[ Pobierz całość w formacie PDF ]
.Podmuch uniósł je wysoko, a płomienie ogarnęły zasłonę przy drzwiach balkonowych.Nie bacząc na pożar, mężczyźni walczyli zawzięcie.Osłupiały Malcolm patrzył na nich jak porażony.Nagle opamiętał się i zebrał myśli.Skoczył ku drzwiom, wypadł z sypialni i popędził korytarzem, waląc w drzwi innych pokoi.Na łeb, na szyję rzucił się ku schodom i zbiegł do sieni.Słyszał dobiegające z tyłu przerażone okrzyki matki i stryjenki Katherine.Wyrwane ze snu natychmiast poczuły dym i popędziły za nim.Przytrzymał się balustrady i zeskoczył na dywan rozpostarty przy schodach.W głowie kołatała mu uporczywa myśl.Do gabinetu! Ratować ojca! Gdy Malcolm stanął na progu gabinetu, wewnątrz zastał prawdziwe piekło.Płomienie szalały z trzaskiem i szumem, kłęby czarnego dymu spowijały gorejące sprzęty.Prowadzące do ogrodu drzwi były szeroko otwarte, a wiatr wzmagał siłę niszczycielskiego żywiołu.- Nie! - krzyknął Malcolm.Rzuciłby się w płomienie, gdyby matka i stryjenka nie przybyły na czas, żeby go powstrzymać.- Nie! Puśćcie mnie! Puszczajcie! Tata i stryj Charles tam zostali!Oniemiałe z rozpaczy kobiety nic nie mogły uczynić dla ratowania mężów.Przepalone belki sufitu waliły się z trzaskiem na ogarniętą ogniem podłogę.Tynk pękał i płatami odpadał z kamiennych ścian, stając się nową pożywką dla płomieni.Pożar ogarniał sąsiednie pomieszczenia i zaczął wpełzać na piętro.Służba opuściła w popłochu izdebki na facjatce.Szlochająca stryjenka Kathe-rine wraz z pokojówkami wbiegła po schodach, żeby z sypialni zabrać dwoje śpiących dzieci.Kilkoro służących popędziło za nią, oferując pomoc.Reszta ustawiła się na dziedzińcu, tworząc szpaler od starej kamiennej studni do ganku.Podawali sobie wiadra z wodą.Malcolm stracił poczucie czasu.Nie miał pojęcia, jak długo chlustał wodą na szalejące płomienie.Rwał się do działania, aż matka przytuliła go do piersi.Zwolniła uścisk dopiero, gdy przestał się wyrywać.Zrezygnowany przytulił głowę do jej ramienia i rozpłakał się żałośnie.Był w rozpaczy, bo nie zdołał uratować ojca ani ocalić rodzinnego dobytku.Mimo wysiłków panicza i służby dwór płonął, a płomienie niszczyły wszystko na swojej drodze.Garstka ludzi walczących gołymi rękami przegrała z rozpasanym żywiołem.- Odsuń się, syneczku - przekonywała czule matka.- Twój ojciec.byłby z ciebie dumny.Uczyniłeś wszystko, co w twojej mocy, a nawet więcej.- Powinienem go uratować! Moim obowiązkiem było za wszelką cenę ocalić tatę i stryjaCharlesa!- Próbowałeś, Malcolmie.Jedynie to się liczy.Ogień został zaprószony przypadkowo.Ten straszny, tragiczny wypadek.- Nie, mamo! To sprawka tamtego łotra! Wszystko widziałem! Celowo podpalił.- Milcz, synu, milcz! Jesteś wyczerpany i przybity ogromem nieszczęścia.W głowie ci się miesza.Nie wiesz, co mówisz - przerwała ostro matka.Gdy znów próbował się jej sprzeciwić, zatkała mu usta ręką i nieznacznym mchem głowy nakazała milczenie.Z jej oczu wyzierał strach.- Cicho bądź! Rozumiesz? Odejdź na bok i nie stój tu w samej koszuli, bo rozchorujesz się od nocnego chłodu.Stryjenka Katherine z pomocą służby wyniosła trochę naszych ubrań.Musisz się ciepło odziać.Przenocujemy w stodole, a rano postanowimy, co dalej robić.Malcolma zdumiało osobliwe zachowanie matki i wyraźne żądanie, aby zamilkł.Razem poszli do starej kamiennej stodoły.Jak na ironię, z powodu przenikliwego zimna ocalała z pożaru rodzina i służba musiała rozpalić ognisko na glinianej polepie, żeby się ogrzać.Wszyscy umościli sobie wokół ognia legowiska z siana i nakryli je wyniesionymi z domu kocami.Dla ciepła i nabrania otuchy pokładli się jedno przy drugim.Porażeni stratą ledwie byli w stanie ogarnąć umysłem ogrom nieszczęścia.Mało się odzywali, znużeni walką z pożarem, który kosztował życie dwu mężczyzn, a resztę rodziny zostawił bez dachu nad głową.Wstali przed świtem, znużeni i mocno wychłodzeni, ponieważ ognisko zgasło.Płomienie, które przed kilkoma godzinami szalały we dworze, pogasły, bo nad ranem rozpadało się i mżawka zdusiła ogień.Tam, gdzie na zielonym trawniku stał dom, pozostały dymiące, poczerniałe kikuty kamiennych ścian.Nieszczęśni pogorzelcy musieli przede wszystkim przeszukać gabinet
[ Pobierz całość w formacie PDF ]
Darmowy hosting zapewnia PRV.PL