[ Pobierz całość w formacie PDF ]
.Dalej był jeszcze jeden korytarz, szerszy niż droga, która prowadziła do wsi Tai-sharm, a w jego końcu, nareszcie, tylne drzwi do pałacu, naprawdę wspaniałe.Były zamknięte i zaryglowane.Tai-sharm i Złodziej nie mieli chyba żadnych szans, aby otworzyć je w tak krótkim czasie, jaki im pozostał.Złodziej, który potrafił wyłowić uchem, jak stróż dłubie w zębach o dwa domy dalej, już słyszał pogoń zbliżającą się do kuchni.Nie trząsł się ze strachu ani nie pocił, ale wargi miał białe.Tai-sharm bez wahania rzuciła się wprost na najbardziej oddalony, najniższy kaseton po lewej stronie drzwi i już przy nim majstruje – szturcha to wygięcie, przekręca tamto wybrzuszenie, pcha ozdobny guz.Ale nic się nie stało.Dziewczyna powtarzała wszystkie czynności po raz drugi, krzycząc:– One się otwierają, otwierają, widziałam, jak pewien żołnierz kiedyś to robił! Każdego wieczoru powtarzałam przy ścianie jego ruchy, aby moje palce ich nie zapomniały.Teraz nie potrafię, nie potrafię.!Złodziej odepchnął ją na bok, wcale nie delikatnie.Bez słowa kucnął przed kasetonem, cicho gwiżdżąc przez zęby.Pościg był już przy schodach – Tai-sharm mogła nawet rozróżnić desperackie wrzaski pierwszego ministra.Dopiero wtedy zaczęła się bać.Złodziej sapnął i wtem kaseton odskoczył z trzaskiem, drzwi się otworzyły na srebrzyste poranne słońce i błyszczące od rosy trawniki.Dziewczyna wyszła za próg zwinnie, niczym shukri, a Złodziej za nią.– Tędy! – Pokazał w światło słońca.– Mur jest tutaj najbliżej!Ale nie, Tai-sharm skręciła w dół skarpy, w kierunku zaniedbanego labiryntu z krzewów targary, w którym nie można się ukryć.Złodziej przypuszczał, że dziewczyna oszalała ze strachu.Biegł co sił i krzyczał, że tu nie mają żadnych szans, że żywopłot nie jest nawet na tyle wysoki, aby uchronić przed pościgiem kogoś tak niskiego jak ona.Jak królowa, którą być nie chciała, Tai-sharm nie odwróciła się ani razu.A skoro już mowa o władcach, z pałacowego dachu dał się słyszeć krzyk.Złodziej zobaczył króla, z pewnością to król, ciemny na tle bladego nieba, pochyla się nad parapetem, wskazuje Tai-sharm i coś wrzeszczy.Do uszu Złodzieja dochodzą tylko dwa słowa: „Ryba.Ryba.!” Żołnierze gramolili się przez zbyt ciasne dla nich drzwi, doprawdy klowni w kolczugach – ale go zobaczyli! Złodziej pobiegł zdesperowany do labiryntu.Przez chwilę nie widział Tai-sharm, gdyż labirynt wciąż jeszcze więził we wnętrzu odrobinę nocy.Ale oto i ona, klęczy przy maleńkiej, zdławionej przez liście sadzawce, porusza wargami.Co mówi? Nagle Złodziej znowu usłyszał ten głos, ten ani męski, ani kobiecy głos, który śpiewa tę samą dziwną melodię:Głębiej, coraz głębiej, prawie że bez końca, tam gdzie nie dochodzi żaden promień słońca, stamtąd gdzie próżne na światło czekanie, jednak odpowiadam na twoje wołanie.Leniwy wir – silne uderzenie ogona – i ukazała się ryba.Brzydka śpiewająca ryba.– Dziecko, czego chcesz ode mnie?A Tai-sharm odpowiedziała tak spokojnie, jak gdyby były same i królewscy żołnierze z wrzaskiem nie dobiegali już do labiryntu.– Kiedyś błagałam cię, abyś pomogła mi uciec.Powiedziałaś, że to jeszcze nie czas.– Tak było, przyznaję – rzekła śpiewająca ryba.Złodziej potrząsnął ramieniem Tai-sharm.– Dziewczyno, wskakuj do wody, zerwiemy trzciny i będziemy przez nie oddychać.Tai-shram nie zwracała na niego uwagi, podobnie jak na ludzi króla, którzy byli tuż-tuż.– Po pewnym czasie znowu poprosiłam cię o pomoc i znowu mi powiedziałaś, że czas jeszcze na to nie nadszedł.– Tak uczyniłaś i ja rzeczywiście tak ci odpowiedziałam – odrzekła śpiewająca ryba.Złodziej oniemiał.Widział już osłonięte szyszakami głowy ponad wyschniętym żywopłotem z targary i po raz pierwszy żałował, że nie wziął nawet małego noża, by podciąć sobie gardło.Obok niego Tai-sharm nadal uprzejmie rozmawiała z brzydką rybą
[ Pobierz całość w formacie PDF ]
Darmowy hosting zapewnia PRV.PL