[ Pobierz całość w formacie PDF ]
.Puœci³ j¹.Essi, powoli wracaj¹c do normalnychkolorów, obróci³a siê twarz¹ ku niemu.- £atwo sprawiæ, byœ podj¹³ ryzyko - powiedzia³a.- Wystarczy kilka s³Ã³w okobietach i dzieciach.A tyle siê mówi o tym, jacyœcie to podobno nieczuli, wy,wiedŸmini.Geralt, Agloval gwi¿d¿e na kobiety, dzieci i starców.On chce, bywznowiono po³owy pere³, bo traci z ka¿dym dniem, gdy mu ich nie dostarczaj¹.Onciê z mañki za¿ywa g³odnymi dzieæmi, a ty natychmiast gotów jesteœ ryzykowaæ¿yciem.- Essi - przerwa³.- Jestem wiedŸminem.To mój fach, ryzykowaæ ¿yciem.Dziecinic do tego nie maj¹.- Nie zwiedziesz mnie.- Sk¹d supozycja, ¿e mam zamiar?- A st¹d, ¿e gdybyœ by³ a¿ takim zimnym profesjona³em, za jakiego chceszuchodziæ, próbowa³byœ podbiæ cenê.A ty s³owem nie wspomnia³eœ o zap³acie.Ach,dobrze, doœæ ju¿ o tym.Wracamy?- PrzejdŸmy siê jeszcze.- Z chêci¹.Geralt?- S³ucham.- Mówi³am, wychowa³am siê nad morzem.Umiem sterowaæ ³odzi¹ i.- Wybij to sobie z g³owy.- Dlaczego?- Wybij to sobie z g³owy - powtórzy³ ostro.- Móg³byœ - powiedzia³a - sformu³owaæ to grzeczniej.- Móg³bym.Ale wziê³abyœ to.diabli wiedz¹, za co.A ja jestem nieczu³ywiedŸmin i zimny profesjona³.Ryzykujê w³asnym ¿yciem.Cudzym nie.Essi zamilk³a.Wiedzia³, jak zacisnê³a usta, jak szarpnê³a g³ow¹.Poryw wiatruznowu rozburzy³ jej w³osy, na moment zakry³ twarz pl¹tanin¹ z³otych pasemek.- Chcia³am ci tylko pomóc - powiedzia³a.- Wiem.Dziêkujê.- Geralt?- S³ucham.- A jeœli w plotkach, o których mówi³ Agloval, jest sens? Wiesz przecie¿,syreny nie wszêdzie i nie zawsze s¹ przyjazne.By³y wypadki.- Nie wierzê.- Morszczynki - ci¹gnê³a Oczko, zamyœlona.- Nereidy, trytony, morskie nimfy.Kto wie, do czego s¹ zdolne.¥ Sh'eenaz.Mia³a powód.- Nie wierzê - przerwa³.- Nie wierzysz, czy nie chcesz uwierzyæ? Nie odpowiedzia³.- I ty chcesz uchodziæ za zimnego profesjona³a? - spyta³a z dziwnym uœmiechem.- Za kogoœ, kto myœli ostrzeni miecza? Chcesz, to powiem ci, jaki jesteœnaprawdê.- Wiem, jaki jestem naprawdê.- Jesteœ wra¿liwy - powiedzia³a cicho.- W g³êbi duszy pe³nej niepokoju niezwiedzie mnie twoja kamienna twarz i zimny g³os.Jesteœ wra¿liwy, w³aœnie twojawra¿liwoœæ ka¿e ci siê teraz baæ, ¿e to, przeciwko czemu masz wyst¹piæ zmieczem w rêku, mo¿e mieæ swoje racje, mo¿e mieæ nad tob¹ moraln¹ przewagê.- Nie, Essi - powiedzia³ powoli.- Nie szukaj we mnie tematu do wzruszaj¹cejballady, ballady o wiedŸminie, rozdartym wewnêtrznie.Mo¿e chcia³bym, ¿eby takby³o, ale nie jest.Moje dylematy moralne rozwi¹zuj¹ za mnie kodeks iwychowanie.Tresura.- Nie mów tak - ¿achnê³a siê.- Nie rozumiem, dlaczego starasz siê.- Essi - przerwa³ jej znowu.- Nie chcê, byœ nabra³a o mnie fa³szywychwyobra¿eñ.Nie jestem b³êdnym rycerzem.- Zimnym i bezmyœlnym zabójc¹ te¿ nie jesteœ.- Nie - zgodzi³ siê spokojnie.- Nie jestem, chocia¿ s¹ tacy, którzy myœl¹inaczej.Ale to nie moja wra¿liwoœæ i zalety charakteru stawiaj¹ mnie wy¿ej,lecz pyszna i arogancka duma przekonanego o swej wartoœci zawodowca.Profesjona³a, któremu wpojono, ¿e kodeks jego profesji i zimna rutyna jests³uszniejsza ni¿ emocja, ¿e strze¿e przed pope³nieniem b³êdu, który mo¿napope³niæ, gdy siê zap³acze w dylematach Dobra i Z³a, £adu i Chaosu.Nie, Essi.Nie ja jestem wra¿liwy, ale ty.Wymaga zreszt¹ tego twój zawód, prawda? To tyzaniepokoi³aœ siê na myœl, ¿e sympatyczna z pozoru syrena, zniewa¿ona,zaatakowa³a po³awiaczy pere³ w akcie rozpaczliwej zemsty.Od razu szukasz dlasyreny usprawiedliwienia, okolicznoœci ³agodz¹cych, wzdragasz siê na myœl, ¿ewiedŸmin, op³acony przez ksiêcia, zamorduje œliczn¹ syrenê tylko za to, ¿eoœmieli³a siê ulec emocjom.A wiedŸmin, Essi, wolny jest od takich dylematów.Iod emocji.Gdyby nawet okaza³o siê, ¿e to syrena, wiedŸmin nie zabije syreny,bo kodeks mu zabrania.Kodeks rozwi¹zuje dylemat za wiedŸmina.Oczko spojrza³ana niego, raptownie podrywaj¹c g³owê.- Ka¿dy dylemat? - spyta³a szybko.Wie o Yennefer, pomyœla³.Wie o niej.Ech,Jaskier, ty cholerny plotkarzu.Patrzyli na siebie.Co kryje siê w twoich modrych oczach, Essi? Ciekawoœæ? Fascynacja innoœci¹?Jakie s¹ ciemne strony twojego talentu, Oczko?- Przepraszam - powiedzia³a.- Pytanie by³o g³upie.I naiwne.Sugeruj¹ce, ¿euwierzy³am w to, co mówi³eœ.Wracajmy.Ten wiatr przenika do szpiku koœci.Spójrz, jak ba³wani siê morze.- Widzê.Wiesz, Essi, to ciekawe.- Co jest ciekawe?- G³owê bym da³, ¿e g³az, na którym Agloval spotyka siê z syren¹, by³ bli¿ejbrzegu i by³ wiêkszy.A teraz go nie widaæ.- Przyp³yw - rzek³a krótko Essi.- Wkrótce woda siêgnie a¿ tam, pod urwisko.- A¿ tam?- Tak.Woda przybiera tu i opada potê¿nie, dobrze ponad dziesiêæ ³okci, bo tu,w cieœninie i ujœciu rzeki wystêpuj¹ tak zwane echa p³ywowe, czy jak to tamnazywaj¹ ¿eglarze.Geralt patrzy³ w stronê przyl¹dka, na Smocze K³y, wgryzione w hucz¹cy,spieniony przybój.- Essi - spyta³.- A gdy zacznie siê odp³yw?- To co?- Jak daleko cofnie siê morze?- A co.Ach, rozumiem.Tak, masz racjê.Cofnie siê a¿ do linii szelfu
[ Pobierz całość w formacie PDF ]
Darmowy hosting zapewnia PRV.PL