych liter napis:O’NEILL & CHAPINWYSOKIEJ JAKOŚCI PAPIER I BARWNIKIROK ZAŁOŻENIA 1986Okna zasłonięte były od środka ciemnymi dębowymi okiennicami.Na wystawie stała tabliczka z przyklejoną kartką:Wyjechaliśmy do Europy po towar.Niedługo wracamy.Obejrzałem sąsiedztwo.Po prawej znajdował się sklep ze świecami, też zamknięty.Dalej Marta, Doradca Duchowy i Instytut Teozoficzny Humanos.Po lewej stał parterowy budynek biurowy, a w nim gabinet terapeuty stóp, notariusz i biuro ubezpieczeniowe oraz biuro podróży, specjalizujące się w “wycieczkach przyjaznych naturze’”.Obok, bardziej na słońcu, stał pudełkowaty budyneczek z drewnianym szyldem nad drzwiami:CELESTIAL CAFEWokół krawędzi szyldu namalowano roztańczone złote gwiazdki.Za zasłonkami w biało-niebieską kratkę migotało światło.Dochodziła trzecia po południu, a ja nic nie jadłem.W tej sytuacji, pomyślałem, ciepłe bułeczki i herbata ziołowa to nie najgorszy pomysł.Według jednak zawieszonej nad wejściem do otwartej kuchni tablicy, kawiarnia specjalizowała się w wiejskim francuskim jedzeniu - naleśnikach, quiche, sufletach i deserach czekoladowych.Prawdziwa kawa, Boże wszechmogący
[ Pobierz całość w formacie PDF ]
Darmowy hosting zapewnia PRV.PL