[ Pobierz całość w formacie PDF ]
.– O, ju¿ nie œpisz! – stwierdzi³a Julia.– Daleko jeszcze do Iquitos? – spyta³em.– Do miasta oko³o czterdziestu kilometrów, ale zaraz bêdzie zajazd U Stewarta.Jego w³aœciciel jest Anglikiem i wielkim orêdownikiem Rêkopisu.Zawsze bardzoprzyjemnie mi siê z nim rozmawia³o.Jeœli nie zasz³o nic nieoczekiwanego,powinniœmy go zastaæ.Mo¿e natrafimy tam na jakiœ œlad prowadz¹cy do Wi³a.Zjecha³a na pobocze szosy i zrobi³a mi krótki wyk³ad.– Musimy skupiæ siê na tym, w jakim punkcie jesteœmy.Zanim ciê znów spotka³am,krêci³am siê w kó³ko, bo chcia³am przyczyniæ siê do odnalezienia dziewi¹tegowtajemniczenia, ale nie wiedzia³am, jak siê do tego zabraæ.Przy³apa³am siê natym, ¿e myœlami wraca³am wci¹¿ do Hintona.Kiedy pojecha³am do niego, ty siêtam w³aœnie pojawi³eœ.Okaza³o siê, ¿e poszukujesz Wi³a, który podobno ma byæ wIquitos.Potem ja mam wizjê, ¿e oboje bêdziemy braæ udzia³ w poszukiwaniudziewi¹tego wtajemniczenia, a ty znów masz wizjê, ¿e w pewnym punkcie naszedrogi siê rozejd¹.Nie za du¿o dobrego na raz?– Rzeczywiœcie.– A zaraz potem przyszed³ mi na myœl Willie Stewart i jego zajazd.Coœ musi siêtam zdarzyæ.Kiwn¹³em g³ow¹.Julia wróci³a na szosê, a zaraz za zakrêtemobwieœci³a:– To ju¿ tu.W odleg³oœci oko³o dwustu metrów za nastêpnym wira¿em po prawej stronie drogista³ dwupiêtrowy dom w stylu wiktoriañskim.Zatrzymaliœmy siê na ¿wirowanym parkingu, sk¹d by³o widaæ werandê, a na niejkilku rozmawiaj¹cych mê¿czyzn.Ju¿ chcia³em wyjœæ z samochodu, gdy Juliadotknê³a mego ramienia.– Pamiêtaj – przypomnia³a mi – ¿e nikt nie znalaz³ siê tu przypadkowo.Uwa¿aj,czy ktoœ nie chce ci przekazaæ jakiejœ informacji.Weszliœmy razem na werandê.Znajduj¹cy siê tam mê¿czyŸni, dobrze ubraniPeruwiañczycy, skinêli nam g³owami.Kiedy znaleŸliœmy siê w holu, Juliawskaza³a mi drzwi do jadalni, poleci³a zaj¹æ stolik i czekaæ na ni¹, a samaposz³a szukaæ w³aœciciela.Rozejrza³em siê po sali.Sta³o w niej kilkanaœcie sto³Ã³w w dwóch rzêdach.Wybra³em stolik mniej wiêcej w po³owie d³ugoœci sali i usiad³em plecami doœciany.Zaraz za mn¹ wesz³o trzech Peruwiañczyków i zajê³o miejsca naprzeciwmojego stolika.Wkrótce potem przyszed³ jeszcze jeden mê¿czyzna, który usiad³przy stoliku na prawo ode mnie.By³ odwrócony do mnie plecami, ale zauwa¿y³em,¿e wygl¹da na cudzoziemca, mo¿e nawet Europejczyka.Wkrótce odnalaz³a mnie Julia i siad³a naprzeciw.– Mojego znajomego nie ma w domu.A jego pracownik nic nie wie o Wilu –poinformowa³a mnie.– Co wiêc robimy? – spyta³em.Wzruszy³a ramionami.– Nie wiem, ale musimy przyj¹æ, ¿e ktoœ z tych ludzi ma nam coœ do przekazania.– Jak s¹dzisz, który to z nich?– Tego nie wiem.– A jak to niby ma wygl¹daæ? – wpad³em nagle w sceptyczny nastrój.Mimo tylutajemniczych zbiegów zdarzeñ, których doœwiadczy³em podczas pobytu w Peru,trudno mi by³o uwierzyæ, ¿e coœ takiego mo¿e zaistnieæ akurat, gdy tegochcemy.– Nie zapominaj o trzecim wtajemniczeniu – odpowiedzia³a Julia.– Ca³ywszechœwiat jest energi¹, energi¹ która odpowiada na nasze oczekiwania.Z tejsamej energii sk³adaj¹ siê ludzie, wiêc kiedy mamy jakieœ pytanie, daj¹ cipoznaæ, kto ma na nie odpowiedŸ.Wskaza³a oczami siedz¹cych na sali mê¿czyzn.– Nie wiem.kim oni s¹.ale gdybyœmy z nimi dostatecznie d³ugo rozmawiali, mo¿eod ka¿dego z nich uzyskalibyœmy choæ czêœæ potrzebnej nam informacji.Spojrza³em na ni¹ spod oka, a ona pochyli³a siê do mnie przez stó³.– Wbij sobie to do g³owy: ka¿dy, kto pojawia siê na naszej drodze, ma nam coœdo przekazania.Gdyby by³o inaczej, wybraliby inn¹ drogê lub pojawili siêwczeœniej albo póŸniej.Jeœli ci ludzie s¹ tu akurat teraz, oznacza to, ¿e jestku temu powód.Wci¹¿ wydawa³o mi siê to zbyt proste, aby by³o prawdziwe.– Najtrudniej jest – mówi³a dalej Julia – zdecydowaæ siê, z kim najpierwrozmawiaæ, je¿eli nie mo¿na rozmawiaæ ze wszystkimi.– No wiêc kogo wybierasz?– Rêkopis mówi, ¿e mo¿na to poznaæ po pewnych wskazówkach.S³uchaj¹c Julii, równoczeœnie rozgl¹da³em siê wokó³, szczególnie przypatruj¹csiê osobnikowi po mojej prawej.Jakby na dany znak, on te¿ siê odwróci³ ispojrza³ na mnie.Nasze oczy siê spotka³y i zaraz wróci³ do przerwanegoposi³ku, wiêc ja te¿ zaj¹³em siê czymœ innym.– Jakie to wskazówki? – wypytywa³em dalej Juliê.– Takie jak ta.– Która?– Ta, któr¹ przed chwil¹ otrzyma³eœ – gestem wskaza³a mê¿czyznê po mojejprawej.– Co masz na myœli?Julia znów nachyli³a siê do mnie.– Rêkopis mówi, ¿e taki nag³y spontaniczny kontakt wzrokowy oznacza, ¿e te dwieosoby powinny porozmawiaæ.– Taka wymiana spojrzeñ zdana siê przecie¿ czêsto.– Owszem, ale wiêkszoœæ ludzi natychmiast o tym zapomina i dalej robi swoje.– Co jeszcze Rêkopis ka¿e uznaæ za znak?– Na przyk³ad to, ¿e jakaœ osoba wydaje siê nam dziwnie znajoma, mimo ¿ewidzimy j¹ pierwszy raz w ¿yciu.Przypomnia³em sobie Dobsona i Reneau.którzy ju¿ na pierwszy rzut okaprzypominali mi kogoœ znajomego.– A czy Rêkopis wyjaœnia, dlaczego niektórzy ludzie wydaj¹ siê nam znajomi?– W³aœciwie nie.Mówi tylko, ¿e niektórzy s¹ dla siebie nawzajem duszamipokrewnymi.Takie duchowe pokrewieñstwo rozwija siê zwykle na bazie wspólnychzainteresowañ.A kto podobnie do nas myœli, stwarza zwykle podobne wra¿eniezewnêtrzne.Pokrewne dusze rozpoznajemy zwykle intuicyjnie i czêsto zdarza siê,¿e maj¹ dla nas cenne informacje.Zerkn¹³em ponownie na faceta po prawej.Rzeczywiœcie kogoœ mi niejasnoprzypomina³.I znowu kiedy tylko skierowa³em na niego wzrok, jak na zawo³anieodwróci³ siê i spojrza³ na mnie.Julia bacznie mnie obserwowa³a.– Musisz porozmawiaæ z tym cz³owiekiem – rzek³a.Pocz¹tkowo nie reagowa³em, gdy¿ krêpowa³em siê ot tak sobie podejœæ do kogoœobcego.Wola³bym, abyœmy ju¿ ruszyli do Iquitos.Chcia³em to zaproponowaæ, gdyJulia odezwa³a siê:– Nasze miejsce jest tu, a nie w Iquitos.Musimy rozegraæ tê partiê do koñca.Ca³y k³opot z tob¹, ¿e masz opory, ¿eby do niego podejœæ i zacz¹æ rozmowê.– Jak ty to robisz?– Co robiê?– Czytasz w moich myœlach.– To nic trudnego.Po prostu uwa¿nie ci siê przygl¹dam.– I co?– Kiedy jesteœmy na kogoœ szczególnie wyczuleni, mo¿emy dostrzec jego prawdziwe“ja" poza wszystkimi pozami, które przybiera.Na wy¿szym poziomie koncentracjijesteœmy zdolni odczytaæ czyjeœ myœli z ulotnego wyrazu jego twarzy.To ca³kiemnaturalne.– To raczej coœ z telepatii.– Telepatia te¿ jest czymœ bardzo naturalnym – rozeœmia³a siê.Kiedy znów spojrza³em bokiem na goœcia, teraz ju¿ siê nie odwróci³.– Skoncentruj swoj¹ energiê i zacznij z nim rozmowê, zanim stracisz okazjê.Spróbowa³em zgromadziæ trochê energii i poczu³em siê silniejszy.– Dobrze – zwróci³em siê znów do Julii – ale co ja mam mu powiedzieæ?– Prawdê, ale w takiej formie, jaka bêdzie dla niego do przyjêcia.Odsun¹³em swoje krzes³o i podszed³em do nieznajomego.Wygl¹da³ na nieœmia³ego inerwowego, podobnie jak Pablo, kiedy pozna³em go w celi.Stara³em siê wiêcdotrzeæ do niego g³êbiej, pokonuj¹c barierê nerwowoœci.A kiedy mi siê touda³o, zauwa¿y³em, ¿e zmieni³ siê wyraz jego twarzy – przyby³o mu energii.– Dzieñ dobry! – powiedzia³em.– Pan chyba nietutejszy, ale mo¿e bêdzie mi panmóg³ w czymœ pomóc
[ Pobierz całość w formacie PDF ]
Darmowy hosting zapewnia PRV.PL