[ Pobierz całość w formacie PDF ]
.Było w tych słowach takie samo ciepło, jak w oddechu, który ją owionął.- Nie będę.Powiodła dłońmi po jego piersi, by objąć go za szyję.On wolną ręką powoli sięgnął ku jej włosom.- Poczekaj! - Ale powstrzymała go zbyt późno.- Muszę - odparł.I włosy już opadły luźną falą na plecy, uwolnione jego zręcznymi dłońmi.Dziesięć minut zajęło ich upinanie, a jemu rozpuszczenie - dziesięć sekund.Pół godziny doprowadzała do idealnego ładu swój wdowi strój, a on jednym objęciem zburzył ten ład.Ujął dłonią jej policzek.- Dziś w nocy do ciebie przyjdę.Dziś w nocy, Hester.„Dziś w nocy”.Nie sposób było opacznie pojąć tych słów.Powoli skinęła głową.Kiedyś w końcu z jakimś mężczyzną musiało się to stać.Nie miała przecież ochoty przeżyć całego życia jako dziewica, tak czy nie?Była jednak pewna trudność.Jak ona mu wytłumaczy, że jako dwudziestoośmioletnia wdowa jest tak niedoświadczona, jeśli chodzi o to, co dzieje się między kobietą a mężczyzną? A wyjaśnianie będzie się wiązało z historią jej matki, a tym samym i z ojcem.No i z bratem.O Boże.Musiałaby o tym pomyśleć.Tylko że teraz nie potrafiła myśleć.Teraz, kiedy ją obejmował, dotykał.całował.- Jest tylko.jest jedna sprawa, Adrianie.Zamknął jej usta pocałunkiem.- Nie obawiaj się, będę dyskretny.- Starł jej kciukiem ślad łez z policzka.- Obiecuję ci, Hester, że nie będziesz musiała płakać przeze mnie.Chyba że będą to łzy radości.- I znów ją pocałował, władczym, zapierającym dech pocałunkiem, od którego z głowy znikał wszelki ślad myśli, a ciało topniało od środka jak wosk.Była giętka w jego objęciu; teraz osłabła.Przyjmowała jego pocałunki; teraz płonęła pragnieniem, by całował ją dalej.Była zachęcająca; teraz dyszała pożądaniem.Wepchnął jej kolano między nogi.Jęknęła na tę surową pieszczotę.Przechylona w tył w jego ramionach, cała wydana była jego zachłannym pocałunkom i zaborczym dłoniom.Jedna pierś, potem druga.Pieścił je, aż niemal załkała z rozkoszy.Poruszył kolanem między jej udami, ale za mało to było, by ją zaspokoić.Chciała poczuć tam jego rękę.Jego usta.Twarz zapłonęła jej na tę myśl.Kiedyż ona stała się taka wyuzdana? Och, bez wątpienia była córką swej matki.I jak gdyby na potwierdzenie tej okropnej prawdy, dało się słyszeć wołanie:- Hawke.Hawke! Brat.- Hawke.Jesteś tu gdzieś?Było to jak chluśnięcie zimnej wody.Głos ludzkiej opinii - i jej własnego sumienia.Odepchnęła Adriana i padła na ławeczkę.- Muszę iść - szepnął Adrian.Skinęła głową, a włosy zatańczyły jej przy tym na ramionach.Choć wciąż nieco oszołomiona, zebrała je w garść i spróbowała jakoś doprowadzić do ładu.Zaczynało się to już stawać irytującym obyczajem.Zatrzymał się w wejściu do altanki, oświetlony od tyłu blaskiem księżyca.- Kiedy opuścisz przyjęcie, pojadę za tobą.Znów skinęła głową, obawiając się mówić.Powiedzieć na głos: „Jedź za mną do domu, gdzie dokończymy to, co zaczęliśmy wczoraj” - wyglądało to na zbyt rozmyślne, zbyt zaplanowane.Jak łatwo było dać się zaskoczyć namiętności! O ileż trudniej - zorganizować potajemną schadzkę.Kiedy jednak jechała jakiś czas później do domu, nie potrafiła uciec od myśli o tym, co zaplanowała, i o tym, co już zrobiła.Po wyjściu z altanki Adrian odnalazł Horace’a i odwrócił jego uwagę, tak że mogła niepostrzeżenie wrócić na przyjęcie.Grała w karty nieuważnie, przegrywając sromotnie.Wyszła, gdy wniesiono jakiś wyrafinowany deser, co wzbudziło na sali radosny gwar.Wyszłaby nawet wcześniej, gdyby zdołała.Bądź co bądź, w tym tłumie krążył cały czas jej ojciec, ostatnia osoba, z jaką pragnęłaby mieć do czynienia.Na szczęście było na tyle ciasno, że Horace nie zdążył ich sobie przedstawić, choć widziała, jak ojciec wita się z Dulcie i lady Ainsley.A jakby tego było za mało, musiała jeszcze unikać i Adriana.Tak, musiała, choć nie bardzo wiedziała dlaczego.Nie grał w karty, podobnie jak George Bennett, trzeci mężczyzna, którego nie pragnęła spotkać na swej drodze.Ten ostatni wyłącznie pił i patrzył bykiem na każdego, a zwłaszcza na Adriana Hawke’a.Tyle sekretów w jednej sali, tyle napięcia! Absurdalność tej sytuacji była niemal śmieszna.Teraz, w kruchym zaciszu wnętrza powozu, potarła palcami skronie.Ależ zabawną farsę zrobiłby z tego Szekspir.Fiasko nocy letniej.Wiele hałasu o coś, czego nikt nie podejrzewa.Poskromienie wdowy-dziewicy.Zachichotała, ale raczej nerwowo niż wesoło.Najbardziej spodobał jej się ostatni tytuł.Nawet jeśli w ludzkich oczach nadal będzie wdową, to po tej nocy na pewno nie będzie już dziewicą.Wstrząsnęła się i zacisnęła usta.Czy całkiem już zgłupiała? Robić sobie takie żarty.W domu otworzył jej pan Dobbs, po czym poszedł wyprząc konia i zaprowadzić go do stajni.Panią Dobbs odprawiła, zanim jeszcze kobieta zdołała podnieść się z bujanego fotela.Znalazłszy się w swej sypialni, wyglądającej świeżo i niewinnie niczym sypialnia młodej dziewczyny, Hester rozpoczęła przygotowania.Precz sztywne mankiety, precz suknia, precz kolejne niepotrzebne halki! Potem poszły podwiązki, pończochy i modne pantalony.Nigdy tak się nie cieszyła ze swej nocnej koszuli w morskim kolorze, jak cieszyła się w tej chwili.Czy mu się spodoba?Chyba tak.Była tego niemal pewna.Podeszła na palcach do okna wychodzącego na tył domu.W pokoju Dobbsów, za kuchnią, mrugało światło.Usiadła w oknie frontowym i szczotkując włosy, czekała na swego nocnego gościa.Sto pociągnięć szczotką, i jeszcze go nie było.Rozpoczęła kolejną setkę.Przy sześćdziesiątym pierwszym pociągnięciu zobaczyła go.Na koniu ciemnej maści, spowity w nocny mrok, mógł być równie dobrze nieznanym samotnym jeźdźcem.Ale ona go rozpoznała i zareagowała każdym włókienkiem swego ciała.Tak toczy się ten świat.Taki jest naturalny bieg rzeczy.Kwiaty rozchylają kielichy z nadejściem jutrzenki, ptaki przylatują, gdy nastaje wiosna, polne koniki grają o zachodzie słońca.A ona reaguje na Adriana Hawke’a.Poprzez szkło szyby, poprzez ciemność nocy.On był tym jedynym, na którego reagowało całe jej jestestwo.Dlaczego właśnie on? Patrzyła, jak zsiada z konia i przywiązuje go w bocznej alejce.Czy była to reakcja czysto fizyczna? Czy może grało rolę to, że i on, podobnie jak ona, był społecznym wyrzutkiem, który znalazł sposób, by przedostać się do zamkniętego towarzyskiego kręgu? Że w gruncie rzeczy więcej jest między nimi podobieństw niż różnic?Zaskakująca była ta myśl.Nie miała jednak czasu na rozmyślanie.Zerwała się.Był już przed domem, a ona tak była pochłonięta jego widokiem, że zapomniała otworzyć drzwi!Czekał na podeście schodów.W milczeniu wpuściła go; w milczeniu wszedł.A jednak niezwykle wymowne było to milczenie.Spojrzenia, postawa, rytm oddechu - wszystko to mówiło bardzo wiele.I wisząca w powietrzu aura oczekiwania.- Wszystko w porządku? - szepnął, gdy prowadziła go na górę.Skinęła głową, choć nie była tego do końca pewna.Czy planowanie własnej ruiny rzeczywiście jest w porządku?Położył jej dłoń na karku i zwrócił ją ku sobie.Władczy to był gest.A zarazem, pomimo że tyle wydarzyło się między nimi, ciężar jego ręki na niemal nagim ramieniu wydał się jej najintymniejszą pieszczotą.Podniosła na niego oczy, prawie że niezdolna oddychać.- Czy jesteśmy sami? - spytał.- Tak.Tak jakby.- Przełknęła ślinę i zaczerpnęła tchu.- Mieszkanie państwa Dobbs jest z tyłu.Za kuchnią
[ Pobierz całość w formacie PDF ]
Darmowy hosting zapewnia PRV.PL