[ Pobierz całość w formacie PDF ]
.By³o to przed domem, po ciemku, matka twoja mog³a nie wiedzieæ o zamianie.Czywiedzia³apani o tym?– Nie! Nie! Ja nie wiedzia³am.– podchwyci³a rozpaczliwie.– Ona k³amie! – zawo³a³a z oburzeniem Katarzyna.– Nie.Ja nie k³amiê.Nie k³amiê.– ³ka³a Dolores.Bonnard patrzy³ na mnie poprzez zmru¿one powieki.Potem przeniós³ wzrok naMaria,wreszcie na jego matkê.– Wiêc twierdzi pani, ¿e mikronadajnik wrêczy³ pani pu³kownik da Silva? –zapyta³oschle.– Tak.To da Silva.Ja nic nie wiedzia³am.– S³yszeliœcie pañstwo oœwiadczenie pani de Lima – powiedzia³ Bonnard urzêdowymtonem.– Niech siê pan z tym liczy, ¿e jeœli zajdzie potrzeba, zwrócê siê opowo³anie pañskiejklientki na œwiadka.I oczywiœcie, pañstwa równie¿.Profesor znów prze³¹czy³ przyniesiony przez siebie aparat, potem siêgn¹³ pomikronadajnikodebrany Dolores.– Panie da Silva – zawo³a³.– Ostrzegam pana, ¿e jeœli spróbuje pan wykorzystaæzdobyteprzestêpcz¹ drog¹ informacje na szkodê Instytutu Burta, zostanie panpoci¹gniêty doodpowiedzialnoœci.To wszystko!Bonnard pocz¹³ znów manipulowaæ prze³¹cznikami, po czym schowa³ oba aparaty dokieszeni.– Czy on nas teraz s³yszy? – zapyta³em œciszonym g³osem.– Nie.Niech siê pan nie obawia! – zaœmia³ siê nieprzyjemnie.– Jak pan siê zorientowa³, ¿e nas pods³uchuje?– To Jose.Neurodyna odznacza siê du¿¹ czu³oœci¹ na promieniowanieelektromagnetyczne,zw³aszcza o d³ugoœciach rzêdu metra i wiêcej.Jose ma wiêc coœ w rodzaju zmys³uradiowego.Otó¿ stwierdzi³ on pojawienie siê w naszym gmachu nowego, nieznanego muŸród³a promieniowania.– Jose?.– powtórzy³a Dolores patrz¹c z lêkiem na Bonnarda.– Najwy¿szy czas, aby pani porozmawia³a osobiœcie ze swym by³ym mê¿em.– Ja?! Ja.nie chcê!Oczy Dolores pe³ne by³y przera¿enia.– Pójdê z tob¹, mamo – Mario uj¹³ matkê delikatnie za rêkê.Chwyci³a siê kurczowo jego d³oni.– Mario!– Myœlê, ¿e lepiej bêdzie, jak porozmawiacie bez œwiadków – rzek³ Bonnardtwardo.– Ja tam sama nie pójdê! – krzyknê³a Dolores rozpaczliwie.By³a blada jakp³Ã³tno.– Nie mo¿esz mu odmówiæ – powiedzia³ Alberdi ³agodnie.– Ja.Ja siê bojê! Bonnard waha³ siê chwilê.– Est! Ty z ni¹ pójdziesz.Tak bêdzie lepiej – zadecydowa³ w koñcu.Ksi¹dz wzi¹³ siostrê pod ramiê.Nie stawia³a ju¿ oporu.Poprowadzi³ j¹ kuschodom.Bonnard postêpowa³ za nimi w milczeniu.Mario patrzy³, jak wchodzili na schody, i nagle, gdy ju¿ zniknêli z polawidzenia, pogna³za nimi na górê.Zostaliœmy sami z Katarzyn¹;– No i có¿ ty na to wszystko? – zapyta³a siadaj¹c na fotelu.– Dziwne.– westchn¹³em sadowi¹c siê obok niej.– A¿ trudno uwierzyæ.Powiedzmiszczerze – chwyci³em j¹ za rêkê.– Czy rzeczywiœcie Bonnardowi mo¿na w pe³niufaæ?– Ca³kowicie.– Jego pogl¹dy s¹ co najmniej dziwne.S³ysza³em od de Limy, ¿e Braga by³sympatykiemkomunizmu.Mo¿e wiêc równie¿ Bonnard.– Pleciesz bzdury.Ka¿dy, kto ma radykalniejsze pogl¹dy, dla ludzi pokroju daSilvyjest agentem komunistycznym.– Mniejsza o to.Nie znam siê na tej waszej polityce i znaæ nie chcê.Powiedzmi lepiej,co to za historia z pamiêtnikiem Bragi?– Bardzo przykra, nieprzyjemna sprawa.Jose pozostawi³ u swej ¿ony pierwsz¹napisan¹przez niego powieœæ, kilka opowiadañ oraz pamiêtnik, a œciœlej coœ w rodzajudiariusza pisanegona gor¹co w pewnym okresie ¿ycia.Ten pamiêtnik by³ zreszt¹ gdzieœ ukryty, leczDolores go znalaz³a i po przeczytaniu spali³a.Twierdzi, ¿e to by³ paszkwil nani¹, lecz ztego, co mówi Jose, wynika, i¿ tylko pewne niewielkie fragmenty dotyczy³y jego¿ony.Zniszczy³a równie¿ te jego pierwsze utwory, z zemsty albo po prostu dlatego, ¿enie wierzy³a,aby mia³y one kiedykolwiek jak¹œ wartoœæ.PóŸniej okaza³o siê, i¿ pamiêtnikispali³adopiero po œmierci Josego, przechowuj¹c je przez kilka lat, byæ mo¿e dlajakichœ ukrytychcelów.– I Mario o tym siê dowiedzia³?– Tak.Ale dopiero trzy miesi¹ce temu.Sprawa pamiêtnika ci¹gnie siê ju¿ odkilku lat.Chyba zaczê³a siê gdzieœ w rok po oficjalnej œmierci Bragi.Nie wiem, czy ciBonnardmówi³, ale w wyniku przeszczepiania osobowoœci powsta³y w pamiêci Josegoznaczne luki.To bardzo go mêczy³o, zw³aszcza póŸniej, gdy w pe³ni odzyska³ sprawnoœæumys³ow¹.I wówczas przypomnia³ sobie o pamiêtniku.Tego rodzaju materia³ móg³by mubardzopomóc.Bonnard rozpocz¹³ wiêc starania o wydostanie od by³ej ¿ony Bragi tychpamiêtników.Ale ona krêci³a.Twierdzi³a, ¿e Jose nic jej nie pozostawi³.Profesor nie by³pewny,czy Braga nie cierpi na paramnezjê, i w³aœciwie postawi³ krzy¿yk na ca³ejsprawie.Dopieroparê miesiêcy temu w rozmowie z Josem Mario przypomnia³ sobie, i¿ przed piêciuczyszeœciu laty widzia³ u matki grube bruliony w charakterystycznych ok³adkach.Zanamow¹Josego pocz¹³ szukaæ brulionów po domu i nie wiem, jak tam by³o, ale w koñcusiê wyda³o,¿e wszystko zosta³o przez matkê zniszczone.Ch³opiec nie wiedzia³ zreszt¹pocz¹tkowo,i¿ chodzi³o tu o pamiêtniki.Szuka³ dzie³ literackich.– To dlatego Jose telefonowa³ do Maria?– Ale¿ nie! Jose po prostu têskni³ za synem.Bonnard zdecydowa³ siê na fen doœæryzy-87kowny krok ze wzglêdu na stan psychiczny Josego.Sprawa pamiêtnika wyp³ynê³adopierow trzeciej czy czwartej rozmowie.I to zupe³nie przypadkowo.– Naprawdê?– Ale¿ – ¿achnê³a siê gwa³townie.– Ty nie znasz Josego! Nie zna³eœ go przedœmierci¹.i teraz.Widzisz go tylko oczami tej wiedŸmy.Wyobra¿am sobie, co ona ci onimnaopowiada³a.A czy wiesz, ¿e zmusi³a swego syna, aby przysi¹g³, i¿ nie powienikomu ozniszczeniu rêkopisów? I teraz siê od niego o tym nie dowiesz.Powiedzia³ tylkoojcu,gdy¿ uwa¿a, ¿e jego nie dotyczy przyrzeczenie.– Ciekawe, dlaczego j¹ tak nienawidzisz? Moim zdaniem, mimo wad, to biedna,nieszczêœliwakobieta.– Co ty opowiadasz?! – oburzy³a siê Katarzyna.– To chciwa, podstêpna,samolubna,pozbawiona skrupu³Ã³w baba.¯ebyœ ty wiedzia³, co Jose przez ni¹przecierpia³!.Patrzy³em na Katarzynê i zastanawia³em siê, dlaczego w³aœnie ona, tak czêstoimponuj¹cami obiektywizmem i rozs¹dkiem, nie znajduje w sobie ani cienia wyrozumia³oœcidlamatki Maria.Czy nie widzia³a tego, co dzia³o siê tu przed chwil¹?– S³uchaj, moja droga.Czyœ ty czasem nie kocha³a siê w Josem?Spuœci³a gwa³townie g³owê.– A wiêc tak? – powiedzia³em cicho, ze wspó³czuciem.– Mo¿e zreszt¹ jeszczedziœ.Patrzy³a na mnie w milczeniu szeroko rozwartymi oczyma, ale wiedzia³em, ¿e jestmyœl¹gdzieœ bardzo daleko.– Myœlisz, ¿e.bez sensu jest kochaæ cieñ – wyszepta³a ledwo dos³yszalnie.XIVDzieñ wsta³ znów s³oneczny.Niebo by³o czyste, bez jednej chmurki nadhoryzontem,gdy z Katarzyn¹ i ksiêdzem Alberdi ruszaliœmy sprzed Instytutu.Pani de Lima i Mario wyjechali z profesorem Bonnardem cztery i pó³ godzinywczeœniej,tak jak zaplanowa³ uczony poprzedniego dnia.Widzia³em siê z nimi rano.Doloresby³a blada i zmêczona.D³ugo w noc przesiedzia³a u Bonnarda w gabinecie.Widoczniejednak doszli do porozumienia bez mojej pomocy, bo zauwa¿y³em, ¿e odnosi siê doniegoze szczerym szacunkiem.Przed odjazdem powiedzia³a mi, ¿e powinienemrzeczywiœciejak najszybciej wycofaæ skargê, a ona postara siê przekonaæ swego mê¿a os³usznoœci tejdecyzji.Zapewni³em j¹, i¿ wstêpne kroki podejmê dziœ jeszcze.Nic mnieprzecie¿ ju¿ niezatrzymywa³o w Punto de Vista i postanowiliœmy z Katarzyn¹, ¿e gdy tylkoodwiozê Alberdiegona plebaniê, ruszymy zaraz w drogê powrotn¹ do stolicy.Szosa by³a opustosza³a i wyrazi³em nawet przypuszczenie, i¿ da Silva powczorajszymostrze¿eniu Bonnarda zwin¹³ swoje „czujki”.Katarzyna nie podziela³a jednakmego optymizmu,twierdz¹c, i¿ pu³kownik nie nale¿y do ludzi, którzy ³atwo kapituluj¹.Alberdi nie bra³ udzia³u w rozmowie
[ Pobierz całość w formacie PDF ]
Darmowy hosting zapewnia PRV.PL