[ Pobierz całość w formacie PDF ]
.- Dlaczego, mamo?- Bo to robota nie dla ciebie.Nie pozwalam i basta.Zrobię to sama.Wala usadowiła matkę wygodnie w fotelu.- Wypoczniesz sobie teraz, mamo.Ładnie by to wyglądało, gdybym cię nie wyręczyła.A Hanka jest także zmęczona.- Matka dobrze mówi - wmieszał się naraz do rozmowy ojciec.- To nie dla ciebie.Masz za delikatne ręce do brudnej roboty.Dziewczyna spojrzała na niego ze zdumieniem.Ojciec, który nigdy dotąd nie miał dla niej dobrego słowa, uśmiechał się teraz życzliwie.Pomyślała, iż tę korzystną dla siebie zmianę zawdzięcza Fredowi, dyskretnej i troskliwej opiece, jaką nad nią roztaczał.Szkoda, że wkrótce utraci to poczucie bezpieczeństwa.Westchnęła i nie zważając na protesty wyniosła naczynia do kuchni, gdzie energicznie zabrała się do ich zmywania.Szło jej to całkiem nieźle, chociaż naprawdę nie była przyzwyczajona do tego rodzaju zajęć.Po zakończeniu pracy poszła do siebie i umyła starannie ręce.Następnie przeliczyła pozostałą gotówkę.Gdy zapłaci ojcu za tydzień utrzymania, wystarczy jej pieniędzy już tylko na podróż do Berlina i jeden dzień pobytu w tym mieście.Szczęściem czekały na nią jeszcze pieniądze w banku, poza tym miała nadzieję, iż w Berlinie otrzyma rychło posadę.Skąd mogła wiedzieć, ilu ludzi przyjeżdża do stolicy z takimi samymi planami i ilu z nich doznaje przykrego zawodu? Uważała, iż w Berlinie na pewno znajdzie odpowiednie zajęcie.Zeszła na dół, aby zapłacić ostatnią „tygodniówkę”.I oto znowu niespodzianka! Ojciec, który już kilka dni temu upominał się o wypłatę, teraz nie chciał jej przyjąć!- Nie chcę, Walu! Wydałaś tyle na remont i na dom.Zostało ci pewno niewiele.Zdumiona i zarazem uradowana tą nagłą wspaniałomyślnością, wsunęła wyznaczoną kwotę matce do ręki.- Skoro ty, ojcze, z nich rezygnujesz, to dam je mamie.Przydadzą się niewątpliwie, ja zaś w żadnym wypadku nie chcę być nikomu ciężarem.Hartmannowa wzdragała się również, lecz Wala rzekła do niej z uśmiechem:- Weź, mamo.Wiem, że ci będą potrzebne.Kobieta pomyślała o swoim „skarbie”, ukrytym pod dachem obory.Oczy miała pełne łez.- Jesteś taka dobra, Walu.Bóg powinien ci to wynagrodzić.Będziesz kiedyś bardzo szczęśliwa, zobaczysz.Waleria westchnęła z powątpiewaniem.Słowa matki nie trafiały jej do przekonania, aczkolwiek minionego wieczoru Fred zapewniał ją mniej więcej o tym samym.Nie wierzyła w cuda, a jego czarowna bajka brzmiała nadzwyczaj nieprawdopodobnie.Pogłaskała matkę po siwej głowie.- Naturalnie, że jest mi lepiej niż wam, moja biedna mamo.Jestem młoda, zdrowa, umiem dosyć dużo, więc spodziewam się, że znajdę jakieś niezłe źródło zarobkowania.W tym celu wyjadę stąd niedługo, bo tutaj nic nie wskóram, a manna, jak wiadomo, nie spada z nieba.Matka spojrzała wymownie na swojego Gottlieba, ale nie zauważył tego, gdyż pożądliwie zerkał na pieniądze.Skoro żona je przyjęła.Postanowił, że wyciągnie od niej przynajmniej połowę tej sumy.Tego dnia Waleria nie mogła doczekać się chwili, w której znowu zobaczy Freda.W jej duszy tliła się słabiutka iskierka nadziei, iż może naprawdę usłyszy coś pocieszającego.Wcześniej niż zazwyczaj podążyła na umówione spotkanie.Mimo to Fred już tam był.Podbiegł do ukochanej i ujął mocno jej obie ręce.- Jak to dobrze, że już jesteś, najdroższa.Płonąłem z chęci ujrzenia cię czym prędzej! Walu, mam ci tyle do powiedzenia! Posłuchaj, bo to dobre nowiny.- Jak pan widzi, ja także przyszłam przed czasem, choć nie wierzę w cud, o którym pan wczoraj wspominał.Delikatnie i czule podprowadził ją do ławki.- A jednak dotrzymam słowa, Walu! Opowiem ci o cudzie, jaki się zdarzył.O cudzie, który uwolni cię od niedorzecznego ślubowania! Będziesz moją żoną.- Co by to być mogło? - wyszeptała z rezygnacją w głosie.- Siądźmy, kochanie, bowiem słuchając mnie, możesz dostać zawrotu głowy z wrażenia.A więc na początek to, co najważniejsze: przysięga, jaką złożyłaś, nie ma najmniejszego znaczenia, ponieważ Hartmann nie jest twoim ojcem!Zadrżała, zdjęta uczuciem podobnym do przerażenia.- Nie jest moim ojcem?- Nie, najdroższa.On nie jest twoim ojcem, a jego żona nie jest twoją matką!Waleria zacisnęła kurczowo ręce.Błyskawicznie przypomniała sobie tę okropną chwilę, w której dowiedziała się od Dory Lorbach prawdy.Znowu traciła grunt pod nogami, czuła się niczym roślina, wyrwana z ziemi i wykorzeniona na zawsze.- Więc kim jestem? - zawołała
[ Pobierz całość w formacie PDF ]
Darmowy hosting zapewnia PRV.PL