[ Pobierz całość w formacie PDF ]
.Wszystko skryte przedoczyma ciekawskich za wysokimi murami i drzewami.W pewnym miejscu sta³ przydrodze pasuj¹cy tu jak piêœæ do nosa fragment zburzonego pa³acu Tuileries —kolumna i czêœæ haku, przywiezione w epoce wilhelmiñskiej z Pary¿a przez dawnoju¿ zmar³ego biznesmena.Wszêdzie panowa³ kompletny bezruch.Mijaj¹c kolejnebramy Xavier tylko czasem widzia³ pilnuj¹cego posiad³oœci psa; raz dojrza³zgarniaj¹cego liœcie ogrodnika.W³aœcicieli albo nie by³o w domu, albo niedawali znaku ¿ycia.Niektórych mieszkañców wyspy March zna³ ze s³yszenia: oprócz partyjnych bonzówmieszkali tu miêdzy innymi producent broni, szef firmy buduj¹cej wielkieautostrady na Wschodzie, motoryzacyjny magnat, który dorobi³ siê naniewolniczej pracy zaraz po wojnie, a tak¿e dyrektor skonfiskowanego przedponad trzydziestu laty ¿ydowskim w³aœcicielom, stoj¹cego przy Potsdamer Platzwielkiego domu towarowego Wertheim.Xavier zastanawia³ siê przez chwilê, w jakisposób Buhler dosta³ siê w towarzystwo takich bogaczy, ale potem przypomnia³sobie s³owa Haldera: prawdziwe rzymskie imperium.— KP siedemnaœcie, tu centrala.KP siedemnaœcie, zg³oœ siê! — odezwa³ siê wsamochodzie natarczywy kobiecy g³os.March wyj¹³ ukryty pod tablic¹ rozdzielcz¹radiotelefon.— Zg³asza siê KP siedemnaœcie.O co chodzi?— KP siedemnaœcie, mam na linii Sturmbannführera Jaegera.Podje¿d¿a³ w³aœnie do bramy posiad³oœci Buhlera.Przez metalow¹ kratê widaæby³o kolisty ¿Ã³³ty podjazd i dwie wie¿e — dok³adnie tak, jak to opisa³stra¿nik.— Mówi³eœ, ¿e bêdziemy mieli k³opoty — hukn¹³ Max — i wykraka³eœ.— Co siê sta³o?— Nie minê³o nawet dziesiêæ minut od mojego powrotu, kiedy z³o¿y³o mi wizytêdwóch naszych wielce szanownych kolegów z Gestapo.Ze wzglêdu na zajmowaneprzez towarzysza Buhlera wysokie stanowisko, ple ple ple, sprawa przechodzi wgestiê organów bezpieczeñstwa.Xavier uderzy³ rêk¹ w kierownicê.— Cholera!— Wszystkie dokumenty maj¹ zostaæ przekazane Sipo.Przydzieleni do sprawyinspektorzy maj¹ sporz¹dziæ raport na temat tego, co uda³o im siê do tej poryustaliæ.Prowadzone przez Kripo dochodzenie zamyka siê ze skutkiemnatychmiastowym.— Kiedy to siê sta³o?— W³aœnie w tej chwili.Siedz¹ u mnie w pokoju.— Powiedzia³eœ im, gdzie jestem?— Oczywiœcie, ¿e nie.Pozostawi³em to ich inteligencji.Powiedzia³em tylko, ¿espróbujê ciê znaleŸæ.— G³os Jaegera œcich³ nieco.Marchdomyœli³ siê, ¿e obraca siê ty³em do telefonistki.— S³uchaj, Zavi.Wola³bym,¿ebyœ nie struga³ bohatera.Oni traktuj¹ to bardzo serio, wierz mi.Za kilkaminut na Schwanenwerder zaroi siê od Gestapo.March przyjrza³ siê rezydencji.Za bram¹ nie widaæ by³o ¿adnego ruchu, willasprawia³a wra¿enie zupe³nie opuszczonej.Do diab³a z Gestapo.Podj¹³ decyzjê.— Przykro mi, ale w ogóle ciê nie s³yszê, Max — rzuci³ do radiotelefonu.— S¹jakieœ zak³Ã³cenia na linii.Nie zrozumia³em ani s³owa z tego, co mówi³eœ.Zg³oœawariê radia.Wy³¹czam siê — doda³ i przekrêci³ ga³kê odbiornika.Jad¹c tutaj, jakieœ piêædziesi¹t metrów przed domem min¹³ po prawej stronieszlaban, zamykaj¹cy wjazd na poln¹ drogê, która wiod³a w g³¹b rosn¹cego wœrodku wyspy lasu.Teraz wrzuci³ tylny bieg i szybko siê cofn¹³.Zaparkowa³przed szlabanem, wysiad³ z samochodu i ruszy³ truchtem w stronê bramy.Nie mia³zbyt wiele czasu.Brama by³a zamkniêta.Móg³ siê tego spodziewaæ.Zamontowany pó³tora metra nadziemi¹ metalowy zamek sprawia³ wra¿enie solidnego.Xavier opar³ o niego stopê idŸwign¹³ siê w górê.Na szczycie bramy osadzone by³y co trzydzieœci centymetrów¿elazne szpikulce.Z³apa³ dwa z nich, podci¹gn¹³ siê w górê i przerzuci³ lew¹nogê na drug¹ stronê.Ryzykowny proceder.Przez moment siedzia³, ³api¹cpowietrze, na szczycie, a potem zeskoczy³ na wysypan¹ ¿wirem alejkê.Dziwnie zaprojektowany, du¿y dwupiêtrowy dom kryty by³ spadzistymciemnob³êkitnym dachem.Po lewej stronie sta³y dwie, po³¹czone z g³Ã³wnymkorpusem budynku kamienne wie¿e.Pierwsze piêtro obiega³a kamienna balustradawspartego na kolumnadzie tarasu.Miêdzy kolumnami, w po³owie skryte w cieniu,znajdowa³o siê g³Ã³wne wejœcie.March ruszy³ w jego stronê.Po obu stronachalejki ros³y nie przycinane od dawna buki i jod³y.Pobocze by³o zaroœniêtezielskiem, po trawniku hula³y nie sprz¹tniête od zimy zesch³e liœcie.Wszed³ miêdzy kolumny.Pierwsza niespodzianka.Drzwi nie by³y zamkniête.Przystan¹³ w holu i rozejrza³ siê dooko³a.Po prawej stronie znajdowa³y siêdêbowe schody, po lewej dwoje drzwi.Wprost przed sob¹ widzia³ ciemny korytarz,prowadz¹cy, jak siê domyœla³, do kuchni.Nacisn¹³ klamkê pierwszych drzwi.Mieœci³a siê za nimi wy³o¿ona boazeri¹jadalnia.D³ugi stó³ i dwanaœcie rzeŸbionych krzese³ z wysokimi oparciami.Wch³odnym powietrzu unosi³ siê zapach stêchlizny.Nastêpne drzwi prowadzi³y do bawialni.March sporz¹dza³ w myœli inwentarz.Wyfroterowana, kryta dywanami klepka.Ciê¿kie, wyœcie³ane grubym brokatemmeble.Na œcianach wisia³y gobeliny — Xavierowi wydawa³y siê du¿o warte, choænie by³ w tej dziedzinie ¿adnym ekspertem.Przy oknie du¿y fortepian, na którymsta³y dwie fotografie
[ Pobierz całość w formacie PDF ]
Darmowy hosting zapewnia PRV.PL