[ Pobierz całość w formacie PDF ]
.Jelenie pêdz¹ jak wiatr i narty lec¹, a¿dech zamiera w piersiach.Na dole przednie narty zwalniaj¹ biegu, nastêpniewszystkie z trzaskiem uderzaj¹ siê o siebie i rozskakuj¹ na wsze strony.Wdolinie znowu kêpy, znowu podskoki nart niby po wzburzonych falach.Zmuszonemudo ci¹g³ych æwiczeñ gimnastycznych - ciep³o, ale nogi marzn¹, a przy szalonympêdzie po kêpach w ciemnoœci nie mo¿e byæ mowy o rozgrzaniu siê w jakikolwieksposób.Nareszcie w oddali ukazuje siê s³up iskier.To jurta! Witamy j¹radoœnie jak ¿eglarze latarniê morsk¹.Po chwili rozgaszczamy siê w cieple jamyi pijemy jak bohaterowie Homera, a zaraz potem spaæ, spaæ! No i tak co dzieñ -przez trzy miesi¹ce i dwa dni.Mój aparat, szk³o, przybory dowioz³em w ca³oœci,czemu siê okrutnie dziwujê.Maj¹ mi przys³aæ z Jakucka klisze, papier i w ogólewszystko.Có¿ tam u ciebie, moja s³odka dziewczyno, moja mi³a siostrzyczko.”15 grudnia.Od pewnego czasu ³aknê i poszukujê widoku radoœci.Szukam ksi¹¿ekweso³ych.Wielk¹ by mi przyjemnoœæ sprawi³o, ¿ebym widzia³a czyjeœ ¿ycie pe³neszczêœcia.Mam doko³a siebie albo nêdzne, chorowite egzystencje, albo zapasy zprzeciwnoœciami nad si³y.Co krok mo¿na spotkaæ osoby zadowolone (z siebie),ale nigdzie nie widaæ weso³ych.Zadowolenie jest tam, gdzie s¹ ma³e potrzeby, aszczêœcia, z którego try,ska wesele, tak jakby nigdzie nie by³o.Cz³owiekstworzony jest do szczêœcia! Cierpienie trzeba zwalczaæ i niszczyæ jak tyfus iospê.24 grudnia.Wróci³am z pasterki.By³yœmy wszystkie, to jest panna Helena, Iza imoje bêbenki.Mróz.Sypki œnieg iskrzy siê i chrupie pod nogami.Z mojego oknawidzê tylko dachy ze srebra.Szeregi zaczarowanych pa³aców stanê³y w biednejdzielnicy.Ksiê¿yc œwieci.Druty telefoniczne osêdzia³y.S¹ bia³e jak sznury grubej bawe³ny, któr¹ zwijana k³êbek jakaœ babcia, ogromnie, ogromnie wiekowa.Jest coœ dziwnego w tejnocy jasnej, w tej nocy czystej.Niewys³owiony wdziêk le¿y na murach oblanychœwiat³em miesiêcznym.Ju¿ chyba wszystkie walki ze znu¿enia w tej ciszy usta³y i ¿elazna piêœæprzemocy os³ab³a z ¿alu.Gdyby w tej chwili zbójca chcia³ sztylet utopiæ w piersiach swojej ofiary -zemdla³aby mu rêka.Bo teraz anio³owie zstêpuj¹ z niebios na ziemiê i tul¹ doserc przeczystych westchnienia skrzywdzonych ludzi.Kto teraz modliæ siê bêdzie.W ¿³obie, gorzej ni¿ niemowlê ubogiego parobka, le¿y ten, o którym mówi³Izajasz, ¿e „uderzy ziemiê rózg¹ ust swoich”.Mo¿e to Jego królestwo ju¿ siêzaczê³o, mo¿e ju¿ idzie „rok Pañski wdziêczny”.Niech siê umocni¹ duszecierpi¹ce dla dobra wielu, niech wytchn¹, Panie.26 grudnia.Œwiêta! Œpiê, pró¿nujê i chodzê na wizytki.Znios³am do siebie stosksi¹¿ek i rzucam siê od jutra w srogie czytanie.Guépe wyjecha³a na tydzieñ.Do naszego apartamentu wyniesiono dla braku miejsca od pañstwa S.choinkê.Mamw nocy mi³y zapach œwierczyny.Ach, ¿eby tak przejechaæ siê sankami wœród lasuobsypanego œniegiem, œwiec¹cego soplami, w zimowy wieczór, kiedy to gonty nadachach strzelaj¹! Jak to tam jest teraz?Puste pola.Ani szmeru, ani szelestu.Ksiê¿yc idzie nad rozleg³ym przestworem.Gdzieniegdzie gruszka polna stoi wœród œniegów samotna, obdarta.Rzuca swójcieñ b³êkitnawy.7 stycznia.Wac³aw umar³.Odebra³am wiadomoœæ od tej pani przed tygod.23 marca.Przerzucaj¹c rupiecie w szufladzie mojego stolika, znalaz³am tensekretnik.Gdym go otwar³a, wzrok mój trafi³ na s³owa przed dwoma miesi¹camipisane.Jak gdyby coœ nowego!.Zarazem takie samo zimno, obojêtnoœæ.Czyli¿to ma byæ moje nieszczêœcie? Gdzie¿ ono jest? Ja go nie czujê.S³owa te s¹puste wewn¹trz i tylko maj¹ formê, pow³okê bólu znanego ludziom.Dawno, gdy jeszcze by³am w domu, nieboszczyk tatko pokazywa³ mi w G³ogachpszenicê, któr¹ œnieæ zjad³a.Szliœmy rano o œwicie, obok niwy pod góranad strumykiem Kamiennym.Tatko urywa³ k³os, wyjmowa³ z niego ziarno.By³oca³kiem podobne do ziarna pe³nego, mia³o zewnêtrzn¹ barwê.Tylko gdy by³odotkn¹æ go palcem, wylatywa³ ze œrodka z³otej ³upiny murz czarny, py³kowaty,sypki.Tak i moje uczucia.Nie ma w nich czystego chleba uczuæ siostrzanychtylko œnieæ spróchnia³a.25 marca.Chcia³abym tu opisaæ.Zaczynam czuæ potrzebê wyjawienia, jakby ekstyrpacji z g³êbi siebie.Jestemtaka zabita! ¯adnych uczuæ, ¿adnych nawet poruszeñ.Jestem podobna do owej sadzawki Siloe , gdy od niej anio³ odlecia³.Czujê, ¿ecoœ w mej duszy, jakaœ dawniejsza jej w³adza - przesta³a istnieæ, a to, cozosta³o, jest dla mnie ju¿ na nic.Jest to tchórzliwe i oziêb³e.Nic ju¿ nowegona ziemi zrobiæ nie potrafiê.S¹ jeszcze dobre istoty, które ceni¹ we mnie i teresztki, ale ja sama czy¿ mogê przystaæ na myœl, ¿eby jak¹kolwiek wartoœænadawaæ czemuœ, co jest jak nêdzny ³achman, pozosta³y z dawnej odzie¿y.By³czas, kiedy s¹dzi³am, ¿e jestem zdruzgotana ze szczêtem Dziœ widzê, ¿e tak niejest.Z³amane jest tylko moje osobiste szczêœcieChcê rozbudziæ w sobie si³ê ¿ycia, biczujê siê wspomnieniem panny L., biorê siêpazurami do robót ciê¿kich.Ale to wszystko, to wszystko.Takie mam ci¹gle uczucie, jakby mi ktoœ podpowiada³, co trzeba, uczy³ miê, jaktrzeba, wysila³ na to duszê swoj¹, a ja mu stale, z ch³opska nie dowierzam.Czêsto przybiega do mnie to ta, to owa znajoma i mówi o swych strapieniachWówczas miê to „mile zajmuje”, ale ów sposób bardzo zbli¿ony do wzgardy.Myœlêsobie patrz¹c na ³zy cudze, jak szczêœliwymi s¹ ci, co takie tylko wylewaj¹.Ja milczê.Znam jedno m¹dre s³owo, o którym Wacek nic nie wiedzia³.S³owo : Hart sei!By³by miê zabi³ wzrokiem, gdybym mówi³a, ¿e ¿ycie trzeba kochaæ nade wszystko.26 marca.Czêsto teraz wcale nie wiem, co jest dobre, a co z³e.Zdaje siê, ¿enic „z³ego” nie robiê, ale te¿ ¿adnej nie mam pewnoœci, ¿e takie sprawowanie majak¹kolwiek wartoœæ.Chwilami wydaje mi siê, ¿e „dobrym” uczynkiem by³obyw³aœnie wrêcz coœ innego
[ Pobierz całość w formacie PDF ]
Darmowy hosting zapewnia PRV.PL