[ Pobierz całość w formacie PDF ]
.Lecz nagle!- nie dalej jak o pó³tora jarda - dostrzeg³a cia³o dziecka.Wyci¹gnê³a siê doprzodu by je chwyciæ, lecz zabrak³o jej dos³ownie paru cali.Ponowi³a wysi³ek,tym samym wzmagaj¹c szum w g³owie, lecz ci¹gle nie mog³a dosiêgn¹æ.Pozosta³ojej jedynie zgi¹æ siê wpó³ i jakoœ przecisn¹æ bli¿ej œrodka stosu.Nie by³o to ³atwe.Miejsca zostawa³o tak niewiele, ¿e z ledwoœci¹ mog³aczo³gaæ siê na kolanach, ale w koñcu uda³o siê.Dziecko le¿a³o twarz¹ do ziemi.Pozby³a siê obrzydzenia oraz niechêci i wyci¹gnê³a rêce.W tym samym momenciecoœ spoczê³o na jej ramieniu.Na sekundê struchla³a.Chcia³a krzykn¹æ, leczpowstrzyma³a siê, zapominaj¹c te¿ o z³oœci.Brzêcz¹c, owad uniós³ siê z jejskóry.Szum, który s³ysza³a, nie by³ wywo³any przez têtnienie krwi, lecz przezrój.- Wiedzia³em, ¿e przyjdziesz - odezwa³ siê g³os za jej plecami a rozwarta d³oñzakry³a jej usta.Upad³a i Cukiernik musia³ j¹ podnieœæ.- Powinniœmy iœæ - szepn¹³ jej do ucha, gdy miêdzy drewienkami wystrzeli³chybotliwy p³omyk.- Musimy iœæ nasz¹ drog¹, ty i ja.Próbowa³a siê od niego uwolniæ i krzykn¹æ, by nie rozniecali ogniska, lecz ontrzyma³ j¹ silnie w mi³osnym uœcisku.Robi³o siê coraz jaœniej i cieplej.Mimop³omieni widzia³a postacie wychodz¹ce z mroku i obserwuj¹ce ich stospogrzebowy.Byli tam przez ca³y czas - czekali ze zgaszonymi œwiat³ami w domachi na korytarzach.Czekali na ostateczny fina³ spisku.Ognisko pali³o siê ¿ywo, lecz z jakiegoœ powodu p³omienie nie przedostawa³y siêdo ich kryjówki, dym na razie równie¿ nie zad³awi³ ich na œmieræ.Obserwowa³apa³aj¹ce twarze dzieci.Obserwowa³a jak rodzice upominaj¹ je by niepodchodzi³y zbyt blisko i jak one nie s³ucha³y.Obserwowa³a jak staruszki,maj¹ce k³opoty z kr¹¿eniem ogrzewa³y d³onie i uœmiecha³y siê do p³omieni.£oskot ognia oraz trzaskanie drewna sta³y siê wprost og³uszaj¹ce i Cukiernikpozwoli³ jej krzyczeæ do woli z pe³n¹ œwiadomoœci¹, ¿e i tak nikt jej nieus³yszy.A jeœli nawet, to nie uczyni nic, by j¹ st¹d wyci¹gn¹æ.Gdy zwiêkszy³ siê ¿ar, pszczo³y wylecia³y z ¿o³¹dka Cukiernika i wype³ni³ypowietrze bez³adnym bzyczeniem.Kilka, chc¹c uciec, zapali³o siê i spad³o naziemiê niczym ma³e meteory.Cia³o Kerry'ego, le¿¹ce blisko ¿ar³ocznychp³omieni, zaczê³o siê sma¿yæ.Pali³y siê jego rzadkie w³oski, plecy pokry³yb¹ble.Wkrótce ¿ar wdar³ siê Helen do gard³a i wysuszy³ je na wiór.Opad³a wyczerpanaw ramiona Cukiernika, poddaj¹c siê.Za chwilê, zgodnie z jego obietnic¹, rusz¹we wspóln¹ drogê i nie by³o na to rady.Byæ mo¿e zapamiêtaj¹ j ¹, jak zapowiedzia³, znalaz³szy jutro jej czaszkê wpopiele.Byæ mo¿e stanie siê z czasem legend¹, któr¹ bêd¹ straszyæ swe dzieci.K³ama³a, mówi¹c, ¿e woli zapomnienie, ni¿ tak¹ w¹tpliw¹ s³awê.Wcale tak nieuwa¿a³a.Co do oprawcy, to œmia³ siê, gdy ogarnia³y ich p³omienie.Dla niego ta nocnaœmieræ nie by³a czymœ ostatecznym.Jego dzie³a widnia³y na setkach œcian i by³ypo¿ywk¹ dla tysiêcy ust.A jeœli znów ktoœ w niego zw¹tpi, wyznawcy wezw¹ go zrozkosz¹.Mia³ powody do œmiechu.Ona te¿ zaczê³a siê œmiaæ, gdy ogarnê³y ichp³omienie i nagle dostrzeg³a przez ogieñ znajom¹ twarz poœród widowni.By³ toTrevor.Zrezygnowa³ z kolacji w „Apollinaire" i przyszed³ jej szukaæ.Obserwowa³a jak rozpytuje ludzi, ale oni kiwali tylko g³owami, ca³y czaswpatruj¹c siê w ogieñ, z uœmiechem ¿arz¹cym siê w oczach.Biedna ofiara,pomyœla³a œledz¹c jego dziwaczne gesty.Pragnê³a, by spojrza³ na p³omienie wnadziei, ¿e dostrze¿e, jak ona p³onie.Nie aby j¹ uratowa³ - co do tego ju¿dawno straci³a z³udzenia - lecz poniewa¿ by³o jej go ¿al.Chcia³a mu ofiarowaæ- choæ pewnie wcale nie by³by jej za to wdziêczny - coœ, co mog³oby go w nocystraszyæ.To, oraz historiê do opowiadania kolegom
[ Pobierz całość w formacie PDF ]
Darmowy hosting zapewnia PRV.PL