[ Pobierz całość w formacie PDF ]
.Nieruchome, zastyg³e powietrze salitronowej przyda³o jej g³osowi denerwuj¹cej dobitnoœci, mia³o siê wra¿enie, ¿eprzemawia przez ni¹ ktoœ jeszcze.Tylko naczyniem.Odwróci³a siê i nieobejrza³a wiêcej przed znikniêciem.Skrzywiony Vhanu odwróci³ siê tak¿e i natrafi³ na milcz¹ce spojrzenia w³asnejeskorty.Ruszy³ drog¹, któr¹ tu przyszed³, zmuszaj¹c nios¹cych latarniêwartowników do pod¹¿ania za nim przez panuj¹ce niezmiennie ciemnoœci.TIAMAT: Prajna, orbita planetyReede Kullervo otworzy³ oczy z oszo³omieniem cz³owieka przebudzonego po zbytkrótkim œnie; us³ysza³ w³asny g³os cedz¹cy niewyraŸne s³owa, mog¹ce byæpytaniami lub poleceniami.– Szefie.– odezwa³ siê inny jeszcze g³os, bardziej zrozumia³y ni¿ jego.–Szefie? – Niburu.On w³aœnie by³ ostatnim jego wspomnieniem, szarzej¹cym,rozp³ywaj¹cym siê w mgle.Widzia³ teraz przed sob¹ twarz Kedaliona z doskona³¹wyrazistoœci¹; przed oczyma Reede'a przesz³a jego d³oñ, by z niepewn¹uporczywoœci¹ potrz¹sn¹æ ramieniem.– Jesteœmy.? – zapyta³ Reede, tym razem zdo³a³ jakoœ wypowiedzieæ zrozumia³es³owo.Usiad³, dziwi¹c siê, ¿e cia³o go pos³ucha³o; schwyci³ za porêcze fotela,gdy zacz¹³ siê unosiæ, po chwili dostrzeg³ pasy przytrzymuj¹ce.– Wokó³Tiamat?Niburu przytakn¹³; Reede dojrza³ obok smuk³y, milcz¹cy cieñ Ananke w kasku.–Co z.? – skin¹³ g³ow¹ w stronê miejsca Ariele, pozostaj¹cej bez zmian, szarejjak dym kopu³y.Niburu wzruszy³ ramionami i kiwn¹³ g³ow¹.– Kedalion, przybili do nas – powiedzia³ niespodziewanie Ananke.– Pod³¹czylisiê do luku.Reede odpi¹³ krêpuj¹c¹ go uprz¹¿ i niepewnie wsta³ z miejsca.Trzymaj¹c siêmocnej podpory oparcia fotela, czeka³, a¿ odzyska poczucie równowagi.– Co siê dzieje? Po³¹czyli siê z nami?– Wiêcej – powiedzia³ Niburu ponuro.– Zostaliœmy zagarniêci.Ledwo zd¹¿yliœmywybraæ orbitê, gdy ju¿ spadli nam na kark; musieli nas œledziæ, odk¹d wyszliœmyz ostatniego skoku.S³u¿ba bezpieczeñstwa bliskiego zasiêgu nie by³a przedtemtaka podejrzliwa.– Idziemy.– Reede z nag³¹ gwa³townoœci¹ wskaza³ na rufê.– Wyczyœæcieszalupê ratunkow¹ i j¹ zamknijcie.Nie chcê, by tu wêszyli, grzebi¹c wsystemach stazji i zadaj¹c pytania.Szybko!Poszli za nim bez s³owa; Niburu zamkn¹³ za nimi luk i poprowadzi³ doprzedzia³Ã³w pasa¿erskich Prajny.Reede przemierza³ krête korytarzewykorzystywane przez Kedaliona jako dodatkowe ³adownie, tak i¿ cz³owieknormalnego wzrostu ledwo móg³ siê nimi przeciskaæ, nie zaczepiaj¹c o coœ g³ow¹.Kl¹³ pod nosem, patrz¹c na przemykaj¹cego siê p³ynnie Ananke.Jego w³asne cia³ooci¹ga³o siê i waha³o przed ka¿dym ruchem.– Niburu, czemu, do cholery, nie w³¹czy³eœ ci¹¿enia?– Przepraszam, szefie – powiedzia³ Kedalion, patrz¹c w ty³dó³górê.– W tensposób szybciej lecê.Reede chrz¹kn¹³, skomentowa³ to, poskar¿y³ siê i na koniec poleci³ Niburu takurz¹dziæ wnêtrze statku, by bardziej odpowiada³o ludziom jego wzrostu.Kedalionnie zwraca³ na to uwagi, odpowiada³ wymijaj¹co, a¿ wreszcie stan¹³ napodwy¿szeniu prowadz¹cym do g³Ã³wnych systemów i patrz¹c prosto w oczy Reede' a,kaza³ mu siê odpieprzyæ.– To mój statek – powiedzia³.– Musi byæ po mojemu.–Kullervo, tak ku jego, jak i swemu zdumieniu, puœci³ to p³azem.Rozejrza³ siê po mijanym w³aœnie pustym pomieszczeniu bêd¹cym w³aœciwym sercemstatku.St¹d Niburu go pilotowa³, a oni cierpieli podczas mêcz¹cych przejœæprzez Czarne Wrota.Kokony pasa¿erskie dawa³y pewn¹ ochronê przed napiêciamipodró¿y ponadœwietlnych, odczuwanymi teraz, gdy statek zosta³ wyposa¿ony wtymczasowo sklecony zespó³ napêdu gwiezdnego.Przesz³oœæ i przysz³oœæ splot³ysiê w ten sposób w niedoskona³¹ teraŸniejszoœæ.Nie zatrzymuj¹c siê mija³ zat³oczon¹ pl¹taninê œwietlic, wspólnych kabin ikajut sypialnych, wyszed³ z niej z siniakami i przekleñstwami.Do oœrodkasystemowego dotarli dok³adnie w chwili pojawienia siê w nim grupy uzbrojonych¿o³nierzy w skafandrach kosmicznych.Niburu i Ananke unieœli rêce, gdy tylko zobaczyli wymierzon¹ w siebie broñ.Reede zrobi³ odruchowo to samo, niechêtnie zachowa³ gest poddania.– Kim jesteœcie? Co robicie na moim statku? – dopytywa³ siê Niburu, oburzenietonu k³Ã³ci³o siê z uleg³¹ postaw¹.– Dostaliœmy pozwolenie odlotu.Nie maciepodstaw, by nas odwiedzaæ, a tym bardziej straszyæ.Zamierzam z³o¿yæ skargê.– Mo¿e pan z³o¿yæ j¹ mnie.– Podszed³ do nich mê¿czyzna prowadz¹cy oddzia³napastników.Waln¹³ zaraz g³ow¹ o zwisaj¹cy sprzêt i dalej posuwa³ siêpochylony.Zakl¹³ pod nosem, gro¿¹c wzrokiem œmierci¹ ka¿demu, kto odwa¿y siêna uœmiech.– Porucznik Rimonne z Floty Hegemonii.Na Tiamat jest stan wojennyi sprawdzamy wszystkie statki przybywaj¹ce bez uprzedzenia.– Stan wojenny? – zdumia³ siê Niburu.– S³uchajcie, jestem niezale¿nym kupcem.Biorê towar, gdzie tylko mogê; nie latam wed³ug kursu.– Wed³ug naszych danych zg³osi³ pan ten sam towar, z jakim opuszcza³ Tiamat.Czy zechcia³by pan to wyt³umaczyæ?Niburu wzruszy³ ramionami.– Nieudany interes.¯ycie jest twarde.– No ³adnie.– Porucznik wskaza³ na swych ludzi.– Zabieramy was na pok³adnaszego statku, by przes³uchaæ i pewnie aresztowaæ.– Chwileczkê – powiedzia³ Reede, wysuwaj¹c siê ostro¿nie, nie opuszczaj¹c r¹k.– To ja jestem ich powracaj¹cym ³adunkiem.PrzywieŸli mnie tu na spotkanie zGundhalinu.Muszê siê z nim jak najszybciej zobaczyæ.Rimonne uniós³ brwi, przyjrza³ siê obanda¿owanej g³owie i porwanej,zakrwawionej odzie¿y Reede'a.– Z G³Ã³wnym Sêdzi¹? To bêdzie trudne.Reede spojrza³ na siebie, zrozumia³, ¿e wygl¹dem nie zwiêksza swejwiarygodnoœci.– Zabierzcie mnie na powierzchniê.Po³¹czcie siê z nim, powiedzcie, ¿e tujestem, zobaczycie, ¿e siê ze mn¹ spotka.Nazywam siê Reede Kullervo.Porucznik nie wygl¹da³ na poruszonego.– To bez znaczenia.– Mo¿e s³ysza³ pan o mnie.Jestem nazywany Kowalem.Nagle spojrza³y na niego wszystkie oczy.– Kowalem? – Rimonne wybuchn¹³ œmiechem.– Nie ma nikogo takiego.Kowal tolegenda; nie istnieje.– A jeœli pan siê myli? – Reede popatrzy³ prosto na niego.Rimonne zawaha³ siê, skrzywi³ twarz w grymasie.– Co Kowal móg³by chcieæ odG³Ã³wnego Sêdziego Tiamat – jeœli w ogóle istnia³by? – Skierowa³ broñ prosto wpierœ Reede'a.– Chodzi o wodê ¿ycia – stwierdzi³ Kullervo stanowczo.– Potrzebuje mojejwiedzy.Muszê siê z nim spotkaæ.– Niestety, nie ma go – powiedzia³ porucznik, uœmiechaj¹c siê ponuro.– A wyjesteœcie aresztowani.– Nie ma? Co to ma znaczyæ? – zapyta³ Reede, czuj¹c, ¿e nie jest w staniemyœleæ, Ilmarinenie, nie mo¿esz mnie znowu porzuciæ.– Zosta³ odes³any na Kharemough z oskar¿eniem o zdradê.Komendant Policji Vhanuog³osi³ stan wyj¹tkowy; on tu teraz rz¹dzi.– Nie – Reede zaprotestowa³ gwa³townie.– Tylko nie on, ten przeklêtysukinsyn.– spojrza³ na broñ wycelowan¹ w jego serce, zrozumia³ w pe³ni, cosobie zrobi³.Obróci³ siê nagle, odpychaj¹c Ananke, skoczy³ ku drzwiom.Ktoœ strzeli³; cios trafi³ go w plecy, sparali¿owa³ ca³e cia³o.Opad³bezradnie, sromotnie wci¹gnêli go znowu do œrodka.Skuli mu rêce za plecami;zrobili to samo z Ananke i Niburu.Przeszukali go; przygl¹da³ siê temu z niem¹rozpacz¹, nie by³ w stanie zareagowaæ, gdy z sakiewki przy pasie wyci¹gnêlifiolkê wody œmierci.– Jest chory – zaprotestowa³ Niburu, gdy ¿o³nierze zabrali œrodek.– Potrzebujetego
[ Pobierz całość w formacie PDF ]
Darmowy hosting zapewnia PRV.PL