[ Pobierz całość w formacie PDF ]
.- Ciekawa jestem - powiedzia³a w zamyœleniu pani Pullman - czy nie mo¿na byprzyspawaæ wojownika do rufy „Mayflower”?- Zmierzasz we w³aœciwym kierunku - rzek³ Pullman.- Zaskakujesz mnie.Nies¹dzi³em, ¿e kiedykolwiek zrozumiesz osobowoœæ Wielkiego Nicka.- Przetar³oczy, nagle straszliwie zmêczony.- O, Bo¿e, co mo¿e mu siê przydaæ, czego mo¿epotrzebowaæ? Masz jakieœ pomys³y, Bernie?- Nie - odpar³ Bernie.- Op³ywa we wszystko.Ale utrzymuje, ¿e wci¹¿ lubidostawaæ prezenty, po to, by przypomina³y mu o wszystkich przyjacio³ach,których ma.- Uwa¿a, ¿e jest to sposób na policzenie ich, prawda? - powiedzia³ Pullman.- Przyjaciele s¹ wa¿ni dla Wielkiego Nicka - rzek³ Bernie.- Trzeba mupowtarzaæ po sto razy dziennie, ¿e wszyscy go kochaj¹, w przeciwnym raziezaczyna rozwalaæ meble i pracowników.Pullman pokiwa³ g³ow¹.- Richardzie – spyta³ surowo – czy pamiêtasz, co masz powiedzieæ ŒwiêtemuMiko³ajowi, gdy zapyta, co mamusia i tatuœ s¹dz¹ o Wielkim Nicku?- Mamusia i tatuœ kochaj¹ Wielkiego Nicka - odpowiedzia³ Richard - i uwa¿aj¹go za prawdziwego d¿entelmena.- Co powiesz, Willy? - spyta³ ze znu¿eniem Bernie.- Mamusia i tatuœ mówi¹, ¿e zawdziêczaj¹ bardzo du¿o Wielkiemu Nickowi.WielkiNick jest ¿yczliwym, hojnym cz³owiekiem.- Wszy-scy ko-cha-j¹ Wielkiego Nicka - podpowiedzia³a zgryŸliwie Wanda.- Albo wyl¹duj¹ w jeziorze Michigan z kamieniem u szyi - doda³ Pullman.Uœmiechn¹³ siê do ekspedienta, który w³aœnie przyniós³ mu „Mayflower” iwojownika.- S¹ dobrzy, dopóki mu pasuj¹.Ale czy œwiec¹ w ciemnoœci?***Bernie O’Hare, niegdysiejszy Dynamit z Shenandoah, patrzy³ przez niedu¿y wizjerw grubych frontowych drzwiach Wielkiego Nicka, jak pañstwo Pullmanowie z synemRichardem id¹ oœwietlonym reflektorami chodnikiem do rezydencji, potykaj¹c siêo ukryte alarmy.Odryglowa³ zamek i zdj¹³ ³añcuch.- Ho, ho, ho - powiedzia³ cicho.- Ho, ho, ho - odrzek³ Pullman, wrêczaj¹c Berniemu swój filcowy kapelusz ip³aszcz.- No, Richard - powiedzia³ Bernie do m³odego Pullmana - widzê, ¿e siêuspokoi³eœ.- Tatuœ da³ mi tabletkê nasenn¹ - wyjaœni³ Richard.- Czy pan domu jest po du¿ej libacji? - spyta³a pani Pullman.- S³ucham? - rzek³ Bernie.- Czy jest pijany?Bernie rozejrza³ siê ukradkiem.- A czy ryby p³ywaj¹? - spyta³.- Czy s³oñce wschodzi? - doda³ pan Pullman.Zabrzêcza³ ma³y interkom na œcianie.Bernie podniós³ ostro¿nie s³uchawkê.- S³ucham, Nick?- Czy wszyscy ju¿ s¹? - spyta³ przepity zadziorny g³os.- Tak, Nick.Pullmanowie w³aœnie przyjechali.S¹ ju¿ ostatni.Pozostali czekaj¹w salonie.- Rób, co do ciebie nale¿y.- Nick odwiesi³ s³uchawkê.Bernie westchn¹³, wyj¹³ z szafy sznur dzwonków do sañ, wy³¹czy³ system alarmowyi wyszed³ na dwór, kryj¹c siê w krzakach.Potrz¹sn¹³ dzwoneczkami i krzykn¹³:- Hej, to Œwiêty Miko³aj! I wszystkie renifery! O rany! L¹duj¹ na dachu! Ateraz Miko³aj wchodzi przez okno sypialni na piêtrze!Wróci³ do domu, schowa³ dzwonki, zaryglowa³ drzwi i zamkn¹³ je na ³añcuch,w³¹czy³ z powrotem system alarmowy, po czym wszed³ pokornie do salonu, gdziedwanaœcioro dzieci i osiem par rodziców siedzia³o w milczeniu, patrz¹c zposêpnym lêkiem na schody.Wszyscy mê¿czyŸni pracowali dla Nicka.Jedynie Bernie wygl¹da³ jak bandzior.Pozostali mieli wygl¹d zwyk³ych szacownych biznesmenów.Pracowali g³Ã³wnie wcentrali, gdzie brutalnoœæ by³a bardzo odleg³a.Prowadzili mu ksiêgowoœæ,doradzali w interesach i kwestiach prawnych, wdra¿ali najnowoczeœniejsze metodyzarz¹dzania w jego rozmaitych przedsiêbiorstwach.Stanowili niewielk¹ czêœæjego pracowników, tych, którzy mieli dzieci na tyle ma³e, by wci¹¿ wierzy³y wŒwiêtego Miko³aja.- Weso³ych Œwi¹t! O-ho-ho-ho-ho! - powiedzia³ Œwiêty Miko³aj ochryp³ym g³osem,tupi¹c ciê¿ko wielkimi czarnymi buciorami po schodach.Willy wyrwa³ siê matce i pobieg³ pêdem do Berniego, szukaj¹c bezpieczniejszegoschronienia.Bernie zbudowa³ dla Willy’ego fort ze swych potê¿nych ramion.Czu³siê podle, nie potrafi³ spojrzeæ Wandziew oczy.Œwiêty Miko³aj opar³ siê o s³upek porêczy schodów, cygaro zwisa³o mu zwacianej brody, ma³e oczka wêdrowa³y z³oœliwie od twarzy do twarzy.By³ gruby,przysadzisty, mia³ blad¹ nalan¹ twarz.Rozsiewa³ wokó³ siebie opary alkoholu.- W³aœnie zlaz³em z mojego warsztatu na biegunie pó³nocnym - rzek³ wyzywaj¹co.- Czy nikt nie zamierza powitaæ starego Œwiêtego Miko³aja?Rodzice szturchnêli swoje pociechy i w salonie rozleg³ siê cichutki chórpozdrowieñ.- No, gadajcie coœ! - powiedzia³ Miko³aj.- To nie kostnica.- Wycelowa³bezceremonialnie palec, na którym b³yszcza³ wielki brylant, w RichardaPullmana.- By³eœ grzecznym ch³opcem?Pan Pullman œcisn¹³ swego syna jak kobzê.- Tak - pisn¹³ Richard.- Jesteœ pewny? - spyta³ podejrzliwie Œwiêty Miko³aj.- Nie zachowywa³eœ siêbezczelnie wobec doros³ych?- Nie - odpar³ Richard.- W porz¹dku - powiedzia³ Miko³aj.- Mo¿e mam dla ciebie elektryczn¹ kolejkê, amo¿e nie.- Zacz¹³ szperaæ w stercie paczek pod choink¹.- Gdzie ja wetkn¹³emtê cholern¹ kolejkê? - Znalaz³ paczkêz imieniem Richarda i poda³ j¹ prowokacyjnym gestem.- Chcesz j¹?- Tak - odrzek³ apatycznie Richard.- Wobec tego zachowuj siê, jakby ci siê podoba³a - powiedzia³ Miko³aj.Ma³y Richard prze³kn¹³ z trudem œlinê.- Wiesz, ile to kosztuje? - spyta³ Œwiêty Miko³aj.- Sto dwadzieœcia czterypiêædziesi¹t.- Zrobi³ dramatyczn¹ pauzê.- W hurcie.- Pochyli³ siê kuRichardowi.- Chcia³bym us³yszeæ s³owa podziêkowania.Pan Pullman œcisn¹³ Richarda.- Dziêkujê - wykrztusi³ Richard.- „Dziêkujê”.No, myœlê - rzek³ Miko³aj z gryz¹c¹ ironi¹.- Nigdy niedostaniesz kolejki za sto dwadzieœcia cztery dolary piêædziesi¹t centów odswojego staruszka, to ci mogê powiedzieæ.Powiem ci te¿, ch³opcze, ¿e gdyby nieja, twój ojciec nadal by³by nikim, marnym urzêdniczyn¹.I niech nikt o tym niezapomina.Pan Pullman powiedzia³ coœ cicho do syna.- O co chodzi? Co ci szepcze twój staruszek na ucho? - spyta³ Miko³aj.- Powiedzia³, ¿e kije i kamienie mog¹ po³amaæ mu koœci, ale s³owa nigdy go niezrani¹ - powtórzy³ s³owa ojca Richard.Wydawa³ siê za¿enowany z jego powodu,podobnie jak pani Pullman, która z trudem chwyta³a powietrze.- Ha! - rzek³ Œwiêty Miko³aj.- Mocne s³owa.Za³o¿ê siê, ¿e powtarza je storazy dziennie.Co mówiw domu o Wielkim Nicku? No, Richard, rozmawiasz ze Œwiêtym Miko³ajem, a japrowadzê na biegunie pó³nocnym spis dzieci, które nie mówi¹ prawdy
[ Pobierz całość w formacie PDF ]
Darmowy hosting zapewnia PRV.PL